Bardziej nudni niż najnudniejsi

Bardziej nudni niż najnudniejsi

Bardziej nudni niż najnudniejsi
Źródło zdjęć: © Krzysztof Szczurek
02.06.2008 14:59, aktualizacja: 26.06.2010 14:24

Nie ma w nas krzykliwości Nowego Jorku, hałasu Londynu i pretensji Paryża. Jesteśmy tacy, jacy jesteśmy – nauczyliśmy się tolerować innych, bo w kraju, którego ulice mają dwie nazwy, a oficjalne języki są trzy – trudno mówić o tym, kto jest „swój”, kto nie...

Nie ma w nas krzykliwości Nowego Jorku, hałasu Londynu i pretensji Paryża. Jesteśmy tacy, jacy jesteśmy – nauczyliśmy się tolerować innych, bo w kraju, którego ulice mają dwie nazwy, a oficjalne języki są trzy – trudno mówić o tym, kto jest „swój”, kto nie...

To deklaracja Brukselczyków, ich credo, które sprawia, że w tym mieście – na przekór swej mieszczańskiej fasady – pełno jest obcokrajowców, emigrantów uchodźców. Jak również dla mniejszości LGBT , która ma tu – nawet na starym mieście – parę kapitalnych miejsc. Witamy w najbardziej otwartym mieście Europy!

Kolorowi mieszczanie

Kojarzycie mieszkańców Brukseli? Ubrane w norki panie i panowie z półdługimi włosami w mercedesie klasy „S” suną przez migoczące miasto do opery? Oszczędności w banku Rotszyldów, znajomi w Szwajcarii? Pewnie też... A byliście kiedyś w kongijskiej dzielnicy Brukseli? Matonge – w której podobno nawet pachnie jak w Kinszasie? Z fryzjerami, którzy zrobią cię na afro, sklepami pełnymi dziwnych bulw i muzycznymi rajami dla osób lubiących rootsowe klimaty? Trudno uwierzyć, ze artdecowska, pełna słodkich kamieniczek „brukselka” może mieć i takie czarne oblicze....

ZOBACZ TEŻ

Bruksela z talerza...

Podobno to w Brukseli można zjeść jedne z najlepszych koreańskich, tajskich, tureckich i afrykańskich specjałów – trzeba tylko trochę poszukać... Pójść za czadorem, bujającym się tureckimi rytmami samochodem lub czarnym afro. Można też pójść na łatwiznę i dać się zaprosić polskim znajomym eurourzędnikom do genialnej stołówki. Oczywiście o ile to nie jest nielegalne...

...do biura

Mam koleżanki, które przeprowadziłyby się do Brukseli tylko dla dietetycznych i fantastycznych stołówek w gmachach Europarlamentu.... Mityczne góry grillowanych warzyw i ryb oraz mięs z rusztu, które bez dodatkowych wyrzeczeń uwolniłyby ich figury od pierożkowych kilogramów... Czy tylko ta obietnica sprawiła, że samoloty Air Brussels pełne są naszych rodaków i rodaczek – lecących do pracy. W instytucjach związanych z Unią – pracuje ponad tysiąc Polaków. Dodajmy do tego osoby zajmujące się doradztwem, autorów projektów etc.. Nie powinno już Was zdziwić, że często maszerując uliczkami Brukseli usłyszycie polski język.....

Pazur eurourzednika

... a Polskie dowcipy biurowe usłyszycie w biurze. Tłumacze, eksperci, posłowie za pomocą takich małych przyjemności jak ironiczne odnoszenie do siebie anegdot (znanych wszystkim polskojęzycznym z Youtube) o dwóch paniach w ZUSie, które „nie robią, dopóki nie zrobią sobie paznokci” i cytowanie kultowych polskich komedii – tworzą sobie niezwykłe wyspy nowego, „euro-polskiego humoru”. Co bowiem można zrobić w pięknych, klimatyzowanych, przestrzennych biurach, by poczuć się trochę bardziej „u siebie” , jeśli po to, by zawiesić kalendarz z widokiem Mazowsza trzeba wezwać ekipę składająca się z trzech panów, gdzie jeden wbija podany przez drugiego gwóźdź, a trzeci - nadzoruje ich pracę....

Po godzinach

Zastanawiam się, czy Bruksela mogłaby dostarczyć takich wrażeń jak nowojorskie Soho bohaterowi Scorsesowskiego „Po godzinach”. Szalona przeprawa przez noc eurourzednika w świetnym garniturze? Na razie możemy pójść na „popracowe” piwo... Najlepiej w jakiejś „tęczowe” miejsce – jak i na całym świecie tak i w Brukseli miejsca ulubione czy założone przez środowiska LGBT są jednymi z najfajniejszych. Zacznijcie może od Kika Kichen – na jedzenie i kiczowatą atmosferę, by potem zanurzyć się w odmęty klubowe... Sercem gejowskiej sceny klubowej w Brukseli jest Rue Marche aux Charbon, niektórzy jednak polecają bardziej Chez Maman jako „tradycyjne”, pełne drag queens i drag show, którym świetnie rozpocząć noc. Zawsze niepokoi mnie nazwa klubu „La Demence”, podczas gdy „Navigaytion” rozbawia do łez a „Le You” jest po prostu sednem.

Bo w Brukseli w tym momencie nie liczy sie czy jesteś black&white czy w ciapki. Czy masz na sobie krawiacior, czy lateksowe ubranko. Brukselę to nie obchodzi. Fajnie, że jesteś, po prostu – Le You!

Specjalnie dla serwisu kobieta.wp.pl prosto z Brukseli nasza korespondentka Agnieszka Kozak
Dziennikarka, robi doktorat z gender i queer studies. Zajmuje się lokalnymi odmianami globalnych trendów, seksem i seksualnością w kulturze popularnej czasem krytykuje sztukę i fotografię, ale głównie nałogowo kupuje buty… ZOBACZ TEŻ