Joanna Żubr. Pierwsza kobieta odznaczona orderem Virtuti Militari
Była urodzonym żołnierzem. Walczyła lepiej i z większym zapałem niż jej koledzy. Mimo ewidentnego bohaterstwa odmówiono jej odznaczenia krzyżem Virtuti Militari. Musiała na to czekać aż dziewięć lat - aż w końcu dostała order... z łaski zaborcy.
24.03.2023 15:06
Joanna Żubr, z domu Pasławska, urodziła się 24 maja 1782 r. w Berdyczowie na Wołyniu. Od dzieciństwa wyróżniała się postawną sylwetką i siłą, a także – inaczej niż reszta dziewcząt – zainteresowaniem sprawami wojskowymi. Jej ojciec, Jan Pasławski, walczył w konfederacji barskiej. Córka uwielbiała słuchać jego opowieści o zmaganiach z Rosjanami.
W 1797 r., w wieku 15 lat, Joanna poślubiła młodego, przystojnego porucznika wojsk polskich, Jana Domusławskiego, który niedawno wrócił z rosyjskiej niewoli po powstaniu kościuszkowskim. Urodziła mu czworo dzieci, ale żadne z nich nie przeżyło. Co gorsza, w 1805 r. zmarł także sam Domusławski. Zaledwie 22-letnia dziewczyna została wdową.
Do wojska! Do wojska!
Długo we wdowieństwie jednak nie pozostała. Jeszcze w tym samym roku wyszła za miejscowego ziemianina Macieja Żubra. Małżonkowie żyli szczęśliwie, korzystając z majątku odziedziczonego przez Joannę. Maciej pracował ponadto jako kancelista adwokacki w Żytomierzu. Ale spokojne życie nie było im dane. Jak pisze Andrzej Fedorowicz w książce "Buntowniczki", poświęconej wyjątkowym kobietom w polskiej historii: "oboje mieli buntownicze dusze, a czasy, które nadchodziły, potrzebowały takich ludzi".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W 1807 r. na Wołyń dotarła bowiem odezwa generała Jana Henryka Dąbrowskiego i Józefa Wybickiego wzywająca Polaków do walki przeciw zaborcom. Zelektryzowała ona małżeństwo Żubrów, którzy sprzedali cały swój majątek i wyruszyli do Warszawy, by zaciągnąć się do powstającego Wojska Polskiego. Ich podróż to temat na przygodową powieść lub film.
Granicę rosyjsko-austriacką przekroczyli w tłumie pielgrzymów, zmierzających do sanktuarium Matki Bożej w Podkamieniu. Niestety, już na terenie Galicji zostali aresztowani za brak paszportów. Przetransportowano ich do Lwowa. Tam podczas noclegu w zajeździe okradziono ich z wszystkich pieniędzy i większości ubrań. W dodatku groziła im deportacja do Rosji i kara za nielegalne przekroczenie granicy, a nawet zdradę, gdyby wyszedł na jaw cel ich podróży. By tego uniknąć, Maciej zaciągnął się do austriackiej armii (żołnierzy nie deportowano). Stamtąd – za pieniądze uzyskane ze sprzedaży resztek dobytku – wykupiła go Joanna.
Małżonkowie wprawdzie odzyskali wolność, ale nie mieli pieniędzy na dalszą podróż do Warszawy. Za 10 złotych reńskich, jakie im zostały, wynajęli furmankę i udali się do Puław, do rezydencji księcia Adama Kazimierza Czartoryskiego, znanego z patriotycznej postawy. Arystokrata przyjął Żubrów, wysłuchał ich opowieści, a następnie obdarował 20 dukatami na dalszą podróż.
Wydawało się, że teraz pójdzie już gładko. Pech jednak nie ustawał: po drodze Maciej zapadł na ciężką grypę i przez kilka tygodni leżał w wynajętej w karczmie izbie, walcząc o życie. Do zdrowia wrócił dopiero jesienią. Wtedy małżonkowie udali się do Ulatowa nad Sanem, gdzie wsiedli na barkę płynącą do Warszawy. Dotarli tylko do Magnuszewa, bo dalej rzeka była zamarznięta. Pieszo doszli do Warki, gdzie wynajęty przewodnik przewiózł ich łodzią przez niezamarzniętą Pilicę. I tak – wreszcie – znaleźli się w Księstwie Warszawskim.
Szeregowa Żubrowa
W stolicy Maciej chciał zaciągnąć się do kawalerii, ale nie miał pieniędzy na drogi mundur i ekwipunek. Wylądował więc w 2. Pułku Piechoty, w którym został kapralem. By uniknąć rozdzielenia z mężem, Joanna wpadła na sprytny pomysł. Jak pisze Andrzej Fedorowicz:
"Oznajmia, że zetnie włosy, przebierze się za mężczyznę i wstąpi do wojska razem z mężem, podając się za jego młodszego brata. W ten sposób będą mogli być razem, a ona również dostanie żołd. Maciej początkowo nie wierzy własnym uszom, ale pomysł zaczyna mu się coraz bardziej podobać."
Tak też się stało – Żubrowa trafiła do tej samej kompanii, co jej druga połowa. "Jej rysy grube i obejście żołnierskie pokrywały w zupełności jej płeć niewieścią" – napisano w tekście z epoki. Nico delikatniej ujął to autor "Buntowniczek": "Wysoka, opalona, obdarzona mocnym głosem 26-latka skutecznie udaje mężczyznę, nadrabiając miną i zdecydowanymi ruchami".
Mało tego, Joanna szybko znalazła w pułku dodatkowe zajęcie. Jako że znała się na krawiectwie, zaczęła dopasowywać żołnierzom niezgrabnie uszyte mundury. Dowódca kompanii, kapitan Słupecki, dał jej do pomocy kilku obytych z igłą i nożyczkami żołnierzy, i warsztat przerabiający mundury armii Księstwa Warszawskiego ruszył pełną parą. Za każdą sztukę rezolutna kobieta brała półtora złotego. Dzięki temu powoli stawała się najbogatszym żołnierzem w kompanii.
Wszystko szło dobrze, aż po kilku miesiącach wreszcie wydało się, jaka jest prawdziwa płeć "młodszego brata" kaprala Żubra. Kobiety nie mogły służyć w wojsku, więc za taką mistyfikację groziły nielegalnej rekrutce poważne konsekwencje. Jednak kapitan Słupecki lubił dwójkę swoich podkomendnych za ich zapał i świetną prezentację na musztrach, a ponadto… nie chciał tracić dobrej krawcowej.
Poradził, by Joanna napisała prośbę o zgodę na pozostanie w szeregach do dowódcy pułku, pułkownika Stanisława Potockiego. Ten był rozbawiony sytuacją, ale nie zamierzał żołnierce ułatwiać sprawy. By ją zniechęcić, zaproponował jej służbę w roli tak zwanego frejkadeta, czyli ochotnika z własnym mundurem, wyposażeniem, karabinem i wyżywieniem i w dodatku bez żołdu…
Nie docenił jednak determinacji zgłaszającej się do niego kobiety. A ona poprawiając mundury zgromadziła całkiem sporą sumę pieniędzy, którą mogła przeznaczyć na nabycie karabinu i reszty ekwipunku. O jedzenie nie musiała się martwić, bo w międzyczasie Maciej awansował na furiera, czyli podoficera zajmującego się dostarczaniem żywności do oddziału. Potrafił zadbać o wyżywienie dla żony. Ku zaskoczeniu Potockiego, Joanna zgodziła się więc na jego warunki! I w ten sposób oficjalnie rozpoczęła się jej służba w armii Księstwa Warszawskiego.
Urodzona, by walczyć
Chrzest bojowy Żubrowa przeszła w słynnej bitwie pod Raszynem 19 kwietnia 1809 r. Jak czytamy w książce Andrzeja Fedorowicza:
"Pierwszy raz poczuła wtedy, czym jest bitewny szał. Walka pochłonęła ją bez reszty. Zniknął strach, nie czuła nic poza chęcią pokonania wrogów. Kiedy zobaczyła austriackich żołnierzy wycofujących się przed ostrzałem, nie zważając na kule i wybuchy, ruszyła za nimi w pościg."
Później jeszcze kilka razy wzięła udział w zwycięskich wypadach na Austriaków, między innymi pod Górą Kalwarią. Jednak największe chwile chwały przeżyła w nocy z 19 na 20 maja 1809 r., na kilka dni przed swoimi 27 urodzinami.
W połowie maja oddziały polskie dowodzone przez odkomenderowanego do Wojska Polskiego francuskiego generała Jeana Pelletiera podeszły pod Zamość, którego broniło trzy tysiące żołnierzy austriackich. Polskie siły były dwa razy mniejsze, a miasto miało potężne fortyfikacje, czyniące z niej trudną do zdobycia twierdzę.
Mimo to Polacy przystąpili do szturmu. Joanna znalazła się w kolumnie dowodzonej przez podpułkownika Brzechwę, której polecono dokonać pozorowanego ataku na Bramę Lwowską. Dwie inne kolumny nacierały na Bramy Lubelską i Szczebrzeską, a w tym samym czasie siły główne, wyposażone w drabiny, próbowały zdobyć bastiony i wedrzeć się na mury.
