Blisko ludzi"Mama była moją wychowawczynią". To nie mogło się udać

"Mama była moją wychowawczynią". To nie mogło się udać

"Mama była moją wychowawczynią". To nie mogło się udać
Źródło zdjęć: © 123RF | 123rf
Klaudia Stabach
11.10.2018 13:40, aktualizacja: 12.10.2018 08:26

Kaśka idąc do gimnazjum nie wiedziała, że opiekunem klasy zostanie jej własna matka. - Z góry ustawiono mnie na gorszej pozycji wśród rówieśników - przyznaje dziewczyna. Teraz zdradza, jak ta sytuacja odbiła się na jej dorosłym życiu.

W rodzinnej wiosce Kaśki znajdującej się na południu Polski, była tylko szkoła podstawowa, więc przywykła do myśli, że gdy skończy szóstą klasę, będzie musiała chodzić do gimnazjum w miejscowości obok. - Gdybyśmy mieszkali w dużym mieście, to pewnie nawet nie brałabym takiej opcji pod uwagę, bo miałabym wybór - opowiada 25-latka.

Dziewczynie początkowo nie przeszkadzał fakt, że w szkole, do której miała trafić, pracuje jej matka. Zwłaszcza że ta zapisując ją do swojego gimnazjum uważała, że będzie jej tu lepiej niż gdziekolwiek indziej. Dyrektor bez większej refleksji przydzielił Kaśkę do klasy 1a, a później powierzył pani Małgorzacie obowiązki wychowawcy. – Byłam tym zdziwiona, delikatnie mówiąc!– wspomina dziewczyna.

Szybko przekonała się, że posiadanie mamy wychowawczyni to wątpliwe wyróżnienie. Rówieśnicy trzymali ją na dystans w obawie, że przekaże mamie historie, które nigdy nie powinny dotrzeć do nauczyciela. Z kolei inni pedagodzy traktowali Kaśkę jako córkę koleżanki z pracy. - Matematyczka chcąc dopytać o moje zdrowie, wyjawiła przy całej mojej klasie żenującą historię, która przytrafiła mi tuż przed rozpoczęciem roku. Wiem, że nie chciała mi zaszkodzić, ale w ogóle nie pomyślała o konsekwencjach - opowiada Kaśka. - Nie trudno się domyślić, że tego dnia stałam się obiektem szyderstw - dodaje.

Musiałam udowadniać, że nie mam łatwiej

Na lekcji geografii klasowy żartowniś rzucił jej we włosy przeżutą gumę, która tak silnie skleiła kosmyki, że jedynym rozwiązaniem było odcięcie ich. - Miałam prześwit centralnie na środku głowy, więc chyba możesz sobie wyobrazić, jak okropnie się czułam - wyznaje w rozmowie z WP Kobieta. Dziewczyna nie powiedziała o niczym wychowawczyni, bo nie chciała wyjść na donosicielkę. - Miałam ochotę wypłakać się jej w rękaw i najzwyczajniej w świecie wyżalić. Jak córka matce - dodaje.

Kaśka przez całą podstawówkę była spokojnym i nieśmiałym dzieckiem. Teraz nie miała wyjścia i w gimnazjum musiała zacząć zachowywać się inaczej, żeby wkupić się w łaski klasy. - Celowo przeklinałam lub udawałam, że nie jestem przygotowana do sprawdzianu – opowiada. - Trochę pomogło mi to stać się częścią grupy - dodaje.

Nieustannie pod kontrolą

Katarzynie doskwierał brak swobody i uczucie, że ciągle jest sprawdzana. W domu mama, w drodze do szkoły mama, w szkole mama, w bibliotece mama. Nie było szans, żeby ukryła jakąkolwiek złą ocenę, bo wychowawczyni na bieżąco sprawdzała dziennik. – Często wiedziała wcześniej niż ja, jak mi poszedł sprawdzian – dodaje.

Małgorzata była świadoma tego, że córce nie jest łatwo, ale nie zamierzała dawać dziecku taryfy ulgowej. Jedynie raz zrobiła wyjątek od reguły. W drodze do szkoły Kaśka niechcący wygadała się mamie, że jej koleżanki umówiły się tego dnia na wagary. Mama zmusiła ją do wyjawienia miejsca schadzki wagarowiczek i momentalnie pojechała w tamtą stronę. - Myślałam, że wpadnie w szał, wpisze im uwagi i zadzwoni do rodziców – wspomina. Małgorzata zatrzymała się z drugiej strony piekarni, przy której zebrały się dzieci, otworzyła drzwi samochodu i powiedziała: "dołącz do nich i nikomu ani słowa".

Nauczycielka historii

Pani Małgorzata oprócz bycia wychowawcą klasy 1a, była również nauczycielką historii. Córka nigdy nie próbowała wyciągnąć od niej pytań, które będą na sprawdzianie, bo doskonale wiedziała, że to się nie uda. – Podczas naszych rozmów na tematy związane z historią mama była czujna i rozważna. Myślę, że łatwiej byłoby zdobyć pytania innej osobie z klasy niż mnie – twierdzi. Pomimo tego, że nie każdy test pisała na piątkę, rówieśnicy i tak byli przekonani, że miała przecieki. – Dzień przed sprawdzianem wszyscy do mnie pisali i wypytywali, co będzie na klasówce – mówi Kaśka.

Kaśka nie była w stanie podpowiedzieć klasie, z których zagadnień mają się przygotować, ale pomagała w inny sposób. – Koleżance fatalnie poszedł sprawdzian semestralny, więc kazałam jej napisać go po kryjomu jeszcze raz. Mama miała zwyczaj dyktowania pytań, więc nie było problemu z tym, aby napisać całość od nowa – opowiada. Wracając z nią do domu usiadła w samochodzie na siedzeniu pasażera i sprytnie podmieniła kartki w teczce. – Hania dostała czwórkę, a ja poczułam satysfakcję, bo w końcu mogłam udowodnić rówieśnikom, że jestem spoko – mówi z uśmiechem na twarzy.

Kończąc gimnazjum Katarzynie nawet przez myśl nie przeszło, że pójdzie w ślady mamy.- Zaczęłam studiować polonistykę i chciałam zostać redaktorem – opowiada 25-latka, która pod koniec studiów magisterskich zdecydowała się na studia doktoranckie. – Na mojej uczelni pojawił się wakat i zgodziłam się prowadzić zajęcia ze studentami – przyznaje. Teraz intensywnie pracuje na uczelni, pisze pracę doktorancką i jednocześnie zatrudniła się na pełen etat w agencji reklamowej. - Mam dużo obowiązków i często jestem zmęczona, ale wolę to niż nudę - przekonuje.

Udowodnię, że jestem najlepsza

Zdaniem psychologa, sytuacja, która zdarzyła się w gimnazjum Katarzyny, jest w pewnym stopniu patologiczna. - Dyrektor nie powinien do tego dopuścić. To jest niekomfortowe zarówno dla dziecka i jego matki oraz dla rówieśników i nauczycieli - twierdzi Monika Dreger. - Ciężko jest zbudować zdrowe relacje w takim układzie - dodaje.

Z perspektywy czasu Katarzyna sama dostrzega pewne naleciałości na charakterze, które mogły zrodzić się podczas gimnazjalnych lat. - Jestem perfekcjonistką i żyję w wiecznym poczuciu, że nie jestem wystarczająco dobra - wyznaje dziewczyna.

Według Moniki Dreger zdarzenie może mieć negatywne konsekwencje w dorosłym życiu. - Dziecko zmuszone do nieustannego udowadniania rówieśnikom, nauczycielom i samemu sobie, że nie ma taryfy ulgowej w szkole, może w przyszłości wpaść w zgubny nawyk chęci pokazywania światu, że dla niego nie ma rzeczy niemożliwych - twierdzi Monika Dreger. - To niebezpieczne, bo łatwo prowdzi do pracoholizmu - dodaje psycholożka.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl