Blisko ludziPolki, które mieszkają na końcu świata. Raj, plaża, deszczowe miasto i gigantyczna metropolia

Polki, które mieszkają na końcu świata. Raj, plaża, deszczowe miasto i gigantyczna metropolia

Z piaszczystej, rajskiej plaży, z polskiej ambasady w Szanghaju, z kambodżańskiej knajpy pachnącej pierniczkami. Te Polki znalazły swoje miejsce w świecie daleko od Polski. Specjalnie dla czytelników WP Kobieta nagrały świąteczne życzenia.

Polki, które mieszkają na końcu świata. Raj, plaża, deszczowe miasto i gigantyczna metropolia
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Magdalena Drozdek

21.12.2017 10:28

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Kiedy kilka miesięcy temu zaczynałam cykl #KobietyNieZnająGranic nie spodziewałam się, że będę mogła wirtualnie przejść się uliczkami Phnom Penh razem z Ewą, że Żaneta oczaruje mnie pięknem australijskich plaż, że posłucham, jak Marta płynnie po chińsku będzie wyjaśniać sąsiadce, że wszystko u niej dobrze. Siedem kobiet opowiedziało, jak wygląda ich życie na emigracji. Nie wszystkie chcą wracać do Polski, nie wszystkie tęsknią.

Żaneta, Ewa, Magda i Marta nagrały specjalnie dla czytelników WP Kobieta świąteczne życzenia.

Marta Kucmierz wyjechała z Sosnowca i zamieszkała w Szanghaju. Polka pracuje w fabryce lokomotyw. Jest tu pierwszym obcokrajowcem w ponad 100-letniej historii firmy. - Podczas studiów wyjechałam do Rosji i Chin, by zobaczyć, jak się tam żyje. W Chinach zostałam o rok dłużej, ponieważ dostałam stypendium od rządu chińskiego. Wtedy podjęłam decyzję, by wrócić tam w przyszłości, by się tego języka dobrze nauczyć – wspomina Marta. Marta mieszkała już 5 miesięcy w Ningbo, rok w Harbinie na północy Chin (co ciekawe, miasto założyli przed laty Polacy), 2 lata spędziła w Changzhou, teraz mieszka w Szanghaju.

Cztery lata temu Ewa opuściła Polskę i przyjechała do Kambodży. Miała uprawiać pieprz, a założyła knajpę. Pierogi i chleb w środku Azji? Nie ma rzeczy niemożliwych. Nauczyła Khmerów piec chałkę, chleb na zakwasie, do pierogów jeszcze się nie przekonali, ale próbują. Namiastkę świątecznych dań stanowią te z kapustą kiszoną. Są i tradycyjne pierniczki. Czy czuje się w Kambodży emigrantką? - To jest mój dom. Przynajmniej chwilowo – dodaje po chwili. - Na pewno jestem Polką i zawsze nią będę. Polska to mój dom. To, że teraz mieszkam tutaj, to jedno. Nie będę udawać, że jestem kimś innym – mówi.

12 lat temu Magda wyemigrowała z Polski do Wielkiej Brytanii. Pracowała na zmywaku, zahaczyła też o palarnię zdjęć rentgenowskich, produkcję alarmów przeciwpożarowych i magazyn kosmetyków. Dziś pracuje w międzynarodowej korporacji. - Zawsze uparcie mówiłam, że dom jest w Polsce. Zawsze. Ale pogodziłam się z tym, że już zawsze będę myślała, że wakacje w Polsce trwają zbyt krótko. Zawsze będę tęskniła, przy pożegnaniach już zawsze będę płakała. Chciałabym wierzyć, że wybrałam swoją drogę i pogodziłam się ze wszystkimi konsekwencjami. Ale nigdy nie przestałam za Polską tęsknić. Jestem przekonana, że skoro raz potrafiłam spakować walizkę i wyjechać w nieznane, to wyjazd do Polski nie powinien być trudny - opowiada.

Żaneta przyjechała do Australii 10 lat temu. Przypadek klasyczny: miała zostać dwa lata, a ułożyła sobie tu życie. Zakochała się, wyszła za mąż, dziś ma dwie córeczki. W Sydney stworzyła swoją małą, polską oazę. - Myślę, że my, Polacy na emigracji, chcemy się jednoczyć, potrzebujemy tego i pielęgnujemy nasze polskie przyjaźnie, ale wydaje mi się z moich obserwacji, że nie lubimy się do tego głośno przyznawać. Na szczęście są jednostki, które dbają o rozwój Polonii w Australii. Przez pierwsze kilka lat na emigracji szczerze przyznaje, że nie znałam nikogo z Polski, mój mąż jest Australijczykiem i przebywałam wyłącznie w tutejszym towarzystwie. Wszystko zmieniło się jednak, gdy pojawiły się dzieci. Zrozumiałam, że konsekwencją mojego wyjazdu z Polski jest obecna sytuacja, w której moje córki nie mają tu babci, wujków i cioć. Wracam pamięcią do mojej młodości i chcę, aby moje dzieci również doświadczyły polskości - mówi Żaneta.
- Prawie 10 lat później codziennie pytam sama siebie: "Co ja tu robię?" albo "Kiedy ten czas zleciał?". To bardzo trudne pytanie. Żałuję, bo mogłam te lata spędzić z moją rodziną w Polsce, a dziś mojego taty na przykład już nie ma. Żałuję również każdego dnia, w którym zabieram babci wnuczki i wnuczkom babcie. Ale z drugiej strony nie żałuję, bo gdybym tu nie przyleciała, nie miałabym tego życia, którym teraz żyję, a bardzo to życie całą piersią kocham – opowiadała mi.

_**W nowym roku startujemy z kolejnymi odsłonami cyklu #KobietyNieZnająGranic. Jeśli ty też któregoś dnia postanowiłaś spakować walizki, kupić bilet na drugi koniec świata i zacząć wszystko od nowa, napisz do mnie: magdalena.drozdek@grupawp.pl! Opowiedz nam swoją historię emigracji. **_

Komentarze (43)