Blisko ludziDopełnieni. Nadchodzi trzecia fala miłosnych relacji

Dopełnieni. Nadchodzi trzecia fala miłosnych relacji

Mamy już za sobą model związku macho i gospodyni domowa. Teraz królują niezależna kobieta i miękki mężczyzna, ale nieuchronnie nadciąga nowe - związek kobiecej kobiety i męskiego mężczyzny – autonomicznych, autentycznych, namiętnych kochanków. Ten potencjał już jest w nas.

Dopełnieni. Nadchodzi trzecia fala miłosnych relacji
Źródło zdjęć: © Shutterstock.com

10.03.2017 | aktual.: 10.03.2017 12:51

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Kobiecość to troska o przepływ miłości, przyjmowanie, celebrowanie codzienności, zmysłowe postrzeganie świata, odprężenie, karmienie, tworzenie życia, emanowanie pięknem. Męskość to działanie ukierunkowane na cel, poszukiwanie misji, jasność i klarowność, mądrość i ochrona życia.

A gdybyśmy tak uznali, że nieprzypadkowo urodziliśmy się w ciele kobiety czy mężczyzny. Że być może naszym przeznaczeniem jest wypełnić siebie nawzajem swoimi energiami. Tęsknota za kobiecymi kobietami i męskimi mężczyznami pobrzmiewa w wielu rozmowach o roli kobiecości i męskości we współczesnym świecie.

– Czy ja na pewno tego chciałam? – pyta Magda, menedżerka wysokiego szczebla w korporacji, pokazując stertę dokumentów na swoim biurku i kalendarz wypełniony zadaniami. Co chwilę dzwoni telefon. Zirytowana podnosi słuchawkę. W ułamku sekundy jej twarz przybiera maskę uprzejmości, a głos robi się spokojny i miły. Krótka, rzeczowa rozmowa, po której Magda opada zmęczona w fotelu.
– Masz wszystko, o czym marzyłaś – przypominam. – Niezależność, pieniądze, sukces i władzę.
– Jestem zmęczona – wzdycha. – Oparłabym się o mocne męskie plecy. Mam po dziurki w nosie walk o klienta, strategii rozwoju i nieustającego zarządzania kryzysem. Tak naprawdę jestem wrażliwą, delikatną kobietą, znasz mnie. Czy ktoś na tym świecie potrzebuje mojej łagodności?
Magda jest rozwódką (mąż artysta opuścił rodzinę kilka miesięcy temu), ma dwoje dzieci, do których biegnie po pracy. Jej babcia załamuje ręce: „Jakie ty, dziecko, masz życie! Jak wy, współczesne kobiety, to wytrzymujecie!”.

Paweł od dwóch lat nie pracuje zawodowo. Zajmuje się domem, sprząta, gotuje, odprowadza dzieci do przedszkola. Dla żony Joanny, która codziennie wychodzi do pracy w biurze, stara się być czuły i opiekuńczy.
– Robię wszystko, żeby zaspokoić jej potrzeby – mówi z wyrzutem Paweł. – Jednak czuję, że żona nie darzy mnie szacunkiem. Nieraz już mi powiedziała, że w jej oczach nie jestem męski.
Joanna marzy o mężczyźnie sprawczym, decyzyjnym, zainteresowanym światem, dzielnym i oczywiście wrażliwym też. – Nie mam w nim oparcia – mówi. – Co z tego, że zajmuje się domem, skoro i tak wszystkiego muszę dopilnować, pokazać palcem, przypomnieć. Czuję się jak zawiadowca stacji – ani przez chwilę nie mogę się odprężyć.
Ostatnio – jak mówią – nie układa im się. Przestali mieć ochotę na seks.
„Co się dzieje?” – coraz częściej pytają kobiety i mężczyźni w parach. „Dlaczego nam się nie udaje? Co poszło nie tak?”.

Socjologowie i psychologowie zwracają uwagę, że jeszcze do niedawna role przyjmowane przez kobiety i mężczyzn były sztywno ustalone i rozdzielone. Mężczyźni mieli iść do pracy i zarabiać pieniądze. Kobiety – zostać w domu i opiekować się dziećmi. Mężczyźni często manipulowali fizyczną i finansową dominacją oraz groźbami. Kobiety często manipulowały swoimi mężczyznami emocjonalnie i seksualnie, przymilając się bądź zadając ostre ciosy. Karykaturą tego poprzedniego okresu był dureń macho i uległa gospodyni domowa. Następnie nadszedł (i nadal trwa) etap, podczas którego mężczyźni i kobiety zaczęli szukać drogi do zrównoważenia swoich wewnętrznych energii, męskiej i kobiecej, do stanu pół na pół, stając się podobni do siebie. Mężczyźni zaczęli odkrywać swoją wewnętrzną kobiecość, a kobiety swoją wewnętrzną męskość. Dzięki temu obie płcie stały się mniej podzielone i pełniejsze. Stały się też mniej zależne od siebie. Mężczyźni typu macho nieco się odprężyli, a gospodynie domowe stały się bardziej niezależne. Zyskaliśmy na tym wszyscy.

