Gwałt na randce. Po wszystkim pocałował ją w usta i podziękował

Gwałt na randce. Po wszystkim pocałował ją w usta i podziękował

Ofiary gwałtu na randce często obwiniają siebie
Ofiary gwałtu na randce często obwiniają siebie
Źródło zdjęć: © Adobe Stock
28.11.2022 18:44

– W świetle prawa okoliczności, w jakich doszło do zgwałcenia, są drugorzędne. Gwałt pozostaje przemocą seksualną bez względu na to, jaka relacja łączy lub łączyła sprawcę i ofiarę – podkreśla Joanna Gzyra-Iskandar z Centrum Praw Kobiet, dodając, że w większości wypadków sprawcą jest osoba bliska.

– Date rape to "gwałt na randce", czyli forma przemocy seksualnej wobec osoby, z którą sprawca nawiązał relację romantyczną. Gwałtu dokonuje osoba znajoma, chociażby poznana przez aplikację randkową. Do gwałtu może dojść np. wtedy, kiedy mężczyzna uważa, że skoro zaprosił kobietę do restauracji czy do kina, to seks mu się należy. Tak oczywiście nie jest – w seksie najważniejsza jest zgoda wszystkich osób uczestniczących w stosunku – tłumaczy Joanna Gzyra-Iskandar, ekspertka Centrum Praw Kobiet.

Jak dodaje Gzyra-Iskandar, w przypadku przemocy seksualnej bardzo trudno o konkretne dane, natomiast z raportu "Przełamać tabu" Fundacji STER dowiadujemy się, że "37 proc. [Polek] uczestniczyło w aktywności seksualnej wbrew swojej woli. 23 proc. doświadczyło próby gwałtu, a 22 proc. gwałtu. W większości wypadków sprawcą była osoba bliska: obecny (22 proc.) lub były partner (63 proc.), a do zdarzenia doszło w mieszkaniu (55 proc.)".

Tylko "tak" oznacza "tak"

Brak zgody to coś, co odróżnia gwałt do "normalnego" stosunku. Ale kobiety, które doświadczyły gwałtu na randce, zwykle nie są pewne, co tak naprawdę je spotkało – a winy nierzadko szukają w sobie.

Agnieszka (imię na prośbę bohaterki zostało zmienione), lat 29, ma za sobą bardzo bolesne wspomnienie. – Miałam 19 lat. Pojechałam z kolegą na grilla do znajomych. Był początek wakacji, wszyscy się znali. Muza, lekki alkohol, standardowo. Z tym kolegą trochę wtedy kręciłam, a znaliśmy się od dawna. Z początku wszystko było OK, impreza jak impreza. W pewnym momencie wymknęliśmy się za dom. On złapał mnie za rękę, zaczęliśmy się całować. To był nasz pierwszy wspólny pocałunek – wspomina Agnieszka. – Tylko on chciał czegoś więcej. Zaczął mnie obmacywać, zrobił się nachalny. Protestowałam, ale on był ode mnie dużo silniejszy, no i sporo wypił, niewiele do niego docierało.

Agnieszka przyznaje, że była w szoku – szczególnie gdy znajomy zaczął zsuwać z niej spodnie. Dziś nie pamięta już, czy krzyczała, czy nie. – Zasłonił mi usta dłonią. Przestałam się w końcu opierać, bo i tak nie miałam z nim szans, jestem drobna, mam 157 cm wzrostu. Potem to się stało.

Po wszystkim kolega pocałował ją w usta i podziękował. – Skłamałam, że boli mnie brzuch i zmyłam się stamtąd. Modliłam się potem, żeby się nie okazało, że jestem w ciąży. To był mój pierwszy raz – dodaje Agnieszka, która dwa lata temu zdecydowała się na terapię i dopiero dzięki niej wyszła na prostą. – Bardzo długo za to, co się stało, obwiniałam siebie. Nie umiałam też zbudować trwałego związku – przyznaje.

To, czego doświadczyła Agnieszka, nosi nazwę "victim blaming", czyli obwinianie ofiary. – Niestety w społeczeństwie, w którym żyjemy, wciąż potrafi dochodzić do obwiniania ofiar za to, co im się przytrafiło, do podważania i bagatelizowania ich krzywdy. Dlatego szalenie ważna jest edukacja i publiczna debata na temat zgody na seks. Tylko "tak" oznacza "tak". To nie znaczy, że mamy spisywać umowę przed każdym pójściem do łóżka. Chodzi o to, abyśmy szanowali granice i wątpliwości osoby, której proponujemy seks i aby zależało nam na tym, żeby seks był naprawdę chciany przez obie strony – podkreśla Joanna Gzyra-Iskandar z Centrum Praw Kobiet.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Nie wiem, czy to można nazwać gwałtem"

Podobna historia, co Agnieszce, przytrafiła się jednej z internautek. Kobietom, zwłaszcza młodym, zwykle łatwiej opisać swoje bolesne doświadczenia w sieci, gdzie pozostają anonimowe, niż podzielić się nimi z kimś bliskim – a szczególnie pójść na policję.

"Byłam ze znajomymi nad jeziorem. Zadzwonił mój kumpel – znam go prawie rok (…). Przyjechał z kolegą. (…) W samochodzie mieli jeszcze wódkę, więc napiłam się z jednym z nich, kiedy już w głowie totalnie mi szumiało, dali mi tabletkę (narkotyk). Kiedy dojechaliśmy do mieszkania, prawie byłam nieprzytomna. (…) Następna rzecz, jaką pamiętam, było to, że rozłożyli łóżko i rozebrali mnie. Najpierw wszedł we mnie kolega mojego znajomego, a później on. Mówili, że ich zachęcałam – może i tak było, ale byłam nieprzytomna i prawie nic nie pamiętam. Jak już we mnie byli, chwilę się opierałam i przestałam. Udawałam, że mi się to podoba. (…) Nie wiem, czy to moja wina, czy ich prowokowałam, nie wiem nic. Ale jestem pewna, że na trzeźwo nigdy bym na coś takiego nie pozwoliła. Nie bili mnie, ale kiedy odpychałam ich, nie zwracali na to uwagi. Mam chłopaka, kocham go, wstydzę się o tym komukolwiek powiedzieć, bo nie wiem, czy to można nazwać gwałtem – przecież byłam naćpana i pijana".

Odpowiedzi:

"Dlaczego udawałaś, że ci się to podoba???".

"Będąc na twoim miejscu, w takiej sytuacji, chyba bym wytrzeźwiała w sekundę".

"Oczywiście żal mi Ciebie, rozumiem Twój niesmak i wstyd, ale dobrze, że zdajesz sobie sprawę, że niestety w dużej mierze sama im się podłożyłaś".

"Przeczytałam twoją wypowiedź i mam mieszane odczucia. Nie wiem, ile masz lat, chyba jesteś bardzo młodziutką osobą i tylko to usprawiedliwia twoją głupotę. (…) Wybrałaś głupi sposób na uczczenie zakończenia roku szkolnego (…). Nie lepiej było uczcić ten dzień ze swoim chłopakiem?".

Tylko nieliczni uczestnicy dyskusji nie mieli wątpliwości, co tak naprawdę się stało. "Zostałaś najnormalniej w świecie zgwałcona!!! (…) Oni wykorzystali w perfidny sposób to, że byłaś pijana. Powinnaś jak najszybciej powiadomić o tym chłopaka, udać się do jakieś organizacji feministycznej (…). Absolutnie nie poddawaj się, musisz być silna!".

Odpowiedzialność zawsze leży po stronie sprawcy

Joanna Gzyra-Iskandar tłumaczy, że w świetle prawa okoliczności, w jakich doszło do zgwałcenia – czy była to randka, czy gwałt małżeński, czy jeszcze jakaś inna sytuacja – są drugorzędne. – Gwałt pozostaje przemocą seksualną bez względu na to, jaka relacja łączy lub łączyła sprawcę i ofiarę. Niestety, obecnie obowiązująca prawno-karna definicja przestępstwa zgwałcenia wyklucza znaczącą część takich przypadków, ponieważ definiuje gwałt jako zmuszenie do odbycia stosunku poprzez zastosowanie przemocy, groźby karalnej lub podstępu. Gwałtem jest jednak każdy stosunek bez uprzednio świadomie wyrażonej zgody – podkreśla ekspertka CPK.

Również wymieniony przez Joannę Gzyrę-Iskandar gwałt małżeński jest formą przemocy seksualnej w relacji. – W tym sensie jest podobny do gwałtu na randce. W obu przypadkach zachodzi często okoliczność psychicznego przymusu do odbycia stosunku: w małżeństwie pod postacią argumentu, że "seks to małżeński obowiązek", a podczas randki "bo mnie zaprosił". To, co różni gwałt małżeński od "date rape", to forma relacji, jaka łączy sprawcę i ofiarę.

Dlaczego gwałty rzadko zgłaszane są na policję? "Ze względu na brak zaufania wobec wymiaru sprawiedliwości lub strach przed niepotraktowaniem sprawy poważnie. W rzeczywistości zgłoszenie gwałtu wymaga odwagi i determinacji. Kobiety zgłaszające gwałt są często obwiniane i poniżane, wielokrotnie pytane o to, jak go sprowokowały lub dlaczego doprowadziły do danej sytuacji" – alarmuje Amnesty International, uzupełniając, że do gwałtu nie prowokuje ubiór kobiety, nie usprawiedliwiają go również ani alkohol, ani narkotyki.

– Jeśli dojdzie do gwałtu na randce, zachęcamy do szukania pomocy w organizacjach pomocowych takich jak np. Centrum Praw Kobiet (tel.: 22 622-25-17), w których można otrzymać wszystkie informacje o prawach, jakie nam w tej sytuacji przysługują i jak będzie wyglądać postępowanie, jeśli zgłosimy gwałt – objaśnia Joanna Gzyra-Iskandar, dodając, że warto zgłosić gwałt policji (tel.: 112), jednak nie należy oceniać negatywnie decyzji osób, które tego nie robią: może to być dla nich zwyczajnie zbyt trudne.

Joanna Gzyra-Iskandar: – Jeżeli zdecydujemy się na zgłoszenie, zostaniemy skierowane na obdukcję, a policja będzie musiała zabezpieczyć wszystkie ślady: np. zużytą prezerwatywę, szklanki, pościel, ręcznik, niedopałki papierosów itd. Jeżeli w wyniku gwałtu zajdziemy w ciążę, przysługuje nam możliwość zrobienia aborcji w publicznej placówce medycznej, do 12. tygodnia ciąży. Do tego wymagane jest jednak zaświadczenie prokuratora, że zachodzi uzasadnione prawdopodobieństwo, że ciąża jest wynikiem czynu zabronionego. W praktyce prokurator nie ma ograniczeń czasowych na wydanie takiego zaświadczenia, więc może nam minąć termin. Alternatywnie można skorzystać ze wsparcia Aborcji Bez Granic (tel.: 22 29 22 597) i wykonać aborcję farmakologiczną lub wyjechać za granicę.

Czy kobieta może coś zrobić, żeby uchronić się przed gwałtem na randce? – Trudno radzić, jak uniknąć gwałtu, ponieważ udzielając takich rad, przerzucamy odpowiedzialność na potencjalne ofiary – zaznacza Gzyra-Iskandar. – Możemy oczywiście powiedzieć, że warto jak najwięcej dowiedzieć się o człowieku, z którym planujemy się spotkać, nie ignorować czerwonych flag, które mogą sugerować jego złe zamiary, a w czasie randki unikać odludnych miejsc i mieć ze sobą gaz. Jednak żeby nie dochodziło do gwałtów, sprawcy musieliby przestać gwałcić. Ta odpowiedzialność zawsze leży po ich stronie, a nie po stronie ofiar.

Źródło artykułu:WP Kobieta