Jego żona odeszła do kobiety. "Zniknęła z mojego życia z dnia na dzień"
– To doświadczenie nauczyło mnie, że życie jest nieprzewidywalne – mówi Paweł, którego żona po dwóch latach małżeństwa zostawiła go dla kobiety. Nauczył się z tym żyć, a dziś nawet żartuje, że jest jak Ross Geller z "Przyjaciół". – Rozwód kosztował mnie wiele sił i zdrowia, bo pomimo tego, co się stało, wierzyłem do końca, że damy radę się po tym podnieść.
Ewa Podsiadły-Natorska: Opowiedz o początkach waszej relacji.
Paweł: Poznaliśmy się w Kazimierzu Dolnym. Spotkaliśmy się tam paczką znajomych. Marta przyjechała do Kazimierza ze swoim ówczesnym chłopakiem. Zaiskrzyło między nami. W zasadzie od razu poczuliśmy, że chcemy być razem. Następnego dnia Marta zakończyła swój związek i zostaliśmy parą. To, co nas połączyło, było bardzo szybkie i niezwykle intensywne. Już po 2–3 tygodniach chcieliśmy brać ślub.
Wielka miłość.
I bardzo romantyczna. Myślałem, że to ta jedyna, zresztą ja zawsze się tak zakochuję. Jestem typem monogamicznym. Miałem w głowie obraz wspólnego życia do końca naszych dni. Czułem, że ona ma podobnie. Po roku zaręczyliśmy się, a ślub wzięliśmy po około dwóch latach. Byliśmy ze sobą szczęśliwi.
Nie dostrzegałeś żadnych sygnałów, że interesują ją kobiety?
Na początku nie. Marta zawsze miała ciągotki feministyczne, uważałem jednak, że to jest rodzaj ideologii, przekonań. Jej poglądy mi nie przeszkadzały. Z czasem jednak Marta zaczęła coraz więcej czasu spędzać z koleżankami. Nie mogłem z nimi wyjść, bo to były "babskie spotkania". Jednocześnie w naszym związku zaczęło się psuć. Coraz trudniej było nam się dogadać. Kiedy rozmawialiśmy ze sobą, to w towarzystwie innych osób, a przynajmniej ona chciała uniknąć konfrontacji. Aż w końcu odbyła się pewna impreza. Zostaliśmy z Martą na noc i padło pytanie, jak śpimy. Marta powiedziała wtedy wprost, że będzie spała z jedną z dziewczyn. Nie doszło do tego, bo mój kumpel tamtą dziewczynę wyprosił. Wtedy pierwszy raz poczułem, że coś jest na rzeczy.
Otoczenie wiedziało, co jest grane?
To była tajemnica poliszynela. Z czasem coraz więcej osób dawało mi do zrozumienia, że Marta spotyka się z innymi kobietami i jest widywana w dwuznacznych sytuacjach. Przez długi czas wypierałem to, choć jednocześnie czułem się odrzucony nie tylko jako mąż, ale w ogóle jako mężczyzna, bo jej poglądy feministyczne stały się radykalne. Na zasadzie: kobiety mogą zbawić świat i tylko one się liczą, a mężczyźni nie są do niczego potrzebni. Jak w "Seksmisji". Prawdopodobnie Marta była wtedy pod dużym wpływem koleżanek.
Nie zapytałeś jej wprost o preferencje seksualne?
Wtedy jeszcze nie.
Kiedy nastąpił przełom?
Doszło między nami w końcu do rozmowy na ten temat. Zapytałem ją o to, a ona przyznała, że bardziej pociągają ją kobiety, choć w jej przypadku trzeba raczej mówić o biseksualizmie i o skłonnościach do eksperymentowania, sprawdzania swoich granic.
Co wtedy czułeś?
To nie jest tak, że czułem mniejszą złość, bo ona zdradziła mnie z kobietą, a gdyby to był facet, to moja złość na nią byłaby większa. Nie dzieliłem tego na płeć. Zabolał sam fakt bycia zdradzonym. A z kim, to kwestia drugorzędna. Przez pewien czas mieszkaliśmy jeszcze razem. Marta miała już dziewczynę, z którą przychodziła regularnie do naszego domu. Ja też kogoś poznałem i zaczynałem wchodzić w nowy związek. Wtedy zapadła decyzja o rozwodzie.
Mieliście ślub kościelny?
Tak. Wtedy to były jeszcze czasy dwóch ślubów, więc mieliśmy ślub cywilny i kościelny. Natomiast nigdy nie rozmawialiśmy o dzieciach.
Unieważniliście ślub kościelny?
Nie, myślałem o tym kiedyś, ale wiedziałem, że nigdy już nie będę brał ślubu kościelnego, więc uznałem, że unieważnienie nie będzie mi do niczego potrzebne. Wzięliśmy ślub kościelny, bo fascynowało mnie samo misterium i obrzęd, a ona zrobiła to dla rodziców i dziadków. To była bardzo piękna uroczystość. Rozwód kosztował mnie wiele sił i zdrowia, bo pomimo tego, co się stało, wierzyłem do końca, że damy radę się po tym podnieść. Do czasu, aż poznałem nową miłość, która pomogła mi się otrząsnąć. W przypadku Marty dochodziła jeszcze kwestia: co powiem rodzicom? Ja nigdy nie ukrywałem, z jakiego powodu rozpadł się nasz związek. Ona natomiast uważała, że to jej prywatna sprawa i ukrywała prawdę, również przed rodzicami, więc wziąłem winę na siebie.
Dlaczego?
Uznałem wtedy, że skoro byliśmy w związku emocjonalnym i kochaliśmy się, to mogę wziąć na siebie odpowiedzialność. Zdecydowałem, że warto na koniec wykazać się gestem. Chciałem wnieść o rozwód z jej winy, ale się z tego wycofałem.
Spotkaliście się jeszcze po rozwodzie?
Po rozwodzie sprzedaliśmy mieszkanie i każdy poszedł w swoją stronę. Spotkaliśmy się potem kilka razy. Przypadkiem, bo Marta wymazała mnie ze swojego życia. Ja wierzę, że możliwe jest utrzymanie dobrych relacji nawet po zakończeniu związku, ale z jej strony nie było na to szans. Zniknęła dosłownie z dnia na dzień.
Wiesz, jak potoczyło się potem jej życie?
Moi znajomi postawili sobie za cel informować mnie o tym na bieżąco, choć ani o to nie prosiłem, ani nie zabiegałem o te informacje. Szczególnie jedna z moich koleżanek uwielbiała donosić mi o wszystkim, co dotyczyło Marty. Wiem, że Marta przez pewien czas była w związku z kobietą, z którą mnie zdradziła. Ukazał się nawet o nich artykuł w jednej z gazet. Ale się rozstały. Teraz jest w związku z mężczyzną, mieszkają we Francji i mają dwójkę dzieci.
Czujesz się już uleczony?
Tak. Chociaż muszę podkreślić, że ona ciągle ma w moim sercu miejsce, zresztą tak samo jak każda z moich ekspartnerek. Marta była częścią mojego życia, więc nie mógłbym jej tak po prostu wymazać. Natomiast tego, co się stało, nie rozpatruję już w kategoriach głębokiej zadry w sercu. Traktuję to nawet w pewien sposób jak anegdotę. Mówię, że jestem jak Ross Geller z "Przyjaciół", którego żona okazała się lesbijką.
Czego nauczyło cię to doświadczenie?
Że życie jest nieprzewidywalne. Wszystko jest chaosem.
Imię Marty oraz niektóre okoliczności zostały zmienione
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl