Blisko ludziTurystyka diabła

Turystyka diabła

Turystyka diabła
14.05.2007 10:48, aktualizacja: 28.06.2010 01:00

Bogatym zagranicznym turystom nie wystarczają już piękne plaże i luksusowe hotele. Na urlopie chcą mocnych wrażeń. To dla nich organizuje się wycieczki w miejsca największych kaźni ludzkości.

Bogatym zagranicznym turystom nie wystarczają już piękne plaże i luksusowe hotele. Na urlopie chcą mocnych wrażeń. To dla nich organizuje się wycieczki w miejsca największych kaźni ludzkości.

Co łączy kambodżańskie Pola Śmierci, syberyjskie łagry czy Koreę Północną? Właśnie tam uśmiercono przed laty miliony ludzi i właśnie tam obecnie wysyła się turystów, którzy chcą mocnych wrażeń. Chętnych zazwyczaj nie brakuje…

Korea Północna w świadomości społecznej funkcjonuje jako najbardziej zamknięty kraj na świecie. Wstęp do niego jest bardzo trudny, a swobodne poruszanie się po kraju – praktycznie niemożliwe. Jednak władca tego kraju Kim Dzong Il przyzwyczajony jest do życia w warunkach skrajnie luksusowych. A to kosztuje. Dlatego coraz chętniej wpuszcza do kraju zagraniczne wycieczki, które dostarczają mu cennych dewiz.

Taka wyprawa w północnokoreańskie Góry Diamentowe trwa trzy dni. Przyjezdnym odbiera się wszelki sprzęt elektroniczny, a nawet zwykłe notesy. Śledzi się każdy ich krok. Wozi tylko w specjalnie przygotowane miejsca (nie widać w nich biedy, która jest charakterystyczna dla całego kraju), noclegi spędzają w hotelach przeznaczonych dla cudzoziemców.

Obiekty takie otoczone są wysokim płotem i posterunkami wojska. Standard życia w takich hotelach niczym nie różni się od zachodniego.

Turystyka śladem zbrodni

Po powrocie z kraju Kim Dzong Ila turyści są zazwyczaj zachwyceni. Codziennie przecież nie odwiedza się kraju będącego w praktyce wielkim obozem pracy, w którym każdego roku tysiące ludzi umiera z głodu czy zbyt ciężkiej pracy, a zyski z produkcji czerpie tylko wąska grupa zauszników władcy absolutnego.

Reporterzy, którzy odwiedzają Koreę Północną, przytaczają wypowiedzi obywateli tego kraju, który taką turystykę nazywają "turystyką diabła". Rocznie przynosi ona władzy co najmniej 35 milionów dolarów. Te pieniądze w żadnym stopniu nie poprawiają bytu obywateli jednego z najbiedniejszych państw świata.

Organizacje praw człowieka nawołują, by zaprzestać spędzania urlopu w kraju Kima. Apele przynoszą pierwsze efekty. Dwa lata temu chętnych było o aż 60 proc. mniej niż rok wcześniej.

Na brak turystów nie musi za to narzekać Kambodża. Stałym i popularnym punktem zwiedzania są wizyty w dawnym więzieniu Toung Sleng oraz na "Polach Śmierci" - masowym grobie ofiar dyktatury Pol Pota z lat 70-tych XX wieku. Rządzeni przez niego Czerwoni Khmerzy zamordowali wtedy kilka milionów obywateli własnego kraju. Dzisiaj miejsca tych zbiorowych kaźni są pełne turystów, którzy przyjeżdżają na nie między wizytą na plaży a kolacją w nadmorskiej restauracji.

Do Kambodży ludzi przyciąga nie tylko dreszczyk emocji, ale także bardzo niskie ceny towarów na miejscu. Sama wycieczka zorganizowana przez biuro podróży nie należy do najtańszych - za miesięczną wyprawę po Kambodży oraz sąsiednich Laosie i Birmie zapłacimy 7-10 tys. złotych.

Patrząc na sukcesy Kambodży i Korei Północnej nie dziwi, że na "turystyce diabła" zarabiać chce także Workuta – jeden z symboli stalinowskiej Rosji. W 130 łagrach położonych na terenie tego syberyjskiego miasteczka, 160 kilometrów na północ od koła podbiegunowego, w latach 1932-54 zginęło 200 tys. osób. Przez obozy przewinęły się za to 2 miliony skazanych.

Na urlopie w Workucie

W skrajnie trudnych warunkach (zimą minus 40 stopni C, a w lecie wyjątkowo agresywne insekty) zmuszano ich do niewolniczej pracy w kopalniach węgla. Teraz mer Workuty chce tu stworzyć turystyczne centrum dla miłośników sportów ekstremalnych.

Na czas urlopu w Workucie letnicy wejdą w rolę więźnia politycznego i zakosztują obozowego życia. Zamieszkają w zrekonstruowanych łagrach, które otoczy się prawdziwym drutem kolczastym. Karmić będzie się ich tak jak więźniów z epoki Stalina – zupą z brukwi. Dyscypliny przypilnują wartownicy ubrani w historyczne mundury. Jeśli ktoś spróbuje ucieczki grozi mu ostrzał… z broni paintballowej (broń strzelająca kulkami z farbą).

Prasa donosi, że za noc spędzoną w tym turystycznym łagrze zapłacimy 150-200 dolarów. Najkrótszy pobyt może trwać trzy dni. Mer Workuty liczy przede wszystkim na turystów ze Stanów Zjednoczonych.

Warto wspomnieć, że to właśnie USA były pionierami tego typu biznesu. W całych Stanach działa mnóstwo skansenów czy muzeów organizowanych np. w miejscu działania seryjnych morderców.

Źródło artykułu:WP Kobieta