Straciła dom nad głową i tatę. Ma 7 lat i się nie poddaje
Amelia ma 7 lat i mnóstwo energii. W październiku jej życie wywróciło się do góry nogami. Wybuch gazu całkowicie zniszczył jej dom, w którym mieszkała razem z rodzicami – Aleksandrą i Danielem. W wyniku rozległych obrażeń jej tata zmarł. Dziś Amelia i jej mama, dzięki pomocy zupełnie obcych ludzi, nie muszą się już bać o swoją przyszłość.
20.12.2016 | aktual.: 20.12.2016 14:37
- Dziecko i trzy osoby dorosłe zostały poparzone w rezultacie wybuchu butli z gazem w jednym z mieszkań w Bydgoszczy. Do zdarzenia doszło rano. Jak mówi Tomasz Płaczkowski z miejscowej straży pożarnej, po eksplozji nie doszło do pożaru. Butla eksplodowała na pierwszym piętrze domu mieszkalnego, niszcząc część budynku – podawały WP Wiadomości 9 października tego roku.
Amelia, Aleksandra i Daniel utknęli pod gruzami.
- Wnuczkę żeśmy ratowali. Zięcia i córkę widzieliśmy przez taką szparę. Mówili, że „w porządku, tylko Amelię ratujcie”. Słyszałem tylko: „dziadziuś, ratuj”. Tego widoku to ja nie zapomnę do końca życia. Amelia była przyduszona płytą, nie mogła oddychać. My z sąsiadem nie mogliśmy jej ruszyć. Na szczęście strażacy szybko przyjechali – mówił w rozmowie z TVN24 dziadek dziewczynki, który własnymi rękami odrzucał gruz.
Amelia została przewieziona do Regionalnego Centrum Leczenia Oparzeń w Szczecinie. Miała poparzone 70 proc. ciała. Podobnie jej mama, którą leczono z kolei w Poznaniu. W stanie krytycznym był jej tata, Daniel. Kiedy Amelia i Aleksandra były w śpiączce farmakologicznej, mężczyzna zmarł.
- Gdy Amelia otworzyła oczy, to powiedziała: babcia, dziadziuś, czy mama i tata żyją? – wspomina dziadek.
W ciągu kilkunastu następnych tygodni dziewczynka przeszła kilka operacji, podczas których przeszczepiono jej skórę m.in. na twarzy i dłoniach.
Wciąż czekają ją kolejne zabiegi. Ona i jej mama nie zostały jednak z tym same. Niemal od razu w pomoc włączyli się sąsiedzi i rodzina, ale też cała masa zupełnie obcych im ludzi. Pomagali właściciele i pracownicy restauracji, w której pracowała Aleksandra, pomagali też uczniowie ze szkoły, do której chodziła Amelka.
Aleksandra razem z córką trafiła pod opiekę Fundacji Dum Siro, Spero. Jak przyznaje jej prezes, Katarzyna Zwierzchowska, udało się już zebrać ponad 100 tys. złotych, a co za tym idzie, zabezpieczyć koszty leczenia i rehabilitacji.
- To niesamowite, jak bardzo zaangażowali się w to ludzie. Tak wiele osób postanowiło im pomóc. Prowadzę fundację już 7 lat i jeszcze takie coś mi się w karierze nie przytrafiło – mówi Zwierzchowska w rozmowie z WP Kobieta.
- Pani Ola jest jeszcze niesamodzielna. Zanim będzie mogła zamieszkać na swoim, minie jeszcze sporo czasu. Teraz z córką jest w domu dziadków. Ze środków, które wpłynęły od darczyńców, wyremontowaliśmy im pokój. To ich bezpieczny azyl, gdzie mogą w spokoju dochodzić od siebie. Muszą to powoli odreagować. Pani Ola jest obolała, walczy jednak, by tego nie pokazywać, żeby poradzić sobie ze słabościami. Przeżyły rzecz straszną, ciąży na nich ogromna trauma. Z czasem to wszystko będzie do nich docierać. Amelka? Jest bardzo energiczną kobietą. To jest dziecko-dynamit. Ona mimo tych oparzeń, stanu skóry, ma w sobie mnóstwo energii. Rany się goją, a leczenie przebywa zaskakująco dobrze – dodaje prezes Fundacji.
Na facebookowym profilu „Pomoc dla Amelki i Oli” można dowiedzieć się o nadchodzących zbiórkach i wydarzeniach charytatywnych na rzecz obu dziewczyn. Bo choć Amelia i Aleksandra są silne, to potrzebują pomocy innych.