Seksuolog: Jeden z moich pacjentów, żonaty, nie uprawiał seksu przez 26 lat

Seksuolog: Jeden z moich pacjentów, żonaty, nie uprawiał seksu przez 26 lat

Aż 36 proc. mężczyzn w stałych związkach nie uprawia seksu - zdjęcie ilustracyjne
Aż 36 proc. mężczyzn w stałych związkach nie uprawia seksu - zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © Getty Images
20.04.2024 16:00

Statystyki zatrważają. Aż 36 proc. mężczyzn w stałych związkach przyznaje, że nie uprawia seksu. - Jedni w ogóle nie uprawiają seksu w związku, bo wygasił im się popęd seksualny - ale to jest mniejsza grupa. Większa grupa natomiast seks uprawia, ale głównie z samym sobą - mówi Andrzej Gryżewski, seksuolog i terapeuta.

Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska: W wywiadach mówi pan, że aż 36 proc. mężczyzn w stałych związkach nie uprawia seksu. Skąd taka liczba?

Andrzej Gryżewski, seksuolog i psychoterapeuta: Statystyki zaprezentowano na jednej z konferencji i ja się pod nimi podpisuję. Bo jeśli mnie pani pyta, z czym najczęściej przychodzą do mnie współcześni mężczyźni, to od kilku lat właśnie z tym. Jedni w ogóle nie uprawiają seksu w związku, bo wygasił im się popęd seksualny - ale to jest mniejsza grupa, większa grupa seks uprawia, ale głównie z samym sobą, tzn. masturbując się podczas fantazjowania albo oglądania pornografii, a unikając seksu w stałym związku. Seks jest u nich epizodyczny, mechaniczny i gdy pytam, jakie są tego przyczyny, to zazwyczaj słyszę, że przyczyną jest to, co światowej sławy badacze Julie i John Gottman określili mianem "czterech jeźdźców apokalipsy".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czyli?

"Pierwszy jeździec apokalipsy" to nadmierna krytyka. Kobieta zgłasza swoje potrzeby w formie pretensji. Mówi: "Ty nigdy mnie nie słuchasz, ty zawsze olewasz to, co mówię, nie jesteś w stanie nawet po sobie posprzątać". O swoich potrzebach ładu, porządku, stabilności mówi przez pryzmat pretensji. Jak on na to reaguje? Drugim "jeźdźcem apokalipsy", czyli defensywnością, postawą obronną: "Co ty gadasz, przecież wczoraj odwiozłem dziecko do szkoły, zrobiłem kolację, byłem na zakupach".

Ona, gdy słyszy taki komunikat, czuje się jeszcze bardziej unieważniona, bo on nie zrealizował jej potrzeb i odbił piłeczkę, więc przechodzi do "trzeciego jeźdźca apokalipsy", czyli do pogardy: "Jesteś taki sam jak twoja matka, zupełnie bez kontaktu, ze wszystkiego się wymigasz". Wtedy u niego pojawia się "czwarty jeździec apokalipsy" – mur obojętności: "Jestem zaangażowanym facetem, ale skoro tego nie widzisz, to wal się". I idzie w masturbację.

Ludzie tego nie dostrzegają, choć to bardzo prosty mechanizm, ale też niezwykle podstępny. On zaczyna się masturbować; widzi, że przy masturbacji nikt go nie łaja, nie krytykuje, kobiety w porno są uśmiechnięte, wychodzą do mężczyzny z pożądaniem, więc coraz bardziej mu się to podoba. Czuje się bezpiecznie, czuje się reżyserem tego spektaklu, bo wybiera filmy, które mu odpowiadają, i na które ma ochotę: raz blondynka, raz brunetka, raz ruda. Chodzi o to, że z każdym orgazmem człowiek powoli koduje się na to, co ogląda, więc jeśli on ogląda rude kobiety, a jego partnerka jest blondynką, to za jakiś czas nie będzie go pociągała.

Ale skoro on przychodzi do pana gabinetu i coś takiego sygnalizuje, to chyba zdaje sobie sprawę, że ma problem.

On sygnalizuje, że żona go kastruje i doprowadziła do tego przez nadmierną krytykę. Słyszy od niej: "Chcę seksu, ty nie mnie nie pożądasz, mydlisz mi oczy, wpędzasz mnie w lata". Ona jest "pierwszym jeźdźcem apokalipsy" albo staje się tym pogardliwym: "Jesteś gejem, impotentem, a może spytaj kolegów, jak uprawiać seks. Otwórzmy związek, może ktoś mnie bardziej zaspokoi niż ty". Robi się piękne perpetuum mobile –kolejny raz, jak ona chce seksu, on czuje się dotknięty, unieważniony i przychodzi do mnie z tym, że nie może już wytrzymać tej nadmiernej krytyki, pogardy lub ona złożyła papiery rozwodowe albo się wyprowadziła.

Te zdania często padają w pana gabinecie? O byciu gejem, impotentem itp.

Ja to słyszę każdego dnia co najmniej od trzech pacjentów. To jest skandal, bo nie ma między ludźmi normalnej komunikacji. Kobietom w takiej sytuacji, które czują, że partner unieważnia ich potrzeby, bo nie inicjuje zbliżenia, proponowałbym, żeby porozmawiały z nim z tzw. perspektywy miękkiego brzuszka: "Wiesz, Krzysiek, potrzebuję zbliżeń z tobą, bo wtedy czuję się ważna, atrakcyjna, czuję, że mnie kochasz, pożądasz. Tęsknię za tobą". Co wówczas słyszy mężczyzna?

Że jest dla niej ważny.

I że jest fajnym, atrakcyjnym facetem, a ona za nim tęskni. Czemu więc miałby jej unikać? Ale jeżeli on słyszy, że jest gejem, jego koledzy są w seksie dużo lepsi, a ona go postrzega jako niemęskiego eunucha, to jaką ma motywację?

Zerową.

A nawet minus sto. Dokładnie to słyszę od swoich pacjentów: "Moja motywacja do seksu wynosi minus sto".

A druga strona medalu? Załóżmy, że ona się stara i partner to widzi, ale on przychodzi do pana i mówi: "Nie wiem, co się dzieje, ale nie chce mi się seksu, mógłby dla mnie nie istnieć". To też się zdarza?

Zdarza się, ale zazwyczaj jednak krecią robotę robi "czterech jeźdźców apokalipsy". Czasami to może być efekt urazu. Miałem pacjenta, którego żona na majówkowym grillu powiedziała do jego kolegów, że on śpiewa damskim głosem Whitney Houston pod prysznicem. Wszyscy zaczęli się śmiać, on w "hierarchii dziobania" spadł na dno, poczuł się wykastrowany, niemęski. Miał o to do żony żal, ale nic nie powiedział, tylko się zablokował. W seksuologii i psychoterapii mamy taką zasadę, że "nie pozbędziesz się tego, o czym milczysz".

Czy to znaczy, że takie sytuacje trzeba od razu przegadać?

Od razu albo później, ale przegadać. "Wiesz co, ja jestem taki zablokowany na ciebie, bo trzy lata temu na grillu powiedziałaś, że jestem kobiecy, a ja przed kumplami strugam samca alfa i upokorzyłaś mnie, jest mi przykro". Gdyby ona odpowiedziała: "Krzychu, przepraszam, nie zrobię tak więcej", to oddałaby mu szacunek, jemu wróciłaby godność i byłoby po sprawie. Wyszedłby do niej z pożądaniem. Ale jak on mówi: "Przykro mi było, że tak zrobiłaś", a ona na to: "Co ty gadasz? Jesteś facetem czy chłopcem? Weź się w garść", to ona unieważnia jego ból. Co więc przychodzi mu do głowy? "Jeśli nie mogę czuć się przy niej bezpiecznie, to chrzanię to". I wyłącza do niej pożądanie. Dlatego apeluję do naszych czytelników – nic nie zamiatajcie pod dywan, przegadujcie urazy, bo rozpadnie się wam związek.

Ile najdłużej pana pacjent nie uprawiał seksu?

26 lat.

Ile?!

Na 31 lat związku. Przez 26 lat oglądał pornografię i masturbował się.

Był uzależniony od pornografii?

Był, ale chodziło o to, że jego żona była impulsywna, drażliwa i on się fatalnie z tym czuł, ale nie powiedział jej: "Słuchaj, Bożena, mów do mnie jak człowiek, nie dojeżdżaj mnie, bo ja się wtedy zamykam", tylko wchodził w rolę "czwartego jeźdźca apokalipsy", czyli: "Dobrze, unieważniasz mnie, proszę bardzo, ja też mam cię gdzieś". Mur obojętności. Jej było to na rękę, bo finanse się zgadzały, wychowywał dzieci, więc uznała, że może przeżyć bez seksu.

On nie myślał o rozwodzie?

Nie, bo mu też było dobrze, żona gotowała, prowadziła dom, to czego im więcej trzeba było do szczęścia?

Terapia u pana mu pomogła?

Oczywiście, znowu uprawiają seks, choć po 26 latach to już jest zupełnie inny seks niż na początku. Jak z nowym człowiekiem.

Co pan radzi parom w takiej sytuacji?

Przede wszystkim nie stosować "czterech jeźdźców apokalipsy", tylko zadbać o to, aby być fajnym, życzliwym partnerem w związku. Przecież nie jesteśmy w tych relacjach za karę. Związek ma nam służyć ku rozwojowi, żebyśmy czuli się komfortowo.

A terapia kiedy? Kiedy oni nie mogą się ze sobą dogadać?

Tak. Terapia jest wskazana wtedy, kiedy próbują ze sobą rozmawiać, a to nie wychodzi. Ja zawsze proponuję takim parom terapię, bo koszty rozwodu – finansowe i emocjonalne – są drastyczne. Szkoda mi ludzi, którzy niszczą się w sądzie, bo to przynosi ogromne straty – nie tylko tej dwójce, ale również ich rodzinom i przede wszystkim dzieciom. To jest prawdziwy dramat.

Myślę o czymś jeszcze. Rola kobiet na przestrzeni ostatnich dekad bardzo się zmieniła. Czy przypadkiem emancypacja nie spowodowała, że mężczyźni zamknęli się w swojej skorupie, również seksualnej?

Oczywiście, że spowodowała, ale moim zdaniem to, że kobiety się wyemancypowały, jest dobre. Wszyscy jesteśmy ludźmi i fajnie, żebyśmy mieli takie sama prawa. To jest z korzyścią dla człowieka bez względu na płeć. Ja jestem bardzo za tym, tylko nie wszyscy mężczyźni potrafią się w tym odnaleźć, wielu zachowuje postawę obronną, dlatego w gabinetach służymy pomocą. Jeśli ktoś sobie z tym nie radzi, to zapraszamy. Ludzie nam płacą za skuteczną pomoc. A zmiany społeczne to normalna sprawa, będą zawsze. Mamy żelazną zasadę w psychoterapii: "Jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana".

Dla Wirtualnej Polski Ewa Podsiadły-Natorska