Blisko ludziTo straszne słowo na „a”

To straszne słowo na „a”

19.10.2011 10:56, aktualizacja: 19.10.2011 13:37

Wiem, że ta rubryka ma być głównie o macierzyństwie, matkowaniu, mamusiowych lękach i maminych bolączkach. Ale mama też człowiek i czasami szlag ją trafia, kiedy usłyszy coś durnego. A polska rzeczywistość to prawdziwa fabryka głupot, szczególnie jeśli chodzi o problematykę kobiecą. Zresztą czego spodziewać się po kraju, w którym słowo „feministka” to wciąż wielka obelga, a politycy bez żenady opowiadają farmazony, jak to brzydkie panie odstraszają wyborców?

Wiem, że ta rubryka ma być głównie o macierzyństwie, matkowaniu, mamusiowych lękach i maminych bolączkach. Ale mama też człowiek i czasami szlag ją trafia, kiedy usłyszy coś durnego. A polska rzeczywistość to prawdziwa fabryka głupot, szczególnie jeśli chodzi o problematykę kobiecą. Zresztą czego spodziewać się po kraju, w którym słowo „feministka” to wciąż wielka obelga, a politycy bez żenady opowiadają farmazony, jak to brzydkie panie odstraszają wyborców?

Co ciekawe, ta zasada działa tylko w przypadku jednej płci. I całe szczęście, inaczej frekwencja wyborcza już dawno poleciałaby u nas na łeb na szyję. Ostatnio „szlag” rąbnął mnie w łeb, kiedy usłyszałam fragment rozmowy Moniki Olejnik z posłanką PO Julią Piterą. Chodziło o oparcie dla Wandy Nowickiej na stanowisko marszałka Sejmu.

Dla niezorientowanych: Nowicka to współzałożycielka i przewodnicząca Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Julia Pitera zastanawia się czy Nowicka, jako działaczka feministyczna, nie wprowadziłaby do Sejmu znów tego okropnego słowa na „a”. Bo jej organizację otacza „proaborcyjny szum”. A przecież tak ciężko wypracowany konsensus w postaci istniejącej ustawy świetnie się spisuje.

Rzeczywiście. Aborcje jak były, tak są, tylko teraz kobiety robią je w warunkach zagrażających ich życiu lub (te, które na to stać) w zagranicznych klinikach. No, ale wszyscy zaklinają rzeczywistość i wmawiają nam, że dobrze jest jak jest (to ta stonowana opcja), chociaż przypadki Alicji Tysiąc i Agaty Lamczak pokazują, że prawa kobiet (nawet te mizerne) respektowane nie są.

Jest też grupa oburzona, która uważa, że poluzowanie więzów i zezwolenie na aborcję doprowadzi do tego, że będziemy latać na zabiegi regularnie i bezwstydnie, wciskając je w harmonogram dnia pomiędzy wizytą u manikiurzystki a dentysty. To irytujące z wielu powodów i złość, sprzeciw oraz obrona przed takimi zarzutami są usprawiedliwione.

Dlatego kiedy usłyszałam określenie „proabrocyjny szum”, włos mi się zjeżył. Szum, czyli taka rzecz, która brzmi sobie gdzieś tam w tle i drażni. Przeszkadza. Wkurza zwyczajnie. Sejm chce sobie w skupieniu popracować nad Poważnymi Sprawami, a tu pojawia się jakaś Nowicka i brzęczy. Szumi. Zamęt wprowadza. No i jak tu pracować?

Będzie kobieta zawracać wszystkim głowę proaborcyjnymi głupotami. A tu przecież ten konsensus. Tak „ciężko wypracowany”. A jak coś przyszło ciężko, to musi być dobre. O tej ciężkiej pracy i wspaniałym kompromisie nie słyszałam, kiedy mało brakowało, a przeszłaby ustawa zakazująca aborcji całkowicie. Może szum mi to zagłuszył. Albo wrzask obrońców życia.

Słowo „proaborcyjny” też mnie irytuje. Sugeruje, że organizacje kobiece dążą do zmiany ustawy dla samej aborcji jako owocu zakazanego, jakiejś fajnej zabawki, którą pragną sobie przygarnąć z czystego kaprysu. Oni nam zabraniają, a my tak byśmy chciały...

Duża część kobiet (tych szumiących) nie przebiera zniecierpliwiona nogami, bo nie może się doczekać, kiedy „zrobi to” w polskiej klinice. Szczerze mówiąc żadna z nas nie marzy o tym zabiegu i wolałaby go nigdy nie przechodzić. My (bo się do nich zaliczam) chcemy tylko odzyskać prawo do podejmowania samodzielnie decyzji dotyczących własnego życia.

Dlatego tak aroganckie opinie doprowadzają mnie do białej gorączki. To żaden tam szum, tylko głośne wołanie, które niestety do uszu niektórych dolatuje w formie jakichś irytujących zakłóceń. Ale to, że pani Pitera nadaje na innych falach, nie usprawiedliwia jej protekcjonalnego tonu.

(ma)/(kg)