O godzinie 23 żołnierze Brzechwy ostrzelali Bramę Lwowską z armat, a następnie zbliżyli się do niej na kilkadziesiąt metrów. Wbrew planowi, a także zdrowemu rozsądkowi, dowódca wydał rozkaz prawdziwego ataku. Joanna jako jedna z pierwszych rzuciła się do szturmu, biegnąc obok męża. Razem z kolegami wdarła się na wały w pobliżu Bramy Szczebrzeskiej, pociągając za sobą innych żołnierzy i przyczyniając się do zdobycia miasta. Według innej wersji poprowadziła mały oddział przez sekretną furtkę i jako pierwsza dostała się do środka twierdzy, torując drogę głównym siłom.
Gdy następnego dnia generał Pelletier składał relację księciu Józefowi Poniatowskiemu, wspomniał o dzielnej żołnierce, która jako jedna z pierwszych sforsowała mury Zamościa. Z kolei pułkownik Potocki pogratulował Joannie czynu, obiecał też uhonorować ją orderem Virtuti Militari i awansować na sierżanta. Wiadomość o bohaterstwie kobiety w mundurze szybko się rozniosła, a sprawę opisano w "Gazecie Korespondenta Warszawskiego i Zagranicznego". Żubrowa stała się sławna. Szybko okazało się jednak, że sława ta jest dość ulotna…
Kobieta z Virtuti Militari? Nigdy!
Książę Józef Poniatowski wezwał waleczną podkomendną do swojej kwatery pod Sandomierzem, pochwalił ją i wręczył pamiątkową broń – zdobyczny sztucer. Obiecał też awans i odznaczenie. Niestety Joannę czekało rozczarowanie. Gdy komisja odznaczeń umieściła ją na liście kandydatów do krzyża Virtuti Militari, wśród oficerów sztabu wybuchło niezadowolenie. Ich delegacja udała się do księcia z protestem, argumentując, że kobieta nie powinna być wyróżniana takim odznaczeniem. Ten uległ i zamiast orderu zaoferował Joannie nagrodę pieniężną. Ale to dotknęło żołnierkę do żywego.
"Nie walczyłam za pieniądze, ale za honor ojczyzny!" – przytacza jej emocjonalną odpowiedź Andrzej Fedorowicz – "Walczyłam jako Polka, a nie jako najemnica. Chociaż nie dacie krzyża, służyć będę i krzyż mieć będę". Zniechęcona i zniesmaczona bohaterka spod Zamościa przeniosła się do 17. Pułku Piechoty. Razem z nią przeszedł jej mąż. W nowej jednostce kobieta doczekała się awansu na furiera i zajęła się zakupami prowiantowymi. A w 1812 roku w szeregach swojego pułku Żubrowie wyruszyli na Moskwę. Jak czytamy w "Buntowniczkach":
"Pod Bobrujskiem na Białorusi musiała ratować męża przed rosyjskimi dragonami, pod Ostromeckiem z dwudziestoma pięcioma żołnierzami rozpędziła oddział stu pięćdziesięciu Kozaków, pod Nowymi Żurawiczami uratowała zaskoczony przez Rosjan patrol, organizując ryzykowne przejście przez zamarzający Dniepr. Kiedy w końcu w obliczu klęsk Wielka Armia musiała się wycofać z Rosji, polskie oddziały, w których walczyli Żubrowie, osłaniały jej odwrót".
Nad Berezyną Joanna została ciężko ranna. Mimo to po powrocie do kraju wzięła jeszcze udział w walkach o Częstochowę. Potem oboje z mężem chcieli się przedostać do polskich oddziałów w Saksonii, ale udało się to tylko Maciejowi. Jego żona, złożona chorobą, została w Lublinie. Wrócił do niej półtora roku później.
Książę Konstanty pomaga
Joanna Żubrowa otrzymała obiecany krzyż Virtuti Militari dopiero dziewięć lat po szturmie Zamościa. W 1817 roku udała się do Komisji Wojny Królestwa Polskiego, upominając się o zaległy żołd i prawo do wojskowej emerytury. Przyjął ją generał Józef Rautenstrauch, szef komisji weryfikującej odznaczenia nadane w czasie Księstwa Warszawskiego. Znał historię żołnierki i był wielce zdziwiony, że ta słynna kobieta w rzeczywistości nie otrzymała Virtuti Militari.
Sprawa stała się głośna i dotarła do wielkