Pomaga Polkom rodzić w UK. Mówi, czym jest "poród na zdechłą żabę"
11.06.2023 16:28, aktual.: 14.06.2023 15:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Panowie są szoku, że kobieta może rodzić inaczej, niż leżąc na łóżku szpitalnym na plecach z szeroko rozłożonymi nogami. Mają w głowach taki obraz porodu i nie wiedzą, że można rodzić inaczej. Ja takie rodzenie nazywam "na zdechłą żabę" - mówi doula Agnieszka Pluta-Szkaradek.
Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: Uczestniczyła pani dziś w narodzinach?
Agnieszka Pluta-Szkaradek, doula, właścicielka Polskiej Szkoły Rodzenia w UK i autorka książki "Poród zaczyna się w głowie": Nie, akurat dziś nie. Dziś uczestniczyłam w konsultacjach laktacyjnych. Pomagałam młodej mamie ogarnąć karmienie.
A kiedy ostatnio była pani przy porodzie?
Dokładnie 24 maja. Poród przebiegł prawidłowo. Wszystko poszło szybciej niż zakładałyśmy. To był poród w Domu Narodzin, tzn. Birth Center. W Wielkiej Brytanii mamy trzy miejsca, w których można urodzić. Pierwszym z nich jest porodówka, czyli popularne miejsce, bardzo podobne do tego w Polsce. Obywają się tam porody wysokiego ryzyka.
Drugie miejsce to już wspominany Dom Narodzin, który może być osobną placówką lub oddziałem przyszpitalnym. W takim miejscu są o wiele lepsze warunki rodzenia niż w szpitalu. Sale są wyposażone w więcej sprzętów: drabinki, piłki, worki, wieszaki, wanny porodowe, indywidualną łazienkę, duże łóżko domowe, dla dziecka jest kosz Mojżesza, drewniany przewijak. To takie miejsce, które jest bardzo podobne do pokoju domowego. Domy Narodzin są prowadzone przez położne, nie ma w nich lekarza. Jeśli jest potrzeba podania znieczulenia, nagłego przeprowadzenia cesarskiego cięcia, to kobieta przewożona jest na porodówkę.
Trzecią możliwością są porody domowe, które również są refundowane.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kto uczestniczy w porodzie domowym?
Dwie położne ze szpitala, które przyjeżdżają do porodu ze sprzętem.
Na pani stronie internetowej można przeczytać, że po drugim porodzie miała pani zespół stresu pourazowego. Ten poród odbył się w Polsce czy w Wielkiej Brytanii?
Dwa moje pierwsze porody odbyły się w Polsce. Ten drugi był przełomowym momentem w moim życiu. W czasie pierwszego porodu nie miałam wiedzy. Myślałam, że wszystko odbywa się prawidłowo. Na porodówce w Polsce szło to taśmowo, wszystkie kobiety tak rodziły. W czasie porodu nie można było wyjść, odezwać się. Nie odczuwałam wtedy, że coś jest nie tak. Z perspektywy mojej dzisiejszej wiedzy, było tam mnóstwo zaniedbań.
Do drugiego porodu nastawiłam się inaczej. Już wiedziałam, czego nie chcę. Niestety dokładnie to, czego nie chciałam, zostało zrobione bez mojej zgody i wiedzy. Szpital podszedł do mojego porodu schematycznie.
To znaczy?
To znaczy, że położna powiedziała do mnie: "Przyjdź do szpitala w piątek. Akurat mam dyżur, to raz, dwa urodzisz". I ja głupia się zgodziłam.
Rozumiem, że podano pani oksytocynę, żeby akurat tego dnia wywołać poród?
Owszem. Z grubej rury podano mi oksytocynę, później przebito worek owodniowy. Dostałam mnóstwo leków w kroplówce. Moje ciało nie dawało rady. Ani ja, ani dziecko nie byliśmy jeszcze gotowi na poród. Pamiętam, jak drgałam. Leżałam nieruchomo na lewym boku, żeby mogło się zapisywać KTG. Nie dostałam jedzenia, picia. To był typowy poród szpitalny.
Dziecko urodziło się zdrowe?
Tak, ale po latach widzę skutki tych porodów, które odbiją się przede wszystkim na dzieciach.
Nie tylko na nich. Wspomniała już pani o stresie pourazowym.
Pojawił się u mnie zespół stresu pourazowego, który często bywa mylony z depresją poporodową. U mnie objawami były flashbacki, wspomnienia, wizje, powroty myślami do sali szpitalnej i wyrazu twarzy położnej, który pojawiał mi się przed oczami. To były takie migawki sytuacji z porodówki. Potrafiło to do mnie wracać w najmniej spodziewanych momentach, np. kiedy pół roku po porodzie oglądałam z mężem film. Łzy mi napływały do oczu, płakałam bez powodu.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to "hormony" po ciąży.
Tak, ale to nie było to. Zgłosiłam się do lekarza. Trafiłam na terapeutkę, która pomogła mi to poukładać i wydała diagnozę o zespole stresu pourazowego. Upłynęło trochę czasu, zanim udało mi się go uzdrowić.
Mimo negatywnych doświadczeń zdecydowała się pani na kolejną ciążę.
Kiedy syn miał dwa lata, przeprowadziliśmy się do Wielkiej Brytanii. Wtedy okazało się, że jestem w kolejnej ciąży. Niestety straciliśmy ją, ale szybko zaszłam w następną. Od razu wiedziałam, że będę chciała urodzić w domu. Wtedy byłam już instruktorką szkoły rodzenia, byłam w trakcie certyfikacji na doulę.
Chęć zdobywania wiedzy w tej dziedzinie zrodziła się w pani pod wpływem negatywnych doświadczeń porodowych?
Tak, to się nazywa w psychologii wzrostem potraumatycznym. W momencie kiedy zrozumiałam, co się wydarzyło i gdzie popełniam błąd, postanowiłam, że nie pozwolę, żeby inne kobiety przechodziły przez to samo tylko dlatego, że nie mają wiedzy o ciele, porodzie, ale też swoich prawach. Swoją pierwszą szkołę rodzenia stworzyłam jeszcze w Polsce. Od tego momentu minęło już dziesięć lat.
Trzeci poród miał odbyć się domu, żeby zatrzeć negatywne doświadczenia ze szpitala?
Tak, bo choć wtedy miałam już wiedzę, to emocjonalnie ta trauma wciąż była we mnie. Na samą myśl, że mam urodzić w szpitalu, moje ciało się spinało, znów drgało. Nie było opcji, żebym rodziła gdzie indziej niż w domu.
I udało się?
Tak, córka urodziła się w domu w basenie porodowym. W zasadzie urodziła się sama, "wypłynęła". Położne nawet nie zdążyły przyjechać. Poród odbył się bez bólu, co było dla mnie zaskoczeniem. To był cudowny poród, który pokazał mi, że rodzenie może być bezbolesnym doświadczeniem - intensywnym, ale nieobarczonym bólem - kiedy rozumiemy sytuację porodu, skurczy etc. Wtedy mózg nie odbiera tego w kategorii bólu.
W Polsce obchodziliśmy niedawno Tydzień Godnego Porodu. Czym jest dla pani - doświadczonej matki, douli - godny poród?
Ładnie się to składa, bo akurat, kiedy rozmawiamy, jest Międzynarodowy Dzień Porodów Domowych. Nie chcę przez to powiedzieć, że tylko porody domowe są porodami godnymi. W moim przekonaniu godny poród to taki, który jest zgodny z kobietą i z tym, czego ona chce.
Godnym niewątpliwie nie można określić nazywania porodu przez cesarskie cięcie okropnym słowem "wydobyciny". W Polsce niestety nadal się to słyszy. W Wielkiej Brytanii też tak jest?
Nie spotkałam się z tym. Tu cesarskie cięcie jest traktowane po prostu jako poród. Nie ma takiego hejtu na brytyjskich grupach internetowych dla kobiet, natomiast na polskich jest on ogromny. To przykre, że w Polsce kobieta potrafi w ten sposób się odnieść do innej kobiety. Warto się zastanowić, z czego to wynika. Bo zawsze jest w tym jakieś drugie dno.
Zna pani kobiety, które mają doświadczenie porodu w Polsce i w Wielkiej Brytanii?
Tak, znam sporo takich historii. One są podobne do mojej. Polki, które zachodzą w drugą lub kolejną ciążę już tutaj, zwykle decydują się na poród domowy. Zazwyczaj są to kobiety po 30. roku życia, dojrzałe i świadome.
Jak one wspominają porody w Polsce?
Przychodzi mi do głowy historia kobiety, z którą się później zaprzyjaźniłam. Ona wspominała, że w Polsce na porodówce była traktowana bezosobowo, jak numerek z karty. Położna zwracała się do niej w trzeciej osobie. Nie mówiła do niej po imieniu, nie traktowała jak człowieka. Nie tłumaczyła, nie pytała. Poród zakończył się cesarskim cięciem po trzech dniach wywoływania akcji porodowej oksytocyną. Ta kobieta była wykończona, nie miała siły urodzić. Natomiast drugie dziecko bez problemu urodziła w domu w Wielkiej Brytanii.
Czego zabrało w pierwszym porodzie?
Wsparcia, które ewidentnie jest potrzebne kobietom przy pierwszym porodzie. Jeśli go zabraknie, to potrafi negatywnie wpłynąć na przyszłość.
Prowadzi pani szkołę rodzenia, do której przychodzą również przyszli ojcowie. Co oni mówią?
Są szoku, że kobieta może rodzić inaczej niż leżąc na łóżku szpitalnym na plecach z szeroko rozłożonymi nogami. Mają w głowach taki obraz porodu i nie wiedzą, że można rodzić inaczej. Ja takie rodzenie nazywam "na zdechłą żabę", niektórzy nazywają je "na żuczka". W szkole zdobywają inną wiedzę, uczą się, jak przebiega poród i że może on przebiegać spokojnie.
Czytaj też: Dopiero urodziła. "Zerwała ze mnie majtki"
A kiedy już się dowiedzą, to co?
Kiedy uczestniczą w takim porodzie domowym, to włącza im się tryb "Jestem na moim terytorium. Jestem tu królem, to jest moja żona, moja królowa, ona tu rodzi, a ja jej pilnuję". Ciekawie się to obserwuje, bo panowie stają się wtedy bardzo odpowiedzialni za kobietę i za sytuację. Stają się przy tym bardzo męscy!
No tak, na porodówce świeżo upieczony tatuś nie ma za wiele do powiedzenia.
W Polsce na porodówkach panowie zwykle słyszą: "Przecież pan się nie zna, to po co się pan w ogóle odzywa?". W Anglii jest trochę lepiej, bo tu panuje duża kultura i szacunek wobec wszystkich.
Rozmawiała Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski