Trzy drinki i koniec z dietą...
Ten mechanizm znamy wszyscy. Zaczynamy się odchudzać, wprowadzamy zmiany do jadłospisu, dzielnie pokonujemy kolejne dni diety. A wtedy przychodzi weekend, kiedy dzwonią przyjaciele, wychodzimy na imprezę, wypijamy kilka drinków.
Ten mechanizm znamy wszyscy. Zaczynamy się odchudzać, wprowadzamy zmiany do jadłospisu, dzielnie pokonujemy kolejne dni diety. A wtedy przychodzi weekend, kiedy dzwonią przyjaciele, wychodzimy na imprezę, wypijamy kilka drinków. I szybko żegnamy się z odchudzaniem, sałatą, kiełkami i wodą niegazowaną. Za to z szeroko otwartymi ramionami witamy kebaby, hamburgery, hot dogi, zapiekanki i tym podobne specjały, które dostać można w barach w porze nocnej.
Tak, wszyscy to znamy... Ale teraz eksperci postanowili zająć się tą kwestią i sprawdzili, po ilu drinkach porzucamy swoje zdrowe nawyki. Kiedy następuje ten moment, w którym rzucamy się na frytki, chociaż jesteśmy po dwóch tygodniach wcinania sałatek i właśnie zauważamy pierwsze efekty zdrowego odżywiania?
Okazuje się, że punktem zwrotnym jest trzeci drink. Czasami czwarty. To zależy od alkoholu. Z sondażu przeprowadzonego przez centrum badania opinii publicznej YouGov na zlecenie organizacji Slimming World, do złamania się i przerwania diety wystarczą trzy duże kieliszki wina albo cztery półlitrowe porcje piwa. Kiedy zaszalejemy i wypijemy taką ilość alkoholu, możemy spożyć nawet do 6300 kalorii więcej, zarówno tego dnia, jak i następnego, kiedy będziemy odczuwać skutki kaca. Na skutek takich wybryków możemy w czasie jednego weekendu przytyć parę kilogramów. Kilka takich weekendów i na wadze nagle wyskoczy nam wynik o 5 kilogramów większy. Jest się czego bać!
W ankiecie uczestniczyło ponad 2 tysiące osób, które wyznały, że po spożyciu około 10,5 jednostek alkoholu (mężczyźni) lub 8 (to punkt przełomowy u kobiet) osoby, które wcześniej stosowały się do niskokalorycznej diety, rozpoczynały szaleństwo konsumpcyjne i potrafiły spożyć ok 4305 nadprogramowych kalorii tego samego dnia, a następnego – jeszcze 2 tysiące kalorii. Najczęściej nabierali wtedy ochoty na kebab (który dostarcza nam aż 560 kcal!), pizzę (to średnio 280 kcal) i hamburgera (268 kcal).
Co gorsza, połowa z odpytywanych osób po rozrywkowej nocy i złamaniu przykazań zdrowego żywienia unika jeszcze dodatkowo ćwiczeń; cały następny dzień woli spędzić przed telewizorem, komputerem, w łóżku; wszędzie, byle nie na sali gimnastycznej.
Firma Slimming World, która udostępnia diety i propaguje zdrowy styl życia w Wielkiej Brytanii od ponad 40 lat, zleciła tę ankietę chcąc uwidocznić związek pomiędzy alkoholem a złym sposobem odżywiania.
Dr Jacquie Lavin ze Slimming World powiedziała: “Mało kto wie, w jaki sposób zbyt duża konsumpcja alkoholu wpływa na naszą wagę. Alkohol stymuluje apetyt, sprawia, że chcemy jeść więcej niezdrowych rzeczy, pozbawia nas zahamowań, a wszystko to prowadzi do niezdrowych wyborów – nie zdajemy sobie nawet sprawy, ile kalorii wtedy spożywamy. Ponieważ punkt przełomowy dla wielu osób to zaledwie trzy lub cztery drinki, oczywiście bardzo łatwo jest wypić taką ilość alkoholu, aby doświadczyć tych zmian w zachowaniu.
„Alkohol jest kaloryczny, ale nie zaspokaja naszego apetytu tak jak pożywienie. Sprawia także, że czujemy się głodni i osłabia nasze postanowienie zdrowego odżywiania. Taka wiedza pozwoli ludziom wziąć większą odpowiedzialność za swoją wagę.”
Co gorsza, to właśnie alkohol – a właściwie to jak wpływa na nasz mózg – sprawia, że to co zakazane staje się tak kuszące.
Tak twierdzi Bridget Benelam, dietetyk z Brytyjskiej Fundacji ds Żywienia. Jej zdaniem to wyskokowe trunki winne są tego, że wysokokaloryczne jedzenie wydaje się atrakcyjne i że trudniej się nim nasycić. Dlatego jemy, nie kontrolując, ile spożywamy.
„Naprawdę warto mieć świadomość tego, w jaki sposób alkohol wpływa na konsumpcję pokarmów, ponieważ po jego spożyciu tak łatwo przychodzi nam zjeść o wiele więcej niż zamierzaliśmy”, ostrzega Bridget Benelam.
Zanim więc znów damy się namówić znajomym na wieczorne wyjście akurat kiedy jesteśmy na diecie i staramy się odmienić swoje nawyki żywieniowe, zastanówmy się czy warto i czy będziemy w stanie kontrolować potem swój wilczy apetyt.
Tekst: na podst. „The Telegraph”/(ma/sr), kobieta.wp.pl