Ula Dębska ma już dość. "Drodzy rządzący, nie widzę realnej pomocy"
- W jednym urzędzie ktoś mnie zapytał, czy jestem w stanie załatwić karetkę, która będzie stała przed urzędem, aby medycy mogli pomagać. Ręce mi opadły - mówi Ula Dębska w rozmowie z WP Kobieta. Aktorka jest przerażona brakiem rządowego wsparcia dla wolontariuszy i Ukraińców, którzy przyjechali do Polski.
14.03.2022 18:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kiedy w nocy z 23 na 24 lutego w Ukrainie wybuchła wojna, aktorka Ula Dębska nie zastanawiała się zbyt długo. Od razu wiedziała, że chce zaangażować się w pomoc i aktywnie uczestniczyć w akcjach pomocowych na terenie całej Polski.
- Powiedziałam tylko do znajomych, że ja tak nie mogę tutaj zostać, muszę jechać i działać. Napisałam na Facebooku, że jadę z przyjaciółmi na granicę i jeśli ktoś miałby chęć nas wesprzeć, to niech daje znać. Mnóstwo osób się odezwało, dzięki czemu mogliśmy kupić wiele potrzebnych produktów – opowiada aktorka w rozmowie z WP Kobieta.
Początkowo Ula wraz z dwójką przyjaciół dotarła do Lubyczy Królewskiej, a dokładnie do hali sportowej przy szkole. Na miejsce przyjechali późno w nocy, a w środku na transport już czekało bardzo dużo osób z Ukrainy.
- Wtedy nie można było mówić o koordynacji czegokolwiek. Wszyscy próbowali się odnaleźć w nowej sytuacji. Praktycznie do 4 nad ranem przyjechało kilkadziesiąt prywatnych samochodów. Ludzie przywieźli masę potrzebnych rzeczy. My finalnie zabraliśmy do Lublina i Warszawy 12 osób. To były raczej osoby, które wiedziały, gdzie jadą. Miały tutaj rodzinę, znajomych albo pracodawcę.
Dębska szybko skontaktowała się również z fundacją Dobra Fabryka, która udzielała wsparcia uchodźcom już wcześniej.
- Dawali mi bardzo cenne rady. Zresztą oni sami też spakowali busa i pomagali po stronie ukraińskiej. Tam odgrywał się prawdziwy dramat.
W kolejnych dniach aktorka wraz z bliskimi regularnie jeździła na granicę. Za każdym razem samochód mieli załadowany najpotrzebniejszymi rzeczami pod sam dach.
- Zaczęło do mnie docierać, jakie są potrzeby i że nie ma sensu wieźć wszystkiego. To musiało być przemyślane. Stwierdziliśmy, że łóżeczka turystyczne dla dzieci nie są głupim pomysłem, bo rodzice, głównie mamy, cały czas trzymali dzieci na ręku. Nawet kiedy szli do łazienki czy napić się herbaty. Większość moich znajomych posiadała łóżeczka turystyczne, ale użyła ich raz albo wcale. Zabraliśmy je ze sobą. Nie wszędzie je chcieli wziąć, bo w niektórych miejscach twierdzono, że mamy i tak nie chcą odkładać dzieci, a w innych punktach bardzo się przydały. Codziennie starałam się relacjonować, jakie są potrzeby na miejscu, ale to i tak się zmieniało z godziny na godzinę – opowiada Ula.
Zobacz także
Oddolne inicjatywy
Ula Dębska i jej znajomi to jedne z wielu osób, które zaangażowały się w pomoc uchodźcom z Ukrainy. Poświęcili wiele dni na to, aby polepszyć codzienność Ukraińców uciekających z kraju, który kochają. Choć wojna trwa trzy tygodnie, to wciąż nie widać realnej pomocy rządowej, co mocno podkreślają wolontariusze.
- Wiem, że samorządy zajęły się pomocą, ale one są też blokowane przez wojewodów. To jest odwieczna walka, kto jest ważniejszy. Samorządy mają również ograniczone fundusze, a finanse są bardzo potrzebne. Natomiast jest jeszcze druga kwestia. Bardzo ważne jest to, aby dano nam działać – podkreśla gwiazda.
- Znajomości, możliwości, firmy, z którymi współpracowałam – to wszystko jest teraz nieocenione. Czasami wystarczy jeden telefon. Kiedy dowiedziałam się, że w Chełmie nie mają pralki i suszarki, zadzwoniłam do marki, którą reklamowałam w social mediach, powiedziałam, jaka jest sytuacja i nam pomogli. Ale co się dzieje w międzyczasie? Ja nie jestem w stanie kontrolować wszystkiego naraz i nagle dowiaduję się, że jakiś koordynator z Chełmu zaczął przejmować moje działania. To nie może być tak, że pralka i suszarka trafią gdzieś, gdzie ktoś u góry wskaże palcem, kiedy ja wiem, że to ma trafić do miejsca, w którym byłam i widziałam, jakie jest zapotrzebowanie. To mnie zaczęło strasznie irytować – dodaje.
Dębska podkreśla, że nie ma problemu, aby ktoś podpisywał się pod jej działaniami, ale pod jednym warunkiem.
- Nie miałabym z tym problemu, gdybym wiedziała, że oni również działają. A ja słucham polityków i sobie myślę: "O czym wy mówicie?!". Kiedy słyszę "przyjmujemy", "dajemy mieszkania", mam ochotę nimi potrząsnąć… Pan Andrzej Duda mówił Kamali Harris, że jesteśmy w stanie zapewnić mieszkania wszystkim, którzy przyjechali do Polski. Słucham i mówię sprawdzam: "Gdzie są miejsca, mieszkania, o których pan mówi?". To jest bzdura. Drodzy rządzący, ja tej realnej pomocy nie widzę. Nie wiem, gdzie są pieniądze i wasza pomoc.
- Panie z różnych urzędów miast, z którymi miałam okazję rozmawiać, mówiły wprost, że nic nie działa. Musiały nawet przynosić czajnik z domu, żeby móc zrobić herbatę. W przygranicznych miastach udało mi się docierać nawet do burmistrzów. Słyszałam zapewnienia, ale to się z niczym nie wiązało. Mówili, że wszystko jest okej i że nie potrzeba transportów dla Ukraińców. Krew mnie zalewała, bo na dworcu w Przemyślu ludzie leżeli na podłodze jak sardynki. Jak okazało się, że mam pięć miejsc wolnych w busie, to wolontariusz, który koordynował to, co się dzieje na dworcu, wrócił po dwóch minutach z dwoma rodzinami. Próbowałam się też dowiedzieć, czy gdziekolwiek, gdzie dowożone jest jedzenie dla uchodźców, jest ono zakupione z funduszy rządowych. Nie znalazłam ani jednego przypadku.
Dębska wymienia kolejne sytuacje, w które zaangażowani są zwykli Polacy, a rząd przypisuje sobie wszystkie zasługi.
- Kto zatrzymuje ciężarówki, które chcą przekroczyć granicę z Białorusią? Obywatele tam stoją i protestują. A słyszę Mateusza Morawieckiego, który mówi, że każda ciężarówka jest sprawdzana, ogłasza sukces polskiego rządu. Okej, są sprawdzane, dlatego, że obywatele tam pojechali i pokazali, że nie podoba im się, że przez nasz kraj przejeżdżają ciężarówki do Białorusi i Rosji.
Polacy potrzebują wsparcia w działaniu
Ula Dębska wraz ze znajomymi przez kilka dni pomagała transportować Ukraińców z granicy do różnych miast w Polsce. W jedną stronę wiozła do punktów recepcyjnych najważniejsze produkty, a z powrotem zabierała całe rodziny. W międzyczasie starała się znaleźć dla nich bezpieczne lokum. Przez niemal trzy tygodnie sytuacja nie uległa poprawie. Wolontariusze wciąż są zostawieni sami sobie.
- Moi znajomi wolontariusze mówią mi, co się dzieje na dworcach czy w placówkach, w których przebywają osoby z Ukrainy. Nie ma dofinansowania dla restauracji, które gotują dla uchodźców, a same przecież niedawno były w ciężkiej sytuacji przez pandemię. Wszystko to, co dzieje się na Dworcu Centralnym, jest inicjatywą obywateli. Mój kolega aktor, którego odwoziłam po pracy, powiedział mi, że będzie jechał jeszcze na dworzec. Studiował filologię rosyjską, zna w miarę język, zgadał się ze znajomymi z tamtej uczelni i robią dyżury dla obcokrajowców. Tak, aby przez całą dobę ktoś był dla nich dostępny. Zapytałam, czy panuje nad tym ktoś z góry. Okazuje się, że nie. To są tylko i wyłącznie ich chęci. Ten chłopak po całym dniu zdjęciowym, o północy pojechał na dworzec i siedział tam do czwartej rano, aby wspierać językowo ludzi w potrzebie. Następnego dnia szedł normalnie do pracy – opowiada Ula.
Takich sytuacji jest znacznie więcej.
- Ostatnio rozmawiałam też z Michałem Wilczewskim (znany jako Wujaszek Liestyle – przyp. red.), który jest codziennie na Centralnym. Powiedział mi, że dochodzi nawet do problemów z wydrukowaniem kartek w języku ukraińskim i w języku rosyjskim, ponieważ nie zdecydowano się jeszcze na czcionkę. Jak ja coś takiego słyszę, to sobie myślę: "Co jest, jasna cholera, nie tak?!". Mało tego. W jednym urzędzie ktoś mnie zapytał, czy jestem w stanie załatwić karetkę, która będzie stała pod urzędem, aby medycy mogli pomagać. Ręce mi opadły.
Aktorka podkreśla, że najbardziej w tym wszystkim irytuje ją postawa rządzących, którzy wiele zasług przypisują sobie, nie obywatelom, którzy porzucili swoje zajęcia na rzecz pomocy innym.
- Narracja w mediach jest taka, że "my jako rząd działamy i pomagamy". Oczywiście dzięki wsparciu samorządów i dodatkowej pomocy obywateli. Powinno być odwrotnie. Przede wszystkim to obywatele pomagają, organizacje pozarządowe jak najbardziej też, a dopiero potem samorządy i na końcu rząd, którego ja nadal nie widzę, jeśli chodzi o pomoc humanitarną. Owszem, jest projekt ustawy o 1200 zł pomocy dla osób, które przyjmą uchodźców. Ale to ułuda. Potrzebne są możliwości, aby poprawić życie tych ludzi.
Aktorka zawsze była zaangażowana społecznie i politycznie. Brała udział w Strajkach Kobiet, bo jest za wolnym wyborem i decydowaniem o swoim ciele. Nie doświadczyła jednak tego nigdy jako jednostka. W obecnej sytuacji każdego dnia widzi, z czym mierzą się Polacy.
- To nie jest tak, że ja tylko oglądam telewizję i czytam gazety. Weryfikuję to na własnej skórze każdego dnia. Jestem zirytowana przede wszystkim tym, że to jest kampania PiS-u, działają tylko na siebie. Wybory są przed nami, więc w dużym stopniu to próba podratowania wizerunku partii, jednocześnie słyszymy, że słupki poparcia rosną. Polacy tego nie widzą, a TVP skupia się na hejtowaniu Donalda Tuska. Jestem zdeterminowana, by rozliczać polityków. Zwłaszcza teraz, gdy ich pomoc jest znikoma.
Konsekwencje mogą być tragiczne
W rozmowie z WP Kobieta Dębska podkreśla, że najbardziej obawia się tego, co może nastąpić za kilka miesięcy.
- Jeśli za chwilę rząd nie udzieli realnego wsparcia, zacznie się zrzucanie winy na kogoś. Zaczniemy się obwiniać, zrodzi się ogromny kryzys. Teraz cały świat nas chwali, ale mam ogromne obawy, bo gdyby wolontariusze zniknęli ze wszystkich tych miejsc, to będziemy mieć katastrofę, bo nie ma nikogo, kto by to uciągnął. A są wolontariusze, w których już narasta frustracja. Przerażający jest fakt, że pomoc medyczna, dostarczanie jedzenia – to wszystko jest oddolnie. Słyszałam krótką rozmowę z kobietą z Centrum Praw Dziecka, która powiedziała, że oni przyjmują dzieci z Ukrainy, ale bez pomocy obywateli nie dadzą rady.
- Rząd prosi, aby nie powielać informacji, że nic nie robią, bo trzeba też pamiętać o policji, straży pożarnej czy granicznej. Ale o czym oni mówią? Przecież to jest w zakresie ich obowiązków zawodowych, więc kiedy słyszę, że oni tam są, bo rząd to tak zorganizował, to ogarnia mnie irytacja – grzmi aktorka.
Zdaniem Uli Dębskiej rząd powinien zapewnić możliwości zarówno Ukraińcom, jak i Polakom.
- Polacy nie mogą miesiącami pomagać na dworcach czy w punktach, bo mają swoje prace i rodziny. Trzeba zorganizować miejsca dla Ukraińców w szkołach i przedszkolach. Gdzie jest system, który pomoże też Polakom, którzy za chwilę mogą znaleźć się w trudnej sytuacji, jeśli rząd nie zareaguje? Jak my sobie poradzimy za kilka miesięcy jak już mamy 2 mln dodatkowych ludzi, a być może będzie ich więcej. Część z nich pewnie zostanie w Polsce.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!