Wiele par coraz częściej przyznaje jednak, że ten etap pół na pół męskości i kobiecości w każdym z nas był (jest) tylko przejściową fazą rozwoju kobiet, mężczyzn i związków, a nie punktem docelowym. Właśnie zaczynamy odczuwać efekty uboczne upodabniania się płci: mamy już swoją niezależność i pieniądze, ale gdzieś po drodze zagubiliśmy namiętność. Niezależne kobiety sukcesu narzekają, że współcześni mężczyźni stali się mięczakami, zbyt słabymi i niezdecydowanymi, aby można im było naprawdę zaufać. Wrażliwi mężczyźni narzekają, że współczesne kobiety stały się modliszkami, zbyt opancerzonymi, aby można się było z nimi w pełni zjednoczyć. Gdy upodabniamy się do siebie, gdy gaśnie męsko-żeńska biegunowość, zaczyna zanikać soczystość związku.
Wygląda na to, że zaczynamy rozglądać się za bardziej męskimi mężczyznami i kobiecymi kobietami w nadziei na miłosne spotkania pełne życia, ognia i pasji.

Urzeczywistniona męskość
„Odkryj swoją ścieżkę w świecie nieskończonych możliwości, podążając za tym, co cię pasjonuje” – radzi David Deida mężczyznom w książce „Droga prawdziwego mężczyzny”. A potem już… przestań czekać. Czuj wszystko. Kochaj do bólu. Dawaj nieskazitelnie. Odpuszczaj. Męski mężczyzna to ten, który ciągle stwarza siebie na nowo, wytrwale dąży do celu, jest pewny siebie i ukierunkowany, wrażliwy i spontaniczny, idzie wybraną przez siebie drogą z głęboką spójnością i humorem. Swoją pracą i seksualnością ucieleśnia miłość na Ziemi. Żyje z głębi swojego wnętrza, całkowicie oddany potęgowaniu miłości. Gdy więc twoja kobieta – aspirujący mężczyzno – jest uszczypliwa, złości się, atakuje, wiedz, że zachowuje się tak, ponieważ cię kocha, dlatego sprawdza cię i testuje. Chce czuć twoją prawdę. Chce czuć twoją miłość. Chce również czuć, że twoja prawda i miłość są silniejsze niż jej cięte uwagi. Wtedy może ci zaufać.

Bez wysiłku
My, mężczyźni i kobiety, nie jesteśmy tacy sami – dzielą nas istotne różnice, które nie są po to, aby ścigać się, kto ma lepsze, a kto gorsze. Są po to, aby dzięki nim budować coś, co da efekt synergii, powiększenia – mówi psychoterapeuta Jacek Masłowski.
Rozmawia Renata Arendt-Dziurdzikowska

Męskość i kobiecość – archetypowe energie spotykają się…
To spotkanie najlepiej oddaje taka metafora: mężczyzna przedziera się przez dżunglę, wyrąbuje ścieżkę maczetą, rani się, potyka i przewraca. Za nim podąża kobieta. Idzie tym tunelem, który on wyrąbał. Kiedy on upada, ona pomaga mu się podnieść.

Nie łapie za maczetę, nie wyręcza go.
Tak, kobieta nie musi walczyć z przeciwnościami losu, nie musi się potykać, ranić, ponieważ to jest przestrzeń, którą zagospodarowuje mężczyzna. On podejmuje to wyzwanie, ponieważ ma w sobie taką energię. My, mężczyźni, często się potykamy, a nawet przewracamy, niestety, z różnych powodów nie przyznajemy się do tego. Gdy mamy przy sobie kobietę, która mówi: „OK, wywaliłeś się, nie szkodzi, zaraz coś zaradzimy”, nabieramy sił i idziemy dalej, testujemy różne ścieżki, sprawdzamy siebie.

To znana prawda, że za sukcesem mężczyzny stoi kobieta.
Tak, aura, którą ona tworzy, pozwala mu efektywnie funkcjonować. Takie kobiece kobiety nie muszą być wyłączone z życia zawodowego. Wiele z nich pracuje, ponieważ mają misję. Nie muszą jednak koncentrować się na przetrwaniu, myśleć o pieniądzach. Gdy zmieniamy te role, osłabiamy siebie. Po pierwsze dlatego, że mężczyźni mają w swoim męskim pierwiastku niewiele takiej opiekuńczości, o jakiej tu mówimy.

Gdy kobieta łapie za maczetę, bywa zmęczona i poraniona, a znikąd ratunku.
Jest wewnętrznie wściekła. Dlaczego? Bo gdy idzie w świat, musi się utwardzić, zrezygnować ze swojej łagodności, wrażliwości. Gdy jest szefową, nie może się rozpłakać, bo takie zachowanie zostanie uznane za nieprofesjonalne. Reguły funkcjonowania w świecie biznesu są męskie, zostały wymyślone setki lat temu przez mężczyzn. Kobiety wchodzą w ten świat i dostosowują się, starają się sprostać oczekiwaniom, zaczynają funkcjonować w trybie przetrwania. Odrzucają miękką, przyjmującą kobiecą energię. Aby przetrwać w biznesie, muszą uznać kobiecą energię za słabość. Płacą za to wysoką cenę.

Załóżmy jednak, że mężczyzna wspiera taką kobietę po kobiecemu.
Kobieta zaczyna nim gardzić.

Gardzić?
Celowo użyłem takiego słowa. Ta wzgarda nie jest wypisana w domu na plakacie, przejawia się raczej w postaci pobłażliwości dla mężczyzny: to taki mój misiu, chodzi w kapciach, prowadzi dzieci do przedszkola. Kobiety biznesu na psychoterapii skarżą się, że straciły partnera. Mężczyzna przestał się rozwijać, nie ma z nim o czym porozmawiać.

Wracamy więc do tradycyjnego podziału ról?
W swojej istocie ten podział nie jest zły, pod warunkiem że nie deprecjonujemy żadnej ze stron. Jeśli docenimy te role, uznamy, że są komplementarne, ani lepsze, ani gorsze, wtedy będziemy wspierać siebie nawzajem niejako automatycznie. Z doświadczenia wiem, że to nie wymaga żadnego wysiłku. Nie trzeba niczego wymyślać, kombinować. Gdy spotkają się dwie osoby ze zintegrowanymi pierwiastkami męskości i kobiecości, wtedy naturalnie znajdują te obszary związku, które pragną zagospodarować. Wzajemne wsparcie wydarza się samo. Można więc żyć stosunkowo prosto. Żeby to jednak mogło się wydarzyć, trzeba sporo rzeczy w sobie wypracować. Przede wszystkim znaleźć kontakt z wewnętrznym źródłem swojej męskiej i kobiecej energii.

W jaki sposób mężczyzna może wspierać kobiecość kobiety?
Większość mężczyzn ma z tym kłopot, ponieważ ma kłopot z odnalezieniem w sobie męskiej siły. Kobiecość i męskość wzajemnie się dopełniają. Gdy w relacji występuje deficyt którejś z tych energii, dochodzi albo do rozpadu związku, albo jedna ze stron musi nadrobić ten deficyt. Kobieta, która ma u boku mężczyznę bez zintegrowanego pierwiastka męskiego, będzie miała trudność w realizowaniu w codziennym życiu pierwiastka kobiecego. Będzie odczuwała konieczność sprostania oczekiwaniom, jakie stawia jej współczesny świat. Stanie się kobietą niezależną, sprawczą, osiągającą sukcesy. Jednak w rozmowie z psychoterapeutą ta kobieta powie, że tęskni za tym, aby – z jednej strony – zrzucić maskę niezłomnej, wziąć głęboki oddech i oprzeć się na kimś, kto ją utrzyma. Z drugiej strony – by zrealizować swoją opiekuńczość. W jaki sposób mężczyzna może wesprzeć te pragnienia? Tylko poprzez wsparcie własnej męskości, ponieważ to jest właśnie rusztowanie, na którym on buduje swoją wewnętrzną siłę.

W jaki sposób my, kobiety, możemy pomóc w budowaniu tej męskiej siły?
Na warsztaty dla mężczyzn, które prowadzę, przychodzą mężczyźni, bo „żona kazała”, „siostra wykupiła miejsce”. Dobrze, że ci mężczyźni w ogóle przychodzą, jednak to jest właśnie ten kłopot. Mężczyźni potrzebują odbudować swoją męskość. Niestety, budują swój pomysł na męskość w oparciu o oczekiwania świata kobiet. Bo ona zarabia, ma to i tamto, tak myśli, tak czuje, ma kosmiczne potrzeby seksualne – te punkty a, b, c, d, g – nie wiadomo już, gdzie one są. No więc mężczyzna się stara, a i tak w końcu dowie się, że jest z nim coś nie tak i najlepiej, żeby się naprawił. Wtedy on przestaje się starać, włącza swoją grę komputerową albo pornografię. Przechodzi na tryb oporu, wycofuje się z sypialni, odmawia współżycia. Kobieta jest zdezorientowana: „Co tu się dzieje, teraz ja mam inicjować współżycie, chodzić, pytać, prosić, bo jego boli głowa, jest zmęczony?”. To jest opór związany z dominującą rolą kobiety w związku: „Nie dam ci satysfakcji”. Za tym idą zachowania bierno-agresywne: przedwczesny wytrysk, problemy z erekcją.

Ten wygodny układ staje się nie do zniesienia.
Tak, on jest pozornie wygodny. Żadna ze stron nie czerpie realnych korzyści. Kobieta ma wrażenie, że coś kontroluje, a jednocześnie bardzo się męczy. Mężczyzna ma wrażenie, że jest zaopiekowany i nie musi wkładać wysiłku, ale tak naprawdę traci sens życia. My, mężczyźni, w procesie rozwoju zatrzymaliśmy się tu na poziomie: być miłym chłopcem dla mamy.

Miły chłopiec nie jest w stanie wspierać kobiecości kobiety.
Moim zdaniem to nie jest możliwe. Może kobietę wspierać operacyjnie, ale kobiecości raczej nie. My, mężczyźni i kobiety, nie jesteśmy tacy sami – dzielą nas istotne różnice, które nie są po to, aby ścigać się, kto ma lepsze, a kto gorsze. Są po to, aby dzięki nim budować coś, co da efekt synergii, powiększenia.

Jak mu pomóc? To niestosowne pytanie. Pytanie mamusi.
Gorzej. To pytanie ratowniczki. A ratowniczka zawsze na końcu przegrywa. Wystarczy, że kobieta przestanie przeszkadzać mężczyźnie w odbudowywaniu jego męskości, przestanie go kontrolować, naprawiać. Im bardziej chcecie coś zrobić, tym gorzej to wychodzi. Dam przykład. Moja żona za chwilę idzie do szpitala rodzić, zostaję z dzieciakami w domu. Dziewięć na dziesięć kobiet w takiej sytuacji ugotuje jedzenie, poodkurza, posprząta, przygotuje dzieciom ubranka, zrobi rozpiskę, co on ma robić i w jakiej kolejności. „Dlaczego to robisz?”. „Wspieram go”. „Nie, nie wspierasz. Uczysz go, że on właściwie nic nie musi robić. Idź spokojnie do szpitala, zajmij się rodzeniem dziecka, a nie tym, co dzieje się w domu”. Fundamentalną męską potrzebą w związku jest bycie docenionym, uznanym przez kobietę: „Widzę w tobie mądrość, ufam ci”.

Kobieta chętnie to powie, pod warunkiem że naprawdę może zaufać.
Jak być mądrym mężczyzną? Wielu z nas zatraciło zdolność do bycia mężczyznami męskimi. Nie wiemy, czym jest męskość, jak to się robi. Raczej nie mamy wspierających przekazów pokoleniowych. Męski mężczyzna wie, kim jest, co sobą reprezentuje, jakie ma zasoby, deficyty, przekonania, potrzeby, jakie są jego wartości, co jest dla niego ważne. Wie, dokąd zmierza. Steve Biddulph w książce „Męskość. Nowe spojrzenie” zwraca uwagę, że współcześni mężczyźni nie zadają sobie odpowiednich pytań w odpowiedniej kolejności. Zanim wejdziemy w relacje z kobietami, powinniśmy wiedzieć, dokąd zmierzamy. I kto tam pójdzie z nami. Większość mężczyzn przygląda się, kto chce z nimi gdzieś iść, a dopiero potem pyta, dokąd idziemy. Mądrość bierze się z doświadczenia, nie z wiedzy, nie z książek.

W jaki sposób kobiecość kobiety wpływa na mężczyznę?
To coś bardzo miękkiego, po prostu widzi się zachwyt w jej oczach, potwierdzenie: „Tak, jesteś moim mężczyzną”. To wszystko. Mówimy tu o kobiecie, która ma otwarte serce, uznaje mężczyznę za tego, któremu chce się choć trochę poddać…

…raczej oddać.
Tak, to chyba lepsze słowo. Pozwala na to, aby jego zdanie było ważne, żeby miał wpływ, na przykład na wychowywanie i kształcenie dzieci. Niewielu mężczyzn ma na to wpływ. Stanowczość, odpowiedzialność, decyzyjność mężczyzny nie jest równoznaczna z tym, że kobieta jest bezwolna. „Ufam ci, czuję się przy tobie bezpieczna” – taki przekaz sprawia, że energia męska się podnosi. A wtedy kobieta może się odprężyć w przestrzeni miękkości i łagodności.

Dojrzały mężczyzna wspiera kobiecość kobiety. Jakby to miało wyglądać?
Możemy być ze sobą w ciągu dnia krótko, pół godziny, godzinę, ale wtedy jesteśmy tylko dla siebie. Najważniejsza jest obecność: widzę cię, reaguję na to, co mówisz, jestem zainteresowany, spójny, transparentny. Kobieta nie musi wtedy tracić energii, żeby mężczyznę doganiać, przeganiać, przesuwać czy w jakikolwiek inny sposób funkcjonować w relacji. Może realizować swoją kobiecość, którą on szanuje. Ona wie, że on jest autonomicznym mężczyzną i nie wymaga bycia obsługiwanym. Gdy gotuje obiad i podaje mu go, on to docenia. Jednak gdy nie ugotuje obiadu, nie będzie katastrofy, on spokojnie zrobi obiad sam, także dla dzieci. Mężczyzna, który przez jakiś czas mieszka sam, bez kobiety, uczy się żyć samodzielnie. Potem, gdy wchodzi w relację z kobietą, przestaje być petentem, który ciągle czegoś oczekuje i żąda. Wręcz przeciwnie – sam wiele oferuje, zapraszając tym samym kobietę, aby odprężyła się i pielęgnowała swoją kobiecość. To bardzo ważne, abyśmy my, mężczyźni, zrezygnowali z takiego wymagania, które wielu mężczyzn stawia kobietom: zaopiekuj się mną, ugotuj mi, posprzątaj, jak mama. A najlepiej bądź na każde moje wezwanie. Autonomiczność jest kluczowa w przypadku obu płci, bez tego nie ma szans na wzajemne wspieranie się. Wyzwanie dla kobiet, które wchodzą w relacje z męskimi mężczyznami, to zrezygnowanie z kontroli, z oceniania, wtłaczania w wymyślone role, scenariusze na temat związku.

*Żyjemy w czasach, które stawiają bezwzględne wymagania obu płciom. Jednym z nich jest młodość. A przecież przemijamy. Jednak nasza męskość i kobiecość nie przemija. *
Bardzo ważne jest, żeby mimo upływu lat mężczyzna widział piękno kobiety. Najpierw kobieta jest ładna, a dopiero potem piękna. Piękno emanuje ze środka – wyraża się w sposobie myślenia, ubierania, w ruchach, w spojrzeniu, w twórczości, w trosce o dom. Gdy widzimy to piękno, to tak, jakbyśmy podlewali kwiat, a on ciągle na nowo rozkwitał.

Przebudzona kobiecość
– W dawnych kulturach stwórczynią życia była bogini, pramatka. Wszechświat został zrodzony z jej łona przepełnionego miłością i obfitością – mówi Marek Taran, socjolog i religioznawca. Czczono energię żeńską jako tę, która daje życie, kumuluje światło i obdarza swoją mocą wszystko, co kocha. Kobietę nazywano światłem świata, porównywano do róży. Zadaniem mężczyzny było chronić to światło, strzec świątyni życia, podlewać różę adoracją i wyręczaniem w trudach życia. Każda kobieta jest potencjalną boginią, która swoim tańcem stwarza wszechświaty. Moc kobiecości to moc kreacji, miłości, obfitości, zdrowia i piękna. Ci, którzy znajdują się w sferze oddziaływania przebudzonej kobiety, wewnętrznie się odradzają, ponieważ taka kobiecość współpracuje z siłami życia, rozkwitu i wzrostu. Współczesne kobiety są przemęczone, mają zbyt wiele obowiązków. Zadaniem mężczyzn jest je ochraniać, stwarzać im taką przestrzeń, aby mogły odpocząć, zagłębić się w siebie i skontaktować się z odwieczną mocą, którą zawsze były i są.

Tekst Renata Arendt-Dziurdzikowska

Obraz
© Materiały prasowe
Źródło artykułu:Zwierciadło
Komentarze (138)