Blisko ludziMam u stóp tłum rozpalonych kobiet

Mam u stóp tłum rozpalonych kobiet

Mam u stóp tłum rozpalonych kobiet
Źródło zdjęć: © Jupiterimages
21.01.2011 09:44, aktualizacja: 03.03.2011 11:19

Ręce do góry, ślicznotko! Jesteś aresztowana za bycie zbyt sexy” - Grzegorz ściągnął ten tekst z jakiegoś babskiego filmu, który oglądał razem z żoną. Doskonale sprawdza się na wieczorkach panieńskich urządzanych w klubach. Dziewczyny piszczą, a Grzesiek w kostiumie amerykańskiego policjanta zaczyna rewizję osobistą przyszłej panny młodej.

„Czy jest na sali panna młoda? Przyjdziesz sama, czy mam pójść po ciebie? Ręce do góry, ślicznotko! Jesteś aresztowana za bycie zbyt sexy” - Grzegorz ściągnął ten tekst z jakiegoś babskiego filmu, który oglądał razem z żoną. Doskonale sprawdza się na wieczorkach panieńskich urządzanych w klubach. Dziewczyny piszczą, a Grzesiek w kostiumie amerykańskiego policjanta zaczyna rewizję osobistą przyszłej panny młodej. Na koniec całuje dziewczynę w rękę i życzy jej szczęścia na nowej drodze życia. Choć dziewczyna wcale nie myśli już o ślubie…

Chippendalesi, tancerze erotyczni, showmani seksu: ich występy zapowiada się w różny sposób. Jedno jest pewne – to grupa pięknych mężczyzn, którzy mają za zadanie urozmaicić paniom czas na imprezie. Jest głośna muzyka, są układy choreograficzne i… dużo śmiechu. Nagie, naoliwione męskie ciało wzbudza wiele emocji, nawet wśród pań, które sceptycznie podchodzą do tego typu rozrywki.

Grzegorz był dobrze zapowiadającym się lekkoatletą. Niestety, kontuzja kolana przerwała karierę sportową. Miał do wyboru – zostać panem od wuefu, wziąć w ajencję kiosk albo… zostać tancerzem erotycznym. - Znałem Krzyśka i Arka, dwóch emerytowanych baletmistrzów i to oni mnie w to wciągnęli – opowiada Grzegorz.

Obaj emeryci mają po dwadzieścia pięć lat, doskonale wyrzeźbione długimi ćwiczeniami ciała i półdługie włosy (takie dziewczyny lubią najbardziej). W grupie jest jeszcze Mario – tancerz samouk i Wito – piłkarz, u którego wykryto niewydolność płuc i już żadnego gola nie strzeli. Wito ma co prawda najpiękniejsze pośladki z całego towarzystwa, ale za grosz wrodzonego poczucia rytmu, dlatego choreografię musi ćwiczyć o wiele dłużej niż pozostali panowie.

Zwłaszcza teraz, kiedy chłopaków czeka „objazdówka” po niemieckich i austriackich kurortach wypoczynkowych. - Niemki są może mniej urokliwe niż Polki czy Czeszki, ale dają duże napiwki – wzdycha Greg, który na ostatnich występach gościnnych w Niemczech wyjmował sobie ze stringów banknoty po dziesięć i dwadzieścia euro.

Przyznaje jednak, ze takie złote strzały zdarzają się rzadko. - Nie zarabiamy kokosów. To nie Las Vegas – kiwają głowami panowie i niechętnie przyznają, że za wieczór w klubie inkasują od dwóch do trzech tysięcy złotych, do podziału. Średnia stawka za wieczór prywatny to trzysta, czterysta złotych. Do tego dochodzą napiwki, czyli tzw. „stringowe”. Regułą jest, że dziewczyny wsadzają za pasek banknoty po dziesięć złotych, choć zdarzają się i takie, które nie żałują dwudziestek i pięćdziesiątek. - Raz w klubie bawiły się Szwedki – opowiada Wito. - Nawet nie wiedzieliśmy, że prom przypłynął w weekend. Panie zrobiły zakupy w centrach handlowych i chciały się zabawić. Albo się im bardzo podobało albo po prostu nie wiedziały jak przeliczać polską walutę. Mieliśmy całe majtki wypchane setkami - śmieje się były piłkarz, który dorabia sobie jako trener kadry młodzików. Grzesiek pomaga żonie prowadzić sklep internetowy z kosmetykami do włosów, a Arek jest trenerem funky i salsy w klubie fitness.

Pytani o show, śmieją się, że tego nie można opowiedzieć, to trzeba zobaczyć. Czego się na pewno nie zobaczy? Zabronione jest epatowanie genitaliami - to nie tylko ich wewnętrzna konwencja, ale międzynarodowa klauzula chippendalesów. Jeśli jakiś tancerz pokaże za dużo, to jest zwykłym striptizerem.

Wito, były piłkarz, długo nie mógł sobie poradzić z barierą intymności. W życiu dotykały go „w tych miejscach” może trzy, cztery kobiety. A tu trzy razy tyle startuje do niego w trakcie wieczoru. Panowie zwierzają się, że o ile w środowisku tancerek erotycznych zasada: „Możesz patrzeć, ale nie możesz dotykać” jest niepodważalna, to w przypadku show chippendalesów, jest ona nagminnie łamana. Czasem za przyzwoleniem tancerza, który prowadzi rękę kobiety w newralgiczne rejony.

– To też trochę inna konwencja, więcej tu zabawy i żartów z seksu, niż samego seksu – kiwa głową Grzegorz, którego uczył Max, mistrz z Berlina. Max już nie tańczy, tylko szkoli tancerzy i załatwia im „objazdówka” w swoich okolicach. - To on ustawiał nam pierwsze układy, uczył podstaw choreografii erotycznej i uczył, co i jak w tym interesie. Do tego dochodzi jeszcze metamorfoza: ćwiczenia na siłowni i pilates, zapuszczanie włosów, depilowanie woskiem ciała, masaże, solarium, dieta. Ale to tylko fasada erotycznego show, na scenie musi być perfekcyjne szaleństwo, a nie wyniki mozolnej pracy.

Oprócz niemieckiej „objazdówki” w tym sezonie na panów czeka już dziesięć imprez domowych, sześć zaproszeń do klubów i występy gościnne w jednym z hoteli na wybrzeżu. Karnawał to gorący sezon, wiosną przyjdzie zastój, a potem lato, kiedy panowie ruszą w trasę.

Jaki układ wywołuje najwięcej pisków? Panowie zdradzają, że „dobrze się sprzedają” klasyki. Tradycyjnie układ YMCA – z policjantem, Indianinem, budowlańcem i lekarzem (inaczej niż w oryginale) – bo to podrywa całą widownię. Dużo emocji wzbudza numer z policjantem i panną młodą, jeśli akurat jest to wieczór panieński. Jest grupowy układ z mnichami do muzyki Enigmy.

– Zawsze wtedy, kiedy panie mogą uczestniczyć w układzie, to jest najwięcej śmiechu i wariactw – uważa Wito. Jak np. przy układzie z motocyklem na scenie albo ze stylizacją kujona, gdzie za okularami i staromodną koszulką w kratkę kryje się pięknie naoliwione ciało, które pani na scenie musi odkryć. Najbardziej dopracowany, bardzo plastyczny jest układ z Matrixa, choć ten nie jest tak owacyjnie witany jak układ z wampirami. – Nie, nie gryziemy pań i nie wysysamy z nich krwi. Lekko muskamy wargami, na granicy intymności – zastrzega Greg. Panowie nie lubią narzekać: nigdy nie mówią, że pracę mają niewdzięczną, niepewną i stresującą albo że koledzy z nich kpią. W jednym są jednomyślni: uważają, że w zawodzie chippendalesa trzeba się chyba bardziej postarać niż w przypadku tancerki erotycznej. - Jak dziewczyna ma cycki, osobowość i wie, co i jak z rurką, to jest gwiazdą. Nasza publiczność jest bardziej wymagająca: na scenie ma być show, ma się coś dziać, musi być zaskoczenie. I przede wszystkim, panie nie mogą
poczuć się niepewnie, zwłaszcza te, które zapraszane są na scenę - zgadzają się tancerze.

Rodziny chippendalesów tradycyjnie nie mają wstępu na pokazy: to dodatkowy stres, choć trudno przewidzieć, czy na widowni nie znajdzie się jakaś znajoma twarz. Jak ostatnio, w sierpniu, w nadmorskim kurorcie do drzwi przebieralni zapukał ochroniarz prowadząc ciocię Wito, która akurat była tu na wczasach z siostrą: „Wicia, ale było śmiechu. Ja od razu mówiłam, że ty nie do piłki tylko na scenę nadajesz. Ale ubierz się synek, bo te nerki to sobie na amen załatwisz”.

Nerki rzeczywiście można sobie załatwić, bo na ogół przebieralnie nie są ogrzewane, zwłaszcza w okresie karnawałowym. Nietrudno o kontuzję, czasem nierozgrzany mięsień łapie skurcz. Co wtedy?

„The show must go on”, kiwa głową Grzegorz, który w trakcie przedstawienia pada na kolana średnio dwadzieścia razy, dwa razy robi mostek, sześć razy szpagat i kilka razy unosi na biodrach kobiety z widowni. - W kościach czuję już lata, nie seks – wzdycha Greg, który po powrocie do domu jest tak zmęczony, że nie ma siły iść z żoną na tańce.

- Czy żonie nie przeszkadza mężowskie zajęcie? - pytamy. - A czy żonie elektryka przeszkadza, jak ten robi kontakt? - ripostuje Grzegorz, któremu żona (też po szkole baletowej) ostatnio powiedziała, że dobrze, że przynajmniej jedno z nich pracuje z zawodzie. – Marta jest mądrą babką i wie, że na naszych występach kobietki się po prostu dobrze bawią, cieszą się swoim towarzystwem, że wyszły z domów, od dzieci, prania i męża.

- Jesteśmy trochę innym światem, może jakąś tam częścią damskich fantazji, ale przede wszystkim fajną rozrywką – mówi Wito, dodając, że tancerze erotyczni są rzeczywiście trochę jak chipsy: grzeszna przekąska, która najlepiej smakuje raz na jakiś czas.

ap/pho

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (67)
Zobacz także