GwiazdyStarożytna i zapomniana religia Freddiego Mercury'ego - zaratusztrianizm. W Polsce także są jej wyznawcy

Starożytna i zapomniana religia Freddiego Mercury'ego - zaratusztrianizm. W Polsce także są jej wyznawcy

Starożytna i zapomniana religia Freddiego Mercury'ego - zaratusztrianizm. W Polsce także są jej wyznawcy
Źródło zdjęć: © Getty Images
Helena Łygas
24.11.2018 14:25, aktualizacja: 24.11.2018 18:30

Lider zespołu Queen był podwójnym uchodźcą. Jego przodkowie zbiegli z Iranu do Indii, żeby uniknąć prześladowań. Z kolei rodzice przeprowadzili się z Zanzibaru do Londynu, uciekając przed wojną. Oryginalna uroda to jednak niejedyne, co Mercury odziedziczył po rodzinie. Do końca życia pozostał wierny wierzeniom przodków.

"Dobre myśli, dobre słowa, dobre czyny" – powtarza ojciec Freddiemu. Początkowo Mercury puszcza to mimo uszu. Ot, ględzenie przywiązanego do tradycji faceta, który niewiele rozumie ze zmieniającego się świata. Pod koniec filmu "Bohemian Rhapsody" lider Queen odwiedza rodziców. Żegnając się, wypowiada słowa, którymi wcześniej pogardzał. Odrobił lekcję z nawiązką.

Zdanie powtarzane przez ojca i syna nie jest sloganem, który miał posłużyć scenarzystom za klamrę kompozycyjną, a przynajmniej nie wyłącznie. To podstawowe prawo religii rodziców muzyka, który mimo kolejnych ekscesów, pozostał wierny jej zasadom. Zgodnie z jego życzeniem, pochowano go w obrządku zaratusztriańskim. I choć na wymówieniu polskiej nazwy łatwo połamać sobie język, terminologia z języka awestyjskiego to w tym przypadku najdziwniejszy element. Przynajmniej dla Europejczyków.

Zaratusztrianin z Żoliborza

Pan Jacek jest 65-letnim grafikiem. W lipcu wziął udział w ceremonii Seedreh Puszi, zaratusztriańskim odpowiedniku chrztu. Kapłan przyjechał do Warszawy aż z Norwegii. Polscy wierni żartowali, że to zaratusztriański chrzest Polski, bo to pierwszy taki sakrament w ich mikroskopijnej społeczności.

W małym mieszkanku pana Jacka na Żoliborzu można poczuć się trochę jak na planie inscenizacji "Księgi tysiąca i jednej nocy". Perskie wzory na poduszkach, dywanie, obrusie. W przedpokoju na ścianie wymalowany bliskowschodni pejzaż. Pytam, czy to wszystko z Iranu, a pan Jacek trochę się ze mnie podśmiewa. Gdzie tam, w Iranie nie był, mimo że wybiera się od kilku lat. Może uda się wreszcie w przyszłym roku. Naprawdę perski jest tylko metalowy talerz, kupiony zresztą na Allegro za bezcen. Ktoś nie wiedział, co ma w domu i sprzedał za grosze. Zresztą nie wiedział i pan Jacek. Kupił, bo talerz pasował do wystroju. Dopiero niedawno znajoma powiedziała mu, że to ręczna robota, w dodatku z XIX wieku.

Na pierwsze wzmianki o zaratusztrianizmie pan Jacek natrafił jako 19-latek. Dokładnie nie pamięta nawet gdzie. Może w podręczniku historii, a może w książce o religiach świata? Zawsze był wierzący. Tyle że, w przeciwieństwie do rówieśników, nieustannie zastanawiał się nad moralnością, porównywał doktryny i koncepcje. Po maturze wylądował na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, ale po roku doszedł do wniosku, że interesuje go nie tyle filozofia, ile osobiste poszukiwania. Pracę semestralną pisał o zaratusztrianizmie.

Jacka nurtowało pytanie, czym jest zło, i skąd wzięło się na świecie. Zastanawiał się, jak "dobry" Bóg może zsyłać na ludzi potop albo żądać od Abrahama ofiary z ukochanego syna. Zaratusztriańskie ujęcie dobra i zła przemówiło do niego najmocniej ze wszystkich poznanych dotychczas koncepcji. Nie jest racjonalne, ale żadne wiara nie jest.

A słowo stało się myślą

Zaratusztrianie wierzą, że od początku świata istniały dwa duchy, czy też pierwiastki – dobro i zło. Zło nie rodzi się w tej koncepcji z grzechu, ale jest składową przemieszanego świata, z którą trzeba się zmagać. Obdarzony wolną wolą człowiek nie pokona go. Może się do niego ustosunkować. Jeśli decyduje się stanąć po stronie dobra, powinien kierować się trzema zasadami sformułowanymi przez Zaratustrę – "dobra myśl, dobre słowo, dobry uczynek".

To etyczna podstawa wiary. Z dobrych myśli wynikają dobre słowa, a z dobrych słów – dobre uczynki. Nie są to przykazania, rozumiane jako zbiór nakazów i zakazów, ale raczej sposób na życie. Wypytuję pana Jacka, co to oznacza w praktyce. W końcu "dobre myśli" można rozumieć na wiele sposobów.

- Zaratustra powiedział: myśl, rozważaj, pytaj. Ta religia nie daje gotowych odpowiedzi, raczej skłania do szukania prawdy. Nakłada na wierzących obowiązek nieustannego zastanawiania się, co jest dobre, a co złe. Podobnie jak w buddyzmie nie powinno się nie tylko robić, ale nawet myśleć ani mówić rzeczy, które mogłyby skrzywdzić jakąkolwiek istotę. Ważne jest też zadośćuczynienie, ale nie w formie pokuty – wyjaśnia.

Nie ma żadnej listy złych uczynków, ani recept jak być dobrym. Chodzi o refleksję, ale znacznie ważniejsze jest branie odpowiedzialności za swoje działania. Nie ma księdza odpuszczającego grzechy, które wyparowują po odmówieniu kilku zdrowasiek. Przykładowo: zaratusztrianiazm nie popiera zdrad czy rozwodów, ale i ich w żaden sposób nie penalizuje. Uznaje, że nie da się uniknąć zła.

Zaratusztrianin powinien być sam sobie kompasem moralnym. Nie dlatego, że boi się gniewu Boga, ale ponieważ postanowił, że chce być dobrym człowiekiem. Wszystko w tej religii podlega dyskusji, oprócz podstaw zawartych w pismach Zaratustry, a i one mogą być interpretowane na nowo. W zaratusztrianizmie kluczowe jest nieustanne rozważanie. Co za tym idzie to religia, która zmienia się niejako programowo. I to mimo że gaty, czyli najważniejsze fragmenty świętej księgi, zostały sformułowane 1500 lat przed naszą erą.

Co ciekawe, jak na tak starą religię, nieustannie podkreśla się kwestię równości kobiet i mężczyzn. To przekładało się na niewyobrażalną w starożytnym świecie wolność kobiet perskich. Dowodziły doborowymi oddziałami wojskowymi, flotą, miały własne majątki. Oczywiście był i okres sasandzcki, zwany czasem średniowieczem zaratusztrianizmu. Powstało wówczas wiele zakazów i nakazów, które kłóciły się z pierwotnymi założeniami. Na kilkaset lat religia stała się szalenie patriarchalna. Współcześni zaratusztrianie odrzucają większość ustanowionych wówczas praw.

Tako nie rzecze Zaratustra

Zaratusztrianizm, funkcjonujący też pod przystępniejszą fonetycznie nazwą zoroastryzm, to jedna z najstarszych praktykowanych do dziś religii. Jan Paweł II chętnie nazywał Żydów "starszymi braćmi w wierze". W tej paragenealogicznej skali, zaratusztrianie musieliby być dla chrześcijan co najmniej dziadkami. Zdaniem religioznawców, to od nich chrześcijaństwo zaczerpnęło idee raju, piekła i czyśćca, a także sądu ostatecznego.

Zaratusztrianizm narodził się około XV wieku przed naszą erą na terenie dzisiejszego Iranu. Był oficjalną religią Persów, a potem Sasanidów. Po podboju arabskim Iranu w VII wieku, większość mieszkańców została zmuszona do przejścia na islam. Ci, którzy nie chcieli przyjąć wiary najeźdźców, zbiegli do Indii. Ich potomków, zwanych Parsami, mieszka tam dziś około 150 tysięcy. Mniej niż w samym Iranie. Z rodziny indyjskich Parsów pochodził Farrokh Bulsara, czyli Freddie Mercury.

Zaratustra, od którego imienia pochodzi nazwa religii, to postać kojarzona w Polsce dzięki Nietzschemu. Tyle że Zaratustra, którego ustami niemiecki filozof obwieszcza śmierć Boga i wolę mocy, z perskim prorokiem dzieli tylko imię.

Zaratusztrianizm, mimo że we współczesnym kształcie przypomina raczej system filozoficzny, jest pełnoprawną religią. Ma swoje obrzędy, modlitwy, ikonografię, panteon bóstw. I to mimo że jest uznawany za religię monoteistyczną. Centralną postacią jest Ahura Mazda – Mądry Pana lub Mądra Pani (nie ma płci). To stwórca i żywioł dobra. Nieustannie mierzy się z Arymanem, swoim przeciwieństwem, pierwiastkiem zła we wszechświecie. Ahura Mazda ma sześć emanacji, bóstw wyobrażających cnoty. Współcześni zaratusztrianie traktują je raczej symbolicznie.

Nauka modlitw, wygłaszanych po awestyjsku, panu Jackowi zajęła ponad pół roku. Ich tekst trzeba umieć nie tylko powtórzyć, ale i zrozumieć. Jak w większości religii, modlitwa ma charakter medytacyjny, chociaż nie jest to medytacja w rozumieniu buddyjskim. Chodzi raczej o osiągnięcie stanu, w którym można wyciszyć się i porozumieć z wyższą siłą.

Obraz
© 123RF

Faravahar - symbol zaratusztrianizmu. Pierścień oznacza drogę człowieka od narodzin do śmierci, a potrójne skrzydła: dobrą myśl, dobre słowa i dobre czyny.

Muzułmanie nazywają czasem zaratusztrian czcicielami ognia, co w kulturze judeochrześcijańskiej ma niezbyt fortunne konotacje. Od razu przed oczami stają nam czarne msze i ognie piekielne. Ale w zaratusztrianizmie nie chodzi oczywiście o składanie pokłonów płomieniom. Ogień jest symboliczny, oznacza czystość, doskonały twór Ahuramazdy, więc płonie w każdej zaratusztriańskiej świątyni.

Wiernych jest w Polsce zaledwie kilkunastu, "ochrzczonych”– pięcioro, w tym pan Jacek. Do tego kilkuset sympatyków, skupionych wokół moderowanej przez społeczność grupy Zoroastrian Community Poland.

Zastanawiam się, skąd tak mała popularność zaratusztrianizmu, w czasach niesłabnącej mody na egzotyczne poszukiwania duchowe i religie Wschodu w wersji pop.

- To nie jest łatwa religia, trzeba wziąć na siebie pełną odpowiedzialność za swoje myśli, czyny i słowa. Nie wolno kłamać, bo kłamstwo jest złe. Nie chodzi o "pasującą nam" teorię, ale o praktykę, która jest wysiłkiem, także intelektualnie. Buddyzm to też trudna religia, ale w wydaniu zachodnioeuropejskim funkcjonuje raczej w wydaniu selektywnym. Ludzie deklarują, że są buddystami, ale przeczytanie dwóch książek i medytowanie nie czyni ich buddystami – wyjaśnia pan Jacek.

Być jak Freddie

"Bohemian Rhapsody" w dwa tygodnie zobaczyło ponad pół miliona Polaków. To imponujący wynik, zważywszy na niechęć rodaków do oglądania w kinach produkcji innych niż polskie. W Stanach, w weekend otwarcia, film o liderze zespołu Queen był numerem jeden. Po niemal miesiącu na ekranach nadal utrzymuje się na podium.

Ludzie po wyjściu z kina słuchają piosenek zespołu, szukają informacji o przyjaciółce i byłej narzeczonej Freddiego, Mary Austin. Być może google'ują również narodowość muzyka, który w filmie krzyczy oburzony, że "nie jest żadnym Pakistańcem". Czy popularność filmu przełoży się również na zainteresowanie religią przodków Mercury'ego, trudno powiedzieć. Samych zaratusztrian raczej to nie obchodzi. Nie przekonują nikogo do swojej wiary, ale jedynie udzielają informacji pytającym.

Religia jest dla nich kwestią wyboru, a nie retorycznego nawracania. Podczas Sedreh Puszi, odpowiednika chrztu, pojawia się nawet sformułowanie "wybieram całym swoim rozumem i duszą tą religię jako najlepszą dla mnie". Zaratusztrianie nie negują i nigdy nie negowali innych religii, zakładają, że jeśli ktoś będzie lepszym człowiekiem jako muzułmanin czy katolik – powinien nim pozostać.

Zaczynam zbierać się do wyjścia, ale na odchodne pytam pana Jacka, dla kogo jego zdaniem zaratusztrianizm może okazać się wartościową religią. Zamyśla się.

- Dla ludzi, którzy są wierzący, ale nie potrafią przyjąć wszystkiego tylko i wyłącznie na wiarę. Dla tych, którym nie podoba się chrześcijaństwo z jego ideą grzechu i jego zmazania "w zamian za". No i dla osób, które nie odnajdują się w nurtach new age z ich traktowaniem religii jako formy skomercjalizowanego duchowego skupienia się na egoistycznej samorealizacji – mówi na wydechu.

Przeczytaj także:

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta