Stosuje caspering na facetach. "Wolę zadbać o swój komfort"

Stosuje caspering na facetach. "Wolę zadbać o swój komfort"

Ofiary casperingu tracą poczucie własnej wartości - zdjęcie ilustracyjne
Ofiary casperingu tracą poczucie własnej wartości - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Adobe Stock | Nemanja Saric
17.03.2024 15:00, aktualizacja: 17.03.2024 16:19

– Wydawało mi się, że to takie miłe zrywanie. Uczucia się wygaszają, ta osoba ma czas, żeby się pogodzić ze zmianą sytuacji, zaangażowanie umiera. Kończymy wszystko bez konfliktu - twierdzi Julia, która od jakiegoś czasu stosuje caspering.

Caspering uchodzi za nieco mniej radykalną formę innego popularnego zjawiska, którego doświadczają osoby randkujące i w związkach, czyli ghostingu. Ghosting to nic innego, jak sytuacja, w której osoba, z którą mieliśmy do tej pory świetny kontakt, kończy z nami relację i znika bez słowa. Przestaje odpisywać na wiadomości, blokuje nasz numer czy nawet cichaczem wyprowadza się ze wspólnego mieszkania.

Osoby stosujące caspering nie zachowują się równie drastycznie – wciąż utrzymują z nami kontakt, ale odpisują z dużym (kilkunastogodzinnym czy nawet kilkudniowym) opóźnieniem, odwlekają kolejne randki i wciąż wymyślają wymówki, dlaczego nie mogą się spotkać.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Katarzyna Bralewska, mentorka zmiany i świadomości kobiet, współtwórczyni projektu społecznego "Nie jesteś sama", zauważa, że stopniowe ograniczanie kontaktu, prowadzące do cichego zakończenia relacji, jest przejawem niedojrzałości i brakiem odwagi do przeprowadzania dorosłych rozmów.

– Jeśli nie uważamy drugiego człowieka za wartego prawdy, czy na pewno szanujemy siebie? To, że dana relacja przestaje nam odpowiadać, jest normalną koleją rzeczy, jednak pozostawiając drugą osobę z wieloma pytaniami w głowie: "Dlaczego? Co ja takiego zrobiłem? Co poszło nie tak?", sprawiamy, że traci ona poczucie własnej wartości czy stabilności i kolejny raz trudno jej będzie zaufać drugiemu człowiekowi. Zarówno w relacjach przyjacielskich, jak i partnerskich – mówi ekspertka.

"Przez trzy miesiące nie znalazł dla mnie czasu"

Patrycja poznała Tomka przez internet. Najpierw długo ze sobą pisali, a potem, kiedy okazało się, że "są wręcz dla siebie stworzeni", umówili się na pierwszą randkę. Bardzo udaną. Potem drugą, trzecią, czwartą i piątą. Do szóstej jednak już nigdy nie doszło.

– Kompletnie nie byłam w stanie pojąć tej sytuacji – wspomina Patrycja. – Wszystko szło idealnie, jestem pewna, że oboje byliśmy zauroczeni. Tylko że jemu najwyraźniej szybko przeszło, bo po piątej randce nagle zaczął się zupełnie inaczej zachowywać.

Wcześniej pisali ze sobą codziennie od rana do nocy, nagrywali tzw. głosówki, dzwonili, wysyłali fotki. Nagle jednak Tomek zamilkł.

– Zdziwiłam się, kiedy nie napisał rano, ale pomyślałam, że jest zajęty. Zdarza się. Kiedy nie odzywał się przez cały dzień, trochę spanikowałam – opowiada. – Zadzwoniłam do niego wieczorem, nie odebrał. Wysłał mi tylko info, że nie może rozmawiać i odezwie się jutro. Tylko że następnego dnia też milczał. Ja pisałam, bo mi zależało, chciałam wiedzieć, o co chodzi. Wreszcie nagrał mi wiadomość, że wszystko jest dobrze, nie może się doczekać spotkania, że mnóstwo rzeczy zwaliło mu się na głowę i żebym się nie martwiła.

Ale Patrycja się martwiła. Wmawiała sobie, że przesadza, jednak intuicja jasno dawała jej do zrozumienia, że coś tu jest nie tak.

– Próbowałam zachowywać się normalnie, pisałam do niego, choć trochę rzadziej, żeby się nie narzucać, a z jego strony kontakt był już sporadyczny. Nie pytał, co u mnie, odpisywał pojedynczymi zdaniami. Było mi strasznie przykro – relacjonuje kobieta.

