Jolanta Rychlik: łączymy różne środowiska i pokolenia

To dużo więcej niż fundacja – "Świat Wrażliwy" to miejsce, gdzie osoby z niepełnosprawnością intelektualną zdobywają ważne w codziennym życiu umiejętności. – Są ludzie, którym zależy, aby osoby wyjątkowe – jak moja córka i inni z niepełnosprawnością intelektualną – były widoczne w społeczeństwie, normalnie funkcjonowały, miały szansę na pracę i swoje życie – mówi Jolanta Rychlik.

Jolanta Rychlik laureatką w kategorii #Wszechmocne wśród kobiet
Jolanta Rychlik laureatką w kategorii #Wszechmocne wśród kobiet
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

25.10.2024 06:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jolanta Rychlik jest laureatką nagrody #Wszechmocne wśród kobiet za swoją działalność. Czytaj więcej o plebiscycie

Ewa Podsiadły-Natorska: W 2012 – razem z Wiktorią Renatą Dobrowolską i Barbarą Łapińską – założyła pani Fundację "Świat Wrażliwy", która zajmuje się aktywizowaniem młodych osób z niepełnosprawnością intelektualną, a także seniorów. Od czego to wszystko się zaczęło?

Jolanta Rychlik: Zaczęło się od Katarzyny, mojej córki. Tak naprawdę to ona jest sprawczynią większości moich sukcesów i tego wszystkiego, co się wydarzyło. Dzięki niej robię to wszystko, co robię.

W jakim wieku jest pani córka?

Ma 27 lat, jest osobą z niepełnosprawnością intelektualną (NI) i choruje na epilepsję lekooporną. Teraz jest już bardziej samodzielna, ale kilka–kilkanaście lat temu to był bardzo trudny czas w naszym życiu. Gdy Katarzyna była młodsza, opiekowałam się nią na pełen etat – przede wszystkim chodziłam z nią do szkoły, która nie chciała wziąć na siebie tak dużej odpowiedzialności, żeby moja Katarzyna była tam sama. Kiedy więc ona się uczyła, ja siedziałam na korytarzu i czekałam na nią. Tak było w przedszkolu i potem w podstawówce. W gimnazjum było już trochę lepiej, choć nadal ciężko. Robiłam to wszystko, bo chciałam lepiej poznać i zrozumieć chorobę mojej córki, pomóc Katarzynie w rozwoju i w przejściu przez życie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Co się potem wydarzyło?

Bardzo mocno się zaangażowałam. Weszłam w to wszystko, w chorobę Katarzyny na 100 proc., chciałam, żeby Kasia była szczęśliwa i miała szansę na normalność. Chciałam Katarzynę zrozumieć, zaczęłam rozwijać się w tym kierunku, zdobywać wiedzę i umiejętności. Gdy Katarzyna była w szkole specjalnej, odkryłam, jak dużo jest dzieci takich jak ona – równie wyjątkowych, które szukają dla siebie miejsca na świecie i zazwyczaj go nie znajdują. Bardzo chciałam stworzyć miejsce, gdzie moja córka, jej koleżanki oraz koledzy z NI mogliby się spotykać, rozmawiać ze sobą, rozwijać swoje pasje, śpiewać, tańczyć, realizować się. Uczyć się, jak być dorosłymi i spełniać swoje marzenia.

Zostałam terapeutką osób z NI i zaczęłam z nimi pracować. Z czasem dołączyli do nas seniorzy, na których aktywizacji również mi zależało. Od 2016 r. kieruję fundacją sama, przy dużym wsparciu rodziców, którzy również na co dzień nie mają łatwo, obecnie mamy pod opieką kilkanaście osób z NI w stopniu umiarkowanym, m.in. z autyzmem, epilepsją, porażeniem mózgowym.

Macie też sukcesy. Przed paroma laty waszą fundację wyróżniono w konkursie CEMEX-Tec Award w kategorii "przedsiębiorcy społeczni". "Świat Wrażliwy" to pierwsza organizacja z Polski doceniona w tym konkursie!

To prawda. Muszę powiedzieć, że to właśnie Katarzyna sprawiła, że coś, co wydawało mi się niesprawiedliwością losu, zdołałam przekuć w swoją siłę. Poza tym nie działam sama, mam wsparcie niesamowitych osób, które ze mną współpracują, najlepszy zespół pracowniczy i cudownych rodziców, a Katarzyna ma wspaniałego, bardzo zaangażowanego tatę, Sylwestra Bagińskiego. Natomiast początki prowadzenia fundacji nie były kolorowe i nie tak piękne jak na zdjęciach, które ogląda się w internecie. Musieliśmy naprawdę ciężko pracować. Celowo mówię o pracy, bo ja nigdy nie mówiłam, że się poświęcam. Dla mnie to nie jest poświęcenie; jestem mamą, kocham swoje dziecko i robię to, co trzeba, choć wymaga to dużych nakładów pracy i czasu. Wiem jednak, że to wszystko jest tego warte.

Czy jako kraj jesteśmy w stanie dużo zaproponować osobom z NI?

Na pewno teraz jest inaczej niż 12 lat temu, kiedy zaczynałam. Pojawiły się nowe terapie i nowe możliwości wspierania rozwoju, które jako fundacja możemy zaproponować naszym młodym podopiecznym z NI i dzięki temu zapewnić im pełnowartościowe życie w społeczeństwie. Dla nas, terapeutów, rodziców to coś fantastycznego. Ale tym, co najbardziej szwankuje, jest niemoc mieszkaniowa. Osoby z NI nigdy nie będą do końca samodzielne. Dorastają – i co dalej? Przecież nie mogą mieszkać same. Brakuje asystentów, którzy byliby ich "cieniami". Brakuje przystosowanych mieszkań, gdzie osoby z NI mogłyby żyć w miarę normalnie. To jest bolączka tych osób oraz ich rodziców.

Kiedy powstała kawiarnia Caffe Aktywni?

Cztery lata temu. Kiedy Katarzyna dorosła, uznałam, że trzeba dla niej wymyślić coś nowego, stworzyć przyjazne miejsce – i tak powstała kawiarnia. Otworzyliśmy się w styczniu w pandemii, więc szybko nas zamknęli, a potem nas otworzyli (śmiech). Znowu trzeba było mieć dużo siły i wsparcia, ale na szczęście nam ich nie zabrakło. W rozkręceniu kawiarni pomogli przyjaciele, siedlecka społeczność (kawiarnia znajduje się na gdańskich Siedlcach – przyp. red.) też nas nie zawiodła. Widzę, że są ludzie, którym zależy, aby osoby wyjątkowe – jak moja córka i inni z NI – były widoczne w społeczeństwie, normalnie funkcjonowały, miały szansę na pracę, swoje życie i zwykłą codzienność.

Bardzo to doceniam. Współpracujemy też z lokalnymi szkołami, organizujemy zajęcia i warsztaty. Kawiarnia stała się miejscem, do którego moja Katarzyna chętnie przychodzi, ale nie tylko ona. Zatrudniamy trzy osoby z NI, dwie kolejne są na stażu i praktykach. Ponadto w ramach projektu "Edukacja dla biznesu" przygotowujemy młode osoby z NI, które do nas trafiają, do pracy w miejscach podobnie działających jak nasze.

Nasza czytelniczka, która zgłosiła pani kandydaturę w plebiscycie #Wszechmocne, tłumaczy, że jest pani propagatorką Ekonomii Społecznej, która ma służyć aktywizacji osób wykluczonych. Co to znaczy?

Ekonomia Społeczna to połączenie serca z biznesem, gdzie biznes daje nam możliwość wspierania osób, które tego najbardziej potrzebują. Chodzi właśnie o to, że zatrudniamy osoby z NI i wspieramy seniorów, którym dajemy szansę na to, żeby mogli pracować, rozwijać się i być w środowisku, które jest naturalne dla każdego człowieka. Młody człowiek, gdy kończy edukację, idzie do pracy i chce być samodzielny; pomoc w umożliwieniu tego osobom z NI to idea, która nam przyświeca. Są u nas osoby długotrwale bezrobotne, którym daliśmy zatrudnienie.

Skupiamy tych, którzy na twardym rynku nie mieliby większych szans na to, żeby znaleźć zatrudnienie – mówię przede wszystkim o osobach z różnymi niepełnosprawnościami, które w miejscu pracy powinny mieć opiekuna. Dlatego zaangażowaliśmy seniorów, którzy są dla nich mentorami i stają się ich "cieniami". Dzięki temu łączymy dwa różne środowiska i różne pokolenia.

Ewa Podsiadły-Natorska, Wirtualna Polska

Komentarze (1)