Chwalił się, że uwiódł tysiące kobiet. Związał się z 16-latką

Chwalił się, że uwiódł tysiące kobiet. Związał się z 16‑latką

Jerzy Kalibabka w 1992 roku
Jerzy Kalibabka w 1992 roku
Źródło zdjęć: © PAP | Edward Iwanek
01.09.2023 10:46, aktualizacja: 03.09.2023 11:34

- U jednej jadłem śniadanie, u drugiej obiad, a u trzeciej kolację. Następnego dnia szedłem do czwartej, piątej, szóstej, potem zmieniałem kolejność i tak w kółko - tłumaczył po latach Jerzy Kalibabka, znany też jako "Tulipan". Słynny uwodziciel w 1984 roku usłyszał wyrok 15 lat pozbawienia wolności za kradzieże, gwałty, wyłudzenia i rozboje.

Na początku nic nie zapowiadało, że chłopakowi z Dziwnowa uda się opuścić rodzinną miejscowość. Urodził się w 1956 r., miał być rybakiem, jak jego ojciec. - Pływałem na tym kutrze, ale każdego dnia czułem, że się duszę. Codziennie jedno i to samo. Były chwile, że chciałem krzyczeć: ja chcę żyć! - wspominał.

Nowe życie zaczęło się, gdy zmarł ojciec, Jerzy miał wtedy 16 lat. Nie mógł znieść kłótni z matką, z trudem skończył podstawówkę. Zawsze był leniem, tak zapamiętali go koledzy, ale zaraz dodawali, że od małego przyciągał do siebie dziewczęta.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Długi zwracał w naturze. Pozostawał nieuchwytny

W 1977 r. ruszył w świat. W Międzyzdrojach, w restauracji Bursztynowa, spotkał znajomą kelnerkę. Spędził z nią dwa dni (i dwie noce), a gdy wyszła do pracy, przejrzał zawartość szafy i "zwinął" kilka drobiazgów. Na pamiątkę zostawił jej kalosze i strój rybaka. Następnym przystankiem było Świnoujście, a dokładniej łóżka dwóch niemieckich turystek. Płaciły za wieczory w restauracji, kawiarnie i dyskoteki, a gdy wyjechały, Kalibabka szybko znalazł kolejną dziewczynę z pieniędzmi. To wtedy odkrył swój sposób na życie.

- Poczułem w sobie nadczłowieka - wspominał tę chwilę. Stamtąd ruszył do Szczecina, gdzie stał się rezydentem słynnej Kaskady. Na parkiecie błyszczał sygnetami i złotym łańcuchem, wystającym spod rozchełstanej koszuli i skórzanej kurtki. Jego peweksowy szyk robił wrażenie, nie musiał nawet wynajmować mieszkania, każdej nocy spał gdzie indziej. Opracował system "szóstkowy".

- U jednej jadłem śniadanie, u drugiej obiad, a u trzeciej kolację. Następnego dnia szedłem do czwartej, piątej, szóstej, potem zmieniałem kolejność i tak w kółko - tłumaczył.

Od każdej pożyczał pieniądze, ale do głowy mu nie przychodziło, by je oddawać, wszystko zwracał przecież "w naturze". Zawiązał sojusz z trzema prostytutkami. Najpierw sprawdził jakość ich usług, potem polecał nowym klientom. To one nazwały go "Tulipanem". W branży się jednak nie utrzymał, bo konkurenci spuścili mu niezły łomot. Wrócił do oszustw i kradzieży.

Był w stanie nabrać każdą. Wreszcie wpadł

W Zielonej Górze poznał złotniczkę Elżbietę, która opowiedziała mu o swojej pracy. Spodobało mu się na tyle, że przez jakiś czas przedstawiał się jako złotnik. Bywał też sportowcem albo synem bogatych rodziców, posługiwał się wieloma nazwiskami i nigdy nie wzbudzał podejrzeń.

Był mistrzem pierwszego wrażenia, łatwo nawiązywał znajomości, imponował obyciem i zawsze miał w zanadrzu jakiś komplement. Nabierał głównie nastolatki, ale był w stanie omamić i dorosłe, wykształcone kobiety. Patrzył im w oczy i mówił dokładnie to, co chciały usłyszeć, potem wzywał taksówkę, dawał prezent i.… lądował w łóżku. Nad ranem nie było prezentu, Kalibabki, a także biżuterii, pieniędzy i futer.

Pierwszy raz wpadł w Kamieniu Pomorskim, ale w areszcie nie spędził nawet doby. Zaczął udawać, że ma trudności z oddychaniem i trafił do rejonowej przychodni. Tam, by poddać go prześwietleniu, lekarka poleciła milicjantom zdjąć mu kajdanki. Wyswobodzony Kalibabka wyskoczył przez okno. Potem wymykał się milicji, jak twierdzi, jeszcze 26 razy. Po pierwszym aresztowaniu dla bezpieczeństwa postanowił znaleźć sobie kompanki podróży. Jedna miała na imię Jarka, druga Niuśka. Włóczył się z nimi po Polsce przez parę miesięcy, ale w końcu obie zostawił z dziećmi.

Potem rozkochał w sobie kolejne dwie dziewczyny i jedną obsadził jako "damę", drugą jako "służącą". Kalibabka chwalił się, że uwiódł dwa, może trzy tysiące kobiet. - Po dwóch tysiącach przestałem je liczyć - mówił z dumą. Biorąc pod uwagę, że działał tylko pięć lat, to chyba mało prawdopodobne. Pewne jest, że były ich co najmniej dwie setki, bo tyle zgłosiło się do sądu, by zeznawać. Ale niektóre mówiły, że mu wszystko wybaczą, byle do nich wrócił.

Wpadł w 1982 r. Oskarżono go o 103 przestępstwa, w tym kradzieże na łączną kwotę 15 mln złotych, gwałty, wyłudzenia, rozboje... Stanowczo zaprzeczał zarzucanym mu gwałtom. We własnych oczach był istnym Robin Hoodem miłości, niecnie wykorzystanym.

- Tęskniłem za normalnym życiem u boku żony i dzieci. Niestety, ciągle trafiałem na takie kandydatki, które myślały tylko o jednym. To nieprawda, że wszystkie oszukiwałem i okradałem. Tym, które pokochałem, dawałem to, co zabrałem innym. A w ogóle to żadnej nie okradłem. Zabrane pieniądze i precjoza traktuję jako zapłatę za usługi seksualne, których ode mnie żądały... - mówił.

Przestępca, który został gwiazdą

W Dniu Kobiet, 8 marca 1984 r. zapadł wyrok 15 lat, najwyższy z możliwych. Trafił do więzienia w Barczewie. Współwięźniowie go podziwiali, dziennikarze zabiegali o wywiady, eksperci dyskutowali o "syndromie Kalibabki", a od 1987 r. cała Polska oglądała serial "Tulipan". Był konsultantem twórców, z honorarium spłacił grzywny.

Gdy w 1993 r., po 9 latach i 8 miesiącach, wyszedł na wolność dzięki amnestii, mało kto już o nim pamiętał. Wrócił do Dziwnowa, poznał 16-letnią dziewczynę. Ożenił się z nią, dorobili się piątki dzieci. - Synowie są bardzo do mnie podobni. Są tacy przystojni, że niejednej pannie zawrócą w głowie, jak dorosną - mówił z dumą. Od czasu miał pomysły na kolejne biznesy, ale sukcesów nie osiągnął.

Prowadził sklep z zieleniną, zorganizował rodzinny zespół muzyczny, ale popadał w długi i musiał znosić niechęć sąsiadów z Dziwnowa. Z sentymentem wspominał swoje dawne wyczyny. Zmarł nagle 13 marca 2019 roku. Stracił przytomność przed swoim domem w Dziwnowie. Była przy nim córka, ale na jakąkolwiek pomoc było za późno.

Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:Nostalgia