Blisko ludziRzuciła pracę, by walczyć z rosyjskimi trollami. Została Cyber Elfem

Rzuciła pracę, by walczyć z rosyjskimi trollami. Została Cyber Elfem

Magda Szpecht pracuje jako Cyber Elf
Magda Szpecht pracuje jako Cyber Elf
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne | Magda Szpecht
Iwona Wcisło
05.04.2022 17:27, aktualizacja: 26.12.2022 08:03

Wielu z nas słyszało historię o Ukraince, która dostała się do lekarza bez kolejki. Albo pogardziła pracą, bo otrzymuje wysokie świadczenia. Jeszcze inna odbiła Polce męża. Opowieści te wzbudzają silne emocje, bo uderzają w nasze najczulsze punkty. Ale nie wierzcie w nie bezkrytycznie i nie przekazujcie dalej. Stoją za nimi rosyjskie trolle, którym zależy, by nas skłócić i zniechęcić do pomagania Ukraińcom. O ich metodach oraz sposobach walki z dezinformacją w rozmowie z Wirtualną Polską opowiedziała reżyserka teatralna Magda Szpecht, która postanowiła zostać Cyber Elfem.

Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

Iwona Wcisło, WP Kobieta: Mówi pani o sobie, że jest Cyber Elfem. Brzmi trochę baśniowo, ale wiem, że wcale takie nie jest. Kim są Cyber Elfy?

Magda Szpecht, reżyserka teatralna: Cyber Elfy to bardzo przydatna nazwa do opowiadania o tym, czym się zajmujemy i jak próbujemy stworzyć przeciwwagę dla rosyjskich trolli w internecie. Większość z nas wie, kim są trolle. To osoby, które piszą złośliwe posty mające na celu skłócenie czy wkurzenie ludzi. Ich zadaniem jest sianie zamętu i dezinformacji. Często podszywają się pod zwykłe osoby - robią literówki, piszą bardzo emocjonalnie i podejmują szereg strategii, które mają sprawić, że będą wyglądały wiarygodnie, udając przeciętnego Polaka czy Polkę.

Z kolei Cyber Elfy to międzynarodowa sieć ochotników, którzy poświęcają swój prywatny czas, by walczyć z rozsiewaną przez trolle kremlowską propagandą. Niektóre media społecznościowe, jak Twitter czy Facebook, nie chcą brać odpowiedzialności za dezinformację, która pojawia się na ich platformach. Dlatego Elfy podjęły się demaskowania trolli i zgłaszania ich kont, żeby zostały zablokowane i usunięte.

Ale to nie wszystko. Naszym celem jest również rozpowszechnianie zweryfikowanych, prawdziwych informacji na temat tego, co dzieje się w Ukrainie, by nie udało się ich wymazać rosyjskiej propagandzie. Chciałabym podkreślić, że nie jest to działalność hakerska – bazujemy na legalnych źródłach, do których każdy z nas ma dostęp, czyli tzw. białym wywiadzie.

Jak to się stało, że została pani Cyber Elfem?

Z wykształcenia jestem nie tylko reżyserką teatralną. Skończyłam również dziennikarstwo. Kiedy wybuchła wojna, poczułam potrzebę powrotu do mojego pierwszego zawodu. Uznałam, że te umiejętności teraz najbardziej się przydadzą. Postanowiłam działać w sieci jako Cyber Elf i walczyć w ten sposób z rosyjską dezinformacją.

I teraz zajmuję się tylko tym – od rana do wieczora siedzę przy komputerze z krótkimi przerwami na codzienne czynności. Odłożyłam pracę artystyczną na bok. Chciałabym uwrażliwić ludzi na zagrożenia, jakie niesie ze sobą obcowanie z siecią. W krajach skandynawskich dzieci w szkole podstawowej mają przedmiot, na którym uczą się weryfikowania informacji i bezpiecznego poruszania w internecie. W Polsce nie ma czegoś takiego, co jest na rękę Rosji, bo nieświadome społeczeństwo łatwiej zmanipulować.

Czy każdy może zostać takim Cyber Elfem?

W zasadzie tak. Jeśli ktoś chce zostać Cyber Elfem, ze strony Bellingcat może pobrać przewodnik, jak rozpocząć dokumentację za pomocą białego wywiadu. To podstawa. Codziennie spotykamy się na Discordzie z innymi wolontariuszami i wspólnie potwierdzamy informacje albo demaskujemy fejk newsy. Dzięki grupowym procesom, taka weryfikacja przebiega bardzo szybko i sprawnie.

Wspomniała pani, że odłożyła pracę na bok. Wygląda na to, że działalność Cyber Elfów jest bardzo wciągająca.

Przyznam, że bardzo mnie to wciągnęło. Wynika to z kryzysu, w jakim się znaleźliśmy, i mojego poczucia, że mogę coś dać od siebie w tym momencie. Od miesiąca każdy dzień zaczynam od tłumaczenia wiadomości z ukraińskich kont na Telegramie, co zajmuje sporo czasu, bo jest ich bardzo dużo. Staram się raportować z frontu na moim profilu na Instagramie. Do tego udzielam się w grupach dla wolontariuszy na Discordzie, o których wspominałam.

Ile godzin dziennie pani na to poświęca?

Chciałabym, żeby było to osiem godzin, jak w zwykłej pracy, ale czasem jest ich więcej. Mam silne FOMO – poczucie, że coś mi ucieknie, coś ważnego się wydarzy, a ja nie będę o tym wiedziała i nie będę mogła tego śledzić, ani zweryfikować, dlatego czasem muszę się wręcz zmuszać, by na chwilę oderwać się od wiadomości z Ukrainy.

Zatem minimum osiem godzin dziennie czyta pani przerażające wiadomości i ogląda filmy. Jak pani sobie radzi z obciążeniem psychicznym?

Choć nie ma mnie tam na miejscu, to oglądam wojnę niejako oczami Ukraińców - korzystam nie tylko ze źródeł mainstreamowych, ale i materiałów udostępnianych przez cywilów. Czuję się przez to, jakbym była świadkiem ludobójstwa. Jest to wstrząsające doświadczenie, które wzbudza bardzo duży wachlarz emocji. Wiem jednak, że muszę się do nich zdystansować, by móc dalej weryfikować informacje z Ukrainy. Nie jest to zajęcie dla osób, które są bardzo wrażliwe na widok przemocy. Raz na kilka dni mam kryzys i chwile zwątpienia. Wtedy muszę zrobić sobie przerwę, odłączyć się od internetu i odpocząć. To pomaga.

Coś szczególnie utkwiło pani w pamięci?

W trakcie mojej pracy obejrzałam sporo drastycznych filmów i zdjęć, obrazów ludobójstwa i przerażonych cywili, które na zawsze zostaną w mojej pamięci. Ale zdarzają się też zabawne sytuacje. Wczoraj trafiłam na film, który bardzo szybko został uznany za nieprawdziwy i propagandowy. Widać na nim było rosyjskich saperów, którzy szukali min z wykrywaczem metalu, ale operator szedł przed nimi, więc od razu widać było, że to jest ściema.

Zresztą Ukraińcy mają nieprzeciętne poczucie humoru i mogą zabijać Rosjan śmiechem. Na pewno pomaga w tym postawa prezydenta Zełenskiego, który nie tylko jest świetnym politykiem, ale ma również poczucie humoru, co pozwala ludziom przetrwać trudne chwile i daje nadzieję. Ukraińcy starają się balansować złe wiadomości zabawnymi lub wzruszającymi. Pojawia się w sieci dużo ogrzewających serce historii.

Jak działają rosyjskie trolle w Polsce?

W naszym kraju widzę dwa główne obszary ich działalności. Pierwszy to fejkowe konta, których są już tysiące. Ich zadaniem jest zniechęcenie Polaków do pomagania Ukraińcom. W tym celu pojawiają się na nich różne zmyślone historie, w których Polacy, w porównaniu z Ukraińcami, są przedstawiani jako obywatele drugiej kategorii. Nie mogą np. dostać się do szpitala czy zapisać dziecka do żłobka lub przedszkola, bo pierwszeństwa rzekomo mają Ukraińcy.

Rozgrzewającym Polaków tematem są pieniądze, więc dobrze się mają wpisy porównujące świadczenia dla Ukraińców i Polaków, ile dostaje pieniędzy polska matka, a ile ukraińska. Bardzo wiele trolli wykorzystuje czarne karty naszej historii, jak Wołyń czy banderowców. Pojawia się też wiele wpisów o rzekomej nienawiści Ukraińców do Polaków.

Historia o kobiecie, która przyjęła pod swój dach Ukrainkę, a ta poderwała jej męża, krąży do tej pory po sieci w wielu różnych wersjach. Choć nieprawdziwa, to działa, bo uderza w nasze pierwotne lęki, że przyjdzie obcy i coś nam zabierze.

A drugi obszar działalności trolli?

Jak grzyby po deszczu wyrastają fejkowe portale informacyjne, które nie mają redakcji i nie wiadomo, skąd się wzięły. Publikowane są na nich sensacyjne wiadomości z klikbajtowymi nagłówkami, które wywołują silne emocje. Ludzie nie weryfikują ich źródeł, tylko komentują i szerują, a w rezultacie fałszywe informacje rozchodzą się wiralowo w internecie.

Magda Szpecht każdego dnia walczy z rosyjskimi trollami
Magda Szpecht każdego dnia walczy z rosyjskimi trollami© Archiwum prywatne | Magda Szpecht

Wiadomości te często bazują na naszych najniższych instynktach.

To prawda, ale wierzę, że kryzysy pozwalają wydobywać z ludzi również to, co najlepsze. Zresztą widzimy to sami po sobie. Kiedy wybuchła wojna, byliśmy świadkami wielkiego zrywu Polaków, którzy ruszyli z pomocą. Myślę, że to najważniejsza prawda o nas w obliczu tej wojny, którą musimy zapamiętać. Zanim wszystkie wątpliwości zostały zasiane, zanim pojawiła się Ukrainka, która może iść do lekarza, podczas gdy ciotka naszego kuzyna nie ma takiej możliwości.

Co możemy zrobić, gdy widzimy takie wyssane z palca historie?

Przede wszystkim powinniśmy zgłosić je platformie, na której się pojawiły. Na pewno nie podajemy ich dalej i nie karmimy trolli - nie wdawajmy się z nimi w dyskusję i nie komentujmy ich wpisów. Są też serwisy typu fakenews.pl czy demagog.org.pl, które profesjonalnie zajmują się weryfikowaniem informacji. Warto na nie zaglądać.

Nad czym pani teraz pracuje?

Nasza międzynarodowa społeczność pomaga gromadzić dowody na rosyjskie zbrodnie wojenne, identyfikować oraz wskazywać sprawców. Dlatego szukamy teraz dowódców i żołnierzy, którzy są odpowiedzialni za zbrodnie w Buczy. Pomocna jest AI, która pomaga identyfikować twarze, nawet częściowo zasłonięte. Pozwoliło to bardzo szybko zidentyfikować majora dowodzącego jedną z tamtejszych jednostek.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.