Świąteczna dezercja

Jedni tradycyjną przedświąteczną gonitwę zamienili na lenistwo, czytanie książek, długie spacery i wygrzewanie się w saunie. Drudzy zamiast wigilijnego stołu mają blat z cienkiej sklejki na czterech krzywych nogach, za to w bambusowej altanie z widokiem na ocean, a zamiast barszczu z uszkami - sałatkę z krewetek z mango i lassi. Porzucili tradycję na rzecz własnej wygody i spokoju ducha. Czy żałują?

Obraz
Źródło zdjęć: © East News

Nadmiar obowiązków, zmęczenie kończące się omdleniem i niesnaski rodzinne ostatecznie skłoniły Olgę do zamiany tradycyjnych świąt Bożego Narodzenia na takie, które miały uszczęśliwić jej najbliższą rodzinę. Jednak okazało się to nie takie proste. - Pamiętam, jak pięć lat temu o 5 nad ranem, tuż przed wigilią, lepiłam uszka do barszczu - wspomina 37-letnia managerka sprzedaży.

- Płakałam ze zmęczenia, a jednak dalej skrupulatnie upychałam na małych placuszkach farsz przygotowany z własnoręcznie zebranych prawdziwków. Do wigilii siadałam tak strasznie zmęczona, że jedyna rzecz, na która miałam ochotę, to położyć się spać, nawet bez dzielenia się opłatkiem. Nie mogłam patrzeć na współbiesiadników: niedouczoną ciotkę-marudę, rozwrzeszczane dzieci kuzynki czy stryja, który był pijany zanim zasiedliśmy do stołu, bo od progu pociągał koniaczek z piersiówki. Na dodatek z powodu stresu, zmęczenia, nadmiaru obowiązków byłam potwornie znerwicowana, złośliwa, krzyczałam na męża i na dzieci. Nie ma się co dziwić: przygotowywałam kolacje dla ok. 20 osób. Wtedy powiedziałam sobie dość.

Z dewotami i komunistą przy stole

Olga już w lutym następnego roku oświadczyła rodzicom, że na najbliższe Boże Narodzenie chce z rodziną wyjechać w góry. - Lament, oburzenie, krzyki były tak straszne, a kolejne próby wyperswadowania nam tego pomysłu rodzice tak zintensyfikowali, że zamiast dzielić się opłatkiem z widokiem na Giewont, znowu lepiłam uszka dla 20 osób - wspomina kobieta. - Ale udało mi się jednak cos zmienić: robienie potraw podzieliłam między parę osób, dzięki czemu nie słaniałam się już na nogach.

Rok później Olga postawiła rodziców przed faktem dokonanym, oświadczając im, że opłaciła turnus świąteczny w ośrodku wczasowym w Karpaczu. Zaoferowała rodzicom, by pojechali z nią, jej mężem i dziećmi, ale kategorycznie odmówili. Niezrażona kobieta ustaliła z mężem, że kupują dzieciom i sobie po jednym prezencie, a czas zamiast na lepieniu uszek, spędzą na wycieczkach, zabawach i spaniu. - Niestety ośrodek wczasowy bardzo nas rozczarował - wspomina Olga.

- Nie tylko standardem wyposażenia, jakością i ilością potraw, ale też nie mieliśmy szczęścia do towarzystwa. Okazało się, że siedzenie przy stole z zupełnie obcymi ludźmi jest gorsze niż z ciotką, dziećmi kuzynki i wujkiem na bani. Przez pięć dni w górach towarzyszyło nam m.in. młodsze od nas małżeństwo, które non stop opowiadało o tym, jacy ludzie są grzeszni i jakie straszne męki piekielne ich czekają po śmierci. Trudno ich było podejrzewać, że czują radość w związku z narodzinami Zbawiciela… - ironizuje Olga. - Dla odmiany ich interlokutorem był facet, zdeklarowany komunista, były wojskowy, pijaniusieńki od rana do nocy, który wspominał z rozrzewnieniem czasy Gierka oraz strasznie narzekał na Polskę po transformacji w 1989 r.

Disco polo i wódka do śniadania

Rok później Olga pojechała z rodziną do Zakopanego. Ten wyjazd również okazał się nie do końca udany. - Tutaj nie było ludzi z oryginalnymi poglądami, za to nasi współbiesiadnicy okazali się miłośnikami kolęd w wersji disco polo, co dla nas było trudne do zniesienia - wspomina kobieta. - Wódkę pijali już do śniadania, a dobre maniery to było coś zupełnie im obcego. Klęli jak szewcy, a na grzeczne uwagi, by nie mówili nieparlamentarnych słów przy dzieciach, reagowali rechotem. I nie miało znaczenia, że wybraliśmy drogi i traktowany jako ekskluzywny pensjonat. Niestety duża ilość kasy nie równa się dobremu wychowaniu.

Jak przyznaje Olga, dopiero trzecie święta spędzone poza domem okazały się strzałem w dziesiątkę. Kobieta namówiła przyjaciółkę, Basię, by zabrała swoją rodzinę i wyjechała z jej rodziną na święta. - Oczywiście rodzice Baśki też stawiali opór, ale sprzedałam jej nasz patent z opłaconym już dawno wyjazdem i rodzice zostali postawieni przed faktem dokonanym. Tylko u niej różnica polegała na tym, że jej rodzice chcieli w związku z tym jechać z nami… Wybraliśmy bardzo starannie pensjonat, który znajduje się na… Mazurach, a nie w górach. Te na południu nie spełniały naszych wymagań. Efekt: spędzamy święta dokładnie tak, jak chcemy, bez tej bieganiny, chorobliwego zmęczenia, lepienia uszek o 5 nad ranem. Co straciliśmy? Ja mam problem, że nie spędzam świąt z rodzicami… Zwłaszcza, że są coraz starsi. I chyba, paradoksalnie, żałuję, że z powodu mojego wypisania się z organizowania rodzinnych świąt, rozpadła się tradycja spotykania razem w 20-osobowym gronie. Nikt nie przejął po mnie pałeczki, a nasza wielka wigilia rozpadła się na kilka małych. Szkoda.

Stresujące święta

Jak wynika z badań przeprowadzonych w ubiegłym roku przez serwis internetowy prezentmarzen.pl: "Święta Bożego Narodzenia 2018 z perspektywy Polaków", aż 65 proc. z nas przeżywa stres w okresie okołoświątecznym, z czego aż 27 proc. jego skutki postrzega jako bardzo poważne. 1683 respondentów zapytano też, co negatywnie wpływa na świąteczną atmosferę. Zdaniem 20 proc. z nich przyczyną stresu są świąteczne przygotowania, które sprawiają, że zamiast odpoczywać, popadamy w jeszcze większe zmęczenie, a świąteczna krzątanina, gotowanie oraz porządki wysysają z nas całą energię. 18 proc. osób zapytanych o największego pożeracza energii, wskazało gonitwę za prezentami.

- Wiele osób, zwłaszcza kobiet, bardzo mocna przeżywa stres związany ze świętami, ponieważ biorą na siebie zbyt dużo obowiązków - uważa Katarzyna Szymańska, psycholożka. - Bo jak jedna osoba ma wypełniając swoje codzienne obowiązki, wcisnąć w plan dnia przygotowanie 12 potraw dla kilu bądź kilkunastu osób, kupić prezenty, zadbać o posprzątanie domu, przystrojenie choinki i być jeszcze w dobrym humorze? Do tego dochodzą często poważne dodatkowe wydatki. Wszystko to wiąże się z ogromnym wydatkiem energetycznym i emocjonalnym. Dla części osób spotkanie się z niezbyt lubianymi krewnymi, z którymi niełatwo nawiązać kontakt to kolejne źródło stresu. Zwłaszcza, gdy przy stole wigilijnym spotykają się osoby o odmiennych poglądach politycznych i koniecznie chcą się tymi poglądami wymienić.

Święta pod palmami

Natalia wspomina, jak jej córka Mia, wówczas pięcioletnia, popłakała się po wigilii, bo nie wiedziała, którym z nowych prezentów ma się bawić. - W naszej rodzinie kult prezentów, zwłaszcza dla dzieci, był bardzo silny - opowiada 36-letnia graficzka. - Moi rodzice, którzy dosłownie zasypywali swoje wnuki prezentami twierdzili, że w PRL-u nic w sklepach nie było, że myśmy dostawili na święta jakieś chińskie badziewie, pod warunkiem, że "rzucili" je do sklepów.

- Mierziła nas też strasznie potrzeba przygotowania ogromnej liczby potraw i jedzenia ich w takiej ilości, że potem marzyło się, by przyjechała karetka i zabrała nas na płukanie żołądka - opowiada Igor, mąż Natalii, który pracuje jako fizjoterapeuta. - I w końcu oboje jesteśmy niewierzący, więc ta chrześcijańska tradycja świętowania Bożego Narodzenia była nam mentalnie obca. I wtedy wpadliśmy na świetny pomysł.

Natalia i Igor obliczyli, że na zakupy świąteczne i prezenty dla całej rodziny wydają kilka tysięcy złotych. Doszli do wniosku, że gdyby z tego zrezygnowali, to mogliby zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na wakacje w ciepłych krajach.

- Na pierwsze wybraliśmy się do Egiptu, do Dahab na Półwyspie Synaj - wspomina Igor. - Mieszkaliśmy w pięciogwiazdkowym hotelu, z choinką, uroczystą kolacją i nawet drobnymi upominkami dla dzieci. Byliśmy zachwyceni, zwłaszcza, że oboje podczas tego wyjazdu spróbowaliśmy nurkowania i pokochaliśmy to!

Ich wyjazd do muzułmańskiego kraju na Boże Narodzenie spowodował, że połowa rodziny obraziła się śmiertelnie. - Moja mama tak strasznie się zdenerwowała tym, co o nas mówili, że wyszła trzaskając drzwiami z wigilii organizowanej przez ciotkę - opowiada Natalia. - Ale teraz wszyscy są już do tego przyzwyczajeni. Święta spędzaliśmy oprócz Egiptu w Malezji, Grecji, na Maderze i dwa razy w Indiach, na Goa, gdzie podoba nam się najbardziej. Ale nie ma co ukrywać, że atmosfera świąt, jakiejś takiej podniosłości, uroczystości, to coś, za czym wszyscy tęsknimy. Dlatego w tym roku… zostajemy w domu. Wszyscy jednak wiedzą, że nie chcemy, by zasypywano nas prezentami i nie zjemy więcej niż możemy - dodaje ze śmiechem Igor.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Nonszalancja w najlepszym wydaniu. Dygant zachwyciła na pokazie
Nonszalancja w najlepszym wydaniu. Dygant zachwyciła na pokazie
Włożyła skórzaną mini. Odważnie to za mało powiedziane
Włożyła skórzaną mini. Odważnie to za mało powiedziane
Nie ma modniejszego stroju. Tak ubierają się kobiety sukcesu
Nie ma modniejszego stroju. Tak ubierają się kobiety sukcesu
Zaszła w późną ciążę. Tak pisała wtedy o wierze i Bogu
Zaszła w późną ciążę. Tak pisała wtedy o wierze i Bogu
Byli razem ponad 20 lat. "Po kryzysie oświadczył mi się po raz drugi"
Byli razem ponad 20 lat. "Po kryzysie oświadczył mi się po raz drugi"
Sprzedają kalendarze adwentowe. Jeden kosztuje ponad 2 tys. zł
Sprzedają kalendarze adwentowe. Jeden kosztuje ponad 2 tys. zł
Jej manicure to prawdziwy hit. To lakier od polskiej marki
Jej manicure to prawdziwy hit. To lakier od polskiej marki
Zmieniła fryzurę. Tak jej metamorfozę ocenił specjalista
Zmieniła fryzurę. Tak jej metamorfozę ocenił specjalista
Mówi o końcu kariery. "Nikogo nie poznaję"
Mówi o końcu kariery. "Nikogo nie poznaję"
Cichopek już ma najmodniejszą kurtkę na zimę. Uwagę zwraca kolor
Cichopek już ma najmodniejszą kurtkę na zimę. Uwagę zwraca kolor
Był alkoholikiem. Mówi, jakie myśli go wtedy dręczyły
Był alkoholikiem. Mówi, jakie myśli go wtedy dręczyły
Jej córka umiera na białaczkę. Lekarze dają jej rok życia
Jej córka umiera na białaczkę. Lekarze dają jej rok życia
MOŻE JESZCZE JEDEN ARTYKUŁ? ZOBACZ CO POLECAMY 🌟