– Wymigiwał się też ze spotkań. Mieliśmy się zobaczyć w piątek, ale odwołał, bo coś mu wypadło. Wypadła mu impreza ze znajomymi, o czym dowiedziałam się z jego social mediów. Zaproponował poniedziałek, ale potem stwierdził, że bez sensu, bo będzie długo pracował, a musi się wcześniej położyć. Przez trzy miesiące nie znalazł dla mnie czasu. Wtedy uznałam, że to nie ma sensu i… sama przestałam pisać – podsumowuje.

W ten sposób, jak mówi, ich relacja kompletnie umarła, bo Tomek nigdy więcej się już nie odezwał.

"Wolę zadbać o swój komfort"

Julia przyznaje, że jest strasznym tchórzem, a poważne rozmowy o związkach ją przerażają.

– Najgorsze jest zrywanie – twierdzi. – Za każdym razem, kiedy chciałam zerwać twarzą w twarz, facet zaczynał płakać, prosił mnie o powrót, groził, że sobie coś zrobi, więc oczywiście miękłam. Potem próbowałam zrywać przez telefon, ale to też się nie sprawdzało. Pisali pełne żalu wiadomości, wydzwaniali, musiałam tłumaczyć swoją decyzję. Koszmar. Dlatego zaczęłam stosować metodę cichego wycofywania się z relacji.

Kiedy Julia chce zakończyć związek lub znajomość, zaczyna powoli stwarzać dystans między sobą a partnerem. Pisze coraz mniej, na telefony nie ma czasu, spotkania stale przekłada. Tłumaczy to pracą lub obowiązkami, złym samopoczuciem – cokolwiek jej przyjdzie do głowy.

– Wydawało mi się, że to takie miłe zrywanie – twierdzi. – Uczucia się wygaszają, ta osoba ma czas, żeby się pogodzić ze zmianą sytuacji, zaangażowanie umiera. Kończymy wszystko bez konfliktu. Plus daję mu przewagę, bo to on może ze mną zerwać, a przecież faceci lubią "zwyciężać" i mówić, że to oni zakończyli związek.

Kiedy pytam, czy zastanawiała się kiedyś, co mogą czuć jej partnerzy – czy postawiła się na ich miejscu – Julia zaprzecza.

– W takich sprawach uważam, że każdy powinien być egoistą. Dla mnie ważne, jak ja się czuję. A skoro wcześniej tak mnie traktowano i stosowano szantaże emocjonalne, to teraz wolę zadbać o swój komfort – kwituje.

Rany, które w sobie nosimy

Caspering stosują często osoby, które boją się konfrontacji i podjęcia decyzji o zakończeniu relacji. Zaczynają więc wycofywać się, mając nadzieję, że kontakt samoistnie wygaśnie. Albo druga osoba, zdenerwowana sytuacją, zerwie z nimi jako pierwsza. Uważają przy tym, że nie robią nikomu krzywdy, często też nie widzą w swoim zachowaniu niczego złego. A to błąd, bo ich partner najczęściej panikuje, snuje domysły, być może obwinia się o tę sytuację, marnuje swój czas na dalsze próby odbudowy relacji.

– Jeśli wiemy, że dana relacja nam nie służy lub się wypaliła, miejmy odwagę powiedzieć proste "dziękuję". Każdy człowiek, który staje na naszej drodze, jest dla nas po coś, żeby nas czegoś nauczyć, pokazać nam coś, co mamy dostrzec w sobie, abyśmy mogli wzrastać i rozwijać się. Traktujmy innych tak, jakbyśmy chcieli sami być potraktowani, ponieważ po drugiej stronie zawsze jest osoba i jej uczucia – radzi Katarzyna Bralewska.

– Wielu dorosłych ludzi nie zdaje sobie sprawy z ran, jakie w sobie noszą. Porzucają, nie mając świadomości, że robią to, aby sami nie być porzuconymi. Każde porzucenie lub porzucanie powinno być dla nas wskazówką i pytaniem: "Jaką lekcję o mnie powinienem odrobić? Dlaczego przyciągam ludzi, którzy mnie porzucają? Czego jeszcze o sobie nie wiem, a ta sytuacja ma mi to pokazać?". Pamiętajmy, że porzucenie nie zawsze mówi, że to z nami jest coś "nie tak" - dodaje ekspertka.

Sonia Miniewicz dla Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (317)
Zobacz także