Walka o zarodki. Kto ma do nich prawo po rozwodzie?

Walka o zarodki. Kto ma do nich prawo po rozwodzie?

Walka o zarodki - kto ma do nich prawo
Walka o zarodki - kto ma do nich prawo
Źródło zdjęć: © Getty Images
20.03.2021 10:25

- Jeśli jedno z małżonków, którzy poddali się procedurze in vitro dojdzie do wniosku, że nie chce mieć już dziecka, a drugie wręcz przeciwnie, o losie zarodka zdecyduje sąd. Albo zgodzi się na implantację, albo zdecyduje o przekazaniu zarodka do tzw. dawstwa. Nie można zarodka zniszczyć, bo grozi za to kara więzienia od 6 miesięcy do 5 lat, zdecydowanie wyższa niż za przeprowadzenie aborcji – mówi adwokatka Anna Zubkowska-Rojszczak w rozmowie z Katarzyną Trębacką.

Przed sądem stawia się para, dawcy komórek płciowych: mężczyzna i kobieta. Poddali się procedurze in vitro, ale zanim doszło do implantacji zarodka, postanowili się rozstać. Ona chce doprowadzenia procedury do końca, czyli urodzenia dziecka, on – albo zniszczenia zarodka, albo przekazania go do implantacji. Czym czy kim jest ów zarodek w obliczu prawa?

Definicja zarodka jest jasno określona w ustawie o leczeniu niepłodności z 2015 r. Dokładnie w niej zapisano, z czego składa się zarodek; chodzi tu o żeńskie i męskie komórki rozrodcze, które zostały poza organizmem kobiety połączone in vitro zgodnie z procedurami medycznymi. W myśl tej definicji o zarodku mówimy do momentu, w którym połączone komórki nie zagnieżdżą się w śluzówce macicy. Po tym, jak się zagnieżdżą i staną się integralną częścią ciała kobiety, zarodek staje się embrionem. Z medycznego punktu widzenia, z płodem mamy jednakże do czynienia, dopiero wówczas gdy embrion nabiera cech morfologicznych.

Kwestie związane z tym, czy zarodek jest już człowiekiem czy jeszcze nie, dzielą nie tylko naukowców…

Wydaje się, że spór o to, czy "zarodek to już życie"– jest próbą odszukania odpowiedzi na źle postawione pytanie. Spór o początki ludzkiego życia jest nierozstrzygnięty. I rozpatrując, w jakim zakresie zarodek powinien mieć ochronę prawną, trzeba mieć na uwadze te nierozstrzygnięte aspekty medyczne. Z kolei na gruncie prawa karnego w Polsce, jeśli mówimy o człowieku i o ochronie jego życia, to mamy na myśli człowieka z chwilą jego narodzin. To oznacza, że człowiekiem jest dopiero noworodek dający oznaki życia. W okresie prenatalnym przed narodzeniem, ochronie prawnej podlega płód. Z pespektywy prawnej możemy zatem wyróżnić okresy rozwoju życia, w których to życie chronimy. Mamy ochronę zarodka, płodu i narodzonego człowieka.

Czyli płód ma również prawa i nie chodzi tylko o prawo chroniące jego życie?

Warunkowe przyznanie praw płodowi jest wyrażone w całym szeregu przepisów kodeksu cywilnego, rodzinnego i opiekuńczego, jeśli wiąże się z korzyścią, np. dziedziczeniem. Jednak pod warunkiem, że urodzi się jako żywy noworodek. Przykładem będzie tu uznanie dziecka, uzyskanie alimentów na nienarodzone dziecko, przekazanie darowizny, domaganie się naprawiania szkód wyrządzonych przed urodzeniem dziecka – takie sytuacje prawo przewiduje, prawa te są warunkowane przyjściem na świat w stanie żywym. Ten katalog praw jest znacznie szerszy i dla ochrony interesów tego nienarodzonego dziecka można jeszcze wyobrazić sobie inne sytuacje, jeśli to będzie dla niego korzystne.

Czyli żeby być uznanym za człowieka trzeba urodzić się żywym?

To pytanie może wprowadzać w błąd. W europejskim modelu prawnym człowieczeństwo – a zatem także godność czy prawo do życia – jest wartością przynależną każdej jednostce, nie można jej "przyznać" tak samo jak nie można "odebrać". Tym różnią się państwa cywilizowane od autorytarnych, że człowiekiem się jest, a nie nim zostaje – przynajmniej w oczach państwa czy prawa. Natomiast jest prawdą, że dziecko, które jest zdolne do życia poza organizmem matki na skutek nieszczęśliwego wydarzenia czy komplikacji okołoporodowych urodzi się martwe i na gruncie prawa polskiego to nie jest człowiek, jakkolwiek strasznie by to brzmiało.

Te kwestie praw dotyczą płodu, a nie zarodka, który przestaje nim być w momencie zagnieżdżenia w ciele matki…

Tak. Nic dziwnego, że czujemy intuicyjnie, że ta ochrona powinna być różna w zależności od tego, na jakim etapie ten zarodek lub płód się znajduje. Co ciekawe, może tu dojść do pewnego konfliktu praw między prawami matki, w której ten płód się rozwija i płodu jako takiego. Te prawa zgłaszane w imieniu płodu, kwestie ochrony zarodka i prawa matki muszą być ze sobą nierozerwanie związane. A to, w jaki sposób będą ze sobą podlegały ochronie, to jest osobna kwestia. Europejski Trybunał Praw zaznacza w swoich orzeczeniach, że niezbędne jest wskazanie, gdzie przebiega ta sprawiedliwa linia pomiędzy prawami matki, interesem publicznym a prawami zarodka i płodu.

W obecnie obowiązującym prawie, prawa zarodka wydają się być większe niż te, które przysługują matce.

Nie wiem do końca, czy jest uzasadnione twierdzenie, że prawa zarodka są większe. Można z całą pewnością jednak stwierdzić, że ochrona zarodka jest w Polsce daleko idąca. Mamy teraz ustawę o leczeniu niepłodności, która definiuje zarodek i określa reguły postępowania z nim, jednocześnie penalizując przy tym cały szereg zachowań sprzecznych z ustawą.

Co na przykład?

Niszczenie zarodka. Nie można tego zrobić w zgodzie z polskim prawem. Kolejna rzecz to nieprzekazanie zarodka do tzw. dawstwa, czyli uniemożliwianie zarodkowi rozwoju. To kwestie związane z ustawą o leczeniu niepłodności. Z drugiej strony mamy artykuł 157a Kodeksu karnego, który penalizuje narażenie na śmierć dziecka nienarodzonego, czyli dziecka, które zostało poczęte. I ciągle toczy się dyskusje, czy te przepisy obejmują także zarodki, czyli najbardziej pierwotny okres życia.

Czy to oznacza, że za pomocą różnych przepisów chronimy ten sam płód?

Tak, choć w mojej ocenie, jeśli chodzi o możliwość potraktowania na gruncie artykułu 157a kodeksu karnego tego zarodka poza organizmem matki, to byłby to zabieg chybiony, bo on podlega ochronie na podstawie ustawy o leczeniu niepłodności. Natomiast w momencie, kiedy on jest implantowany, czyli jest w organizmie matki, to podlega ochronie na podstawie przepisów kodeksu karnego.

Prawdopodobnie ustawodawca zamierzał nie różnicować intensywności ochrony dziecka poczętego ze względu na stopień jego rozwoju i dlatego objął artykułem 157a zarówno ten kilkunastodniowy zarodek, który jest - w ciele matki grupą komórek, które dzieląc się doprowadzą potem do wykształcenia się płodu - jak i sam płód. Faza rozwoju ciąży ma znaczenie przy przestępstwie przerywania ciąży. Tam stopień rozwoju ciąży może powodować i konstytuować kwalifikowaną postać przestępstwa, jeżeli płód byłby zdolny do życia poza organizmem matki. Na gruncie artykułu 157a takiego rozróżnienia nie ma.

Czyli w zależności, które przepisy zastosujemy, ochrona jest różna?

Tak, bo to zależy od momentu, w którym ta ciąża się rozwija. Ustawa o leczeniu niepłodności uregulowała kwestie dotychczas pozostawione w sposób bardzo otwarty. Dzisiaj jest w niej jasno określona zarówno liczba zarodków, które mogą powstać w czasie procedury in vitro, jak również dalsze losy tego zarodka.

I prawo mówi, że nie ma możliwości zniszczenia zarodka?

Nie ma. Musi być on albo wykorzystany przez osoby zainteresowane tą procedurą, czyli dawców komórek żeńskich i męskich, albo przekazany do tzw. dawstwa. Dzieje się tak, jeśli dawcy z jakiegoś powodu zrezygnują z implantacji zarodka, czyli rezygnują z bycia rodzicami.

A co, jeśli istnieje spór między dawcami, tak jak w przypadku pary, o której wspominałam na początku?

Jeśli dawca komórek męskich cofa zgodę, to zgodę na ewentualną implantację wydaje sąd opiekuńczy. I to jest jedyna możliwość, jeśli dawcy się nie porozumieją. Sąd albo zgodzi się na implantację, albo zdecyduje o przekazaniu zarodków do dawstwa, czyli implantacji u innych par starających się o dziecko. Za zniszczenie zarodka obowiązuje kara od 6 miesięcy do 5 lat. Proszę sobie wyobrazić, że za zniszczenie zarodka jest wyższa kara niż za zabicie płodu. Za to drugie przestępstwo ustawodawca przewidział karę więzienia do lat trzech.

Ale jak to?

Lekarz przeprowadzający w Polsce nielegalną aborcję musi się liczyć z karą do trzech lat więzienia. Jednak ten sam lekarz, pracujący w klinice leczenia niepłodności, kierując się np. współczuciem wobec dawców komórek, na ich na życzenie zgodziłby się zniszczyć zarodek, może spędzić w więzieniu do 5 lat.

Z czego wynika ta różnica?

Myślę, że z czasów, kiedy te przepisy powstawały. Ustawa o planowaniu rodziny została uchwalona w 1993 roku, a ustawa o leczeniu niepłodności w 2015 r. Obecnie mamy w Polsce tendencje do zwiększania ochrony życia nienarodzonego, mimo że w innych europejskich krajach aborcja do 12. tygodnia ciąży jest dozwolona. To ciekawe, bo pozwala obserwować, jaki priorytet ma ustawodawca w momencie ustalania tych przepisów.

Mówiła Pani o dawstwie, które też budzi wiele kontrowersji.

Dawstwo zarodka jest trudne dla dawców komórek rozrodczych, bo w momencie przekazania zarodka, tracą oni jakąkolwiek możliwość uzyskania informacji na temat dalszego z nim postępowania. Nie mają żadnych obowiązków wobec przyszłego dziecka, co wiąże się z tworzeniem fikcji, że oni nie są jego rodzicami. Biorczyni zarodka jest anonimowa, dawcy nie mogą nigdy się dowiedzieć, kto go otrzymał. Jedyne, co mogą zrobić dawcy komórek to wycofać zgodę na przekazanie zarodka, do momentu rozpoczęcia procedury przekazania go biorczyni, czyli chwili, gdy ta machina medyczna ruszy to siłą rzeczy jest to proces nieodwracalny.

A co się dzieje, gdy dawcy komórek cofną zgodę? Co się dzieje z tym zarodkiem?

Cofniecie zgody ma charakter tak naprawdę chwilowy. Zarodek i tak zostanie przekazany do dawstwa, tylko dawcy mogą jedynie opóźnić ten moment. Mogą też się rozmyślić w tym sensie, że sami będą chcieli ten zarodek zaimplantować. Ustawodawca przewidział to w ten sposób, że jeżeli zarodka nie wykorzystają, to on niejako z automatu trafi do dawstwa. Co ciekawe, zarodki powstałe przed wejściem w życie ustawy z 2015 r. mają oczekiwać 20 lat na to dawstwo.

Źródło artykułu:WP Kobieta