Jadwiga i Jagiełło. Toksyczny związek, który niesłusznie upudrowano
Król Władysław Jagiełło nawet nie udawał, że jest w stanie wytrzymać w towarzystwie żony. Jadwiga Andegaweńska żyła w stałym osamotnieniu i pogardzie. Jej związek z Litwinem przepełniały wymówki, insynuacje i awantury.
01.01.2024 | aktual.: 01.01.2024 13:03
Relacje Jadwigi Andegaweńskiej z Władysławem Jagiełłą od początku były nacechowane głęboką nieufnością. Królową oskarżano o cudzołóstwo, a jej małżonek sam przyłączył się do tych insynuacji. Konflikt oficjalnie został zażegnany, ale jego podłoże nie zniknęło. Źródła nie podają wielu szczegółów, wydaje się jednak, że to przede wszystkim w sypialni sprawy nie szły po myśli monarszej pary.
Zbyt wielkie różnice?
Mogło chodzić o różnice temperamentów, o fizyczne niedopasowanie albo też o brak gotowości wciąż bardzo młodej, bo liczącej w 1388 roku 13 lat Jadwigi do tego, by w każdym znaczeniu być dla Jagiełły żoną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niewykluczone wreszcie, że królowa, choćby podświadomie, brała do siebie wszystkie ataki i insynuacje. Czuła się brudna, a myśl o obcowaniu z Jagiełłą – czy w ogóle z dowolnym mężczyzną – w istocie napawała ją odrazą.
Jakkolwiek było, ze związku królewskiej pary nie rodziły się dzieci. Zaraz po ślubie nikogo to jeszcze nie dziwiło. Królowa nie zaszła jednak w ciążę ani w roku 1386 roku, ani w kolejnych latach.
Związek na odległość
Niewiele było zresztą okazji, by starać się o przedłużenie rodu. Małżonkowie żyli nie tyle ze sobą, co obok siebie. Dla Jadwigi musiało to być sporym zaskoczeniem. Jej dziadkowie, Elżbieta Łokietkówna i Karol Robert, nawet jeśli za sobą nie przepadali, to darzyli się na tyle dużym szacunkiem, by każdy posiłek spożywać wspólnie, przy jednym stole. Podobnie postępowali rodzice, Ludwik Andegaweński i Elżbieta Bośniaczka.
Obiady były okazją do rodzinnych spotkań, do rozmów między małżonkami i nawiązywania bliższych relacji z dziećmi. Na Wawelu Jagiełły i Jadwigi dawały tymczasem co najwyżej możliwość budowania zasieków.
Nie wiadomo, czy przemawiała za tym jakakolwiek wcześniejsza tradycja, ale król i królowa konsekwentnie jadali osobno. Przy innych stołach, a nawet w odrębnych komnatach.
Jagiełło siadał do posiłku w gronie samych mężczyzn; swoich współpracowników i urzędników. Jadwiga stołowała się w towarzystwie ochmistrzyni dworu oraz najważniejszych dam. Dla pozostałych panien z fraucymeru obok stawiano drugi, nie tak obficie zastawiony stół.
Rozdział wedle płci miał tym większe znaczenie, że przecież uczty stanowiły kluczowe punkty harmonogramu całego zamkowego dnia. To nie były połykane w biegu przekąski, ale niespieszne spotkania, podczas których akt jedzenia celebrowano, często przesiadując nad misami całymi godzinami.
Zobacz także
Król uciekinier
Już sama nieobecność Jadwigi przy stole Jagiełły sprawiała, że królowa w dużym stopniu była też nieobecna w jego życiu.
W trakcie pobytów króla na Wawelu małżonkowie mogli przynajmniej minąć się w pałacowych korytarzach lub – spotkać nocą, w alkowie. Rzecz w tym jednak, że król nie znosił krakowskiej rezydencji i robił wszystko, by jej unikać.
Wyjechawszy na Litwę zaraz po swojej koronacji, na dobrą sprawę nigdy nie powrócił do stolicy i nie osiadł w niej na stałe. Wciąż zmieniał miejsca pobytu, nieustannie był w drodze, szykował się do niej lub odpoczywał po podróży. Mówiono, że jest "rex ambulans", królem objazdowym. Jadwiga powiedziałaby jednak raczej, że to król uciekinier. Bo męża nie było nigdy wtedy, gdy akurat go potrzebowała.
Jeśli nawet zdarzało mu się zajrzeć na Wawel, to po tygodniu czy dwóch już świerzbiło go, by wyruszyć gdzieś dalej. Robił wymówki, szukał pretekstów i nie krył nawet, że nie jest w stanie przebywać w towarzystwie żony.
Znikający król
Prowadzenie domu, będącego zarazem ośrodkiem władzy i symbolem królestwa, pozostawało w efekcie na głowie monarchini. To ona tchnęła w Wawel, niemal opuszczony w latach bezkrólewia, nowe życie. Ona też tłumaczyła męża, ilekroć ten znikał w najbardziej nieodpowiednim momencie.
W 1390 roku wymknął się z Wawelu, wpierw zaprosiwszy nań swojego brata Skirgiełłę, nieznaną z imienia bratanicę, a do tego cały tłum gości mających świadkować przy chrzcie dziewczyny.
Może nie mógł już znieść nużących zabaw, small talku i dworskich rozrywek. A może – jak podejrzewają niektórzy historycy – akurat pokłócił się z żoną i obrażony uciekł dosłownie w przededniu zaplanowanego chrztu. Jakkolwiek było – Jadwiga świeciła za niego oczami.
Fikcja małżeńskiego pożycia
Stale dbała o to, by utrzymywać przy życiu choćby fikcję zdrowego małżeństwa. Słysząc, że mąż zbliża się do Krakowa, wyjeżdżała mu naprzeciw, organizowała powitania, oczekiwała.
Czasem musiała tkwić w tym czy innym prowincjonalnym pałacyku całymi tygodniami, bo Jagiełło – swoim zwyczajem – opóźniał przyjazd, kluczył i zmieniał plany, w ogóle nie licząc się z małżonką.
Kiedy indziej przychodziło jej włóczyć się w tę i we w tę. Jechała na przykład do Korczyna tylko po to, by dzień później wracać na Wawel, otrzymawszy wieści, że mąż jednak nie przyjedzie. Jagiełło wystawiał ją do wiatru w Boże Narodzenie, w Wielkanoc, w rocznice ślubu. Nawet jeśli święta spędzali razem, to przecież nie w jednej sali, a już tym bardziej nie na wspólnych wesołościach.
57 dni w roku
W całym 1394 roku, najlepiej oświetlonym za sprawą zachowanych dokumentów, małżonkowie spędzili ze sobą zaledwie 57 dni. W innych latach spotkań było nawet mniej, a przecież ich liczba i tak nie oddaje prawdziwej skali kontaktów między Jadwigą a Jagiełłą.
Fakt, że małżonkowie przebywali w jednej miejscowości czy nawet w jednym pałacu, nie sprawiał jeszcze, że byli naprawdę ze sobą. Nie istniały zresztą nawet rozrywki, w których mogliby (czy też chcieliby) wspólnie brać udział.
Weźmy chociażby turnieje rycerskie. U Jagiełły budziły one zdziwienie i zniecierpliwienie. Jadwiga natomiast z pasją kibicowała stającym w szranki rycerzom. Zdarzyło się nawet, że specjalnie dla niej całą serię turniejów zorganizował dzierżawca bocheńskiej kopalni soli, niejaki Winko.
Szkoła obojętności
Im Jadwiga była starsza, tym lepiej rozumiała, że jest mężowi zupełnie obojętna.
Jagiełło nie darzył żony uczuciem, lecz tylko pustymi frazesami o szacunku i przywiązaniu. Nie potrafił się nawet zdobyć na cenny prezent dla niej. Zawsze w pierwszej kolejności obdarowywał swoją ukochaną siostrę, Aleksandrę (poślubioną panującemu na Mazowszu Siemowitowi IV), a dopiero potem myślał o tym, by sprawić też jakąś błyskotkę Jadwidze. Królowa – świadoma odtrącenia i wzgardy – była boleśnie samotna.
Ale w dużym stopniu to właśnie ta samotność rozbudziła w niej ambicję i pragnienie wzięcia spraw w swoje ręce. Z każdym rokiem stawała się coraz bardziej nie tylko małżonką wiecznie nieobecnego męża, ale też prawdziwą królową. A nawet, zgodnie z przynależnym jej tytułem, pełnoprawnym królem.
Twórz treści i zarabiaj na ich publikacji. Dołącz do WP Kreatora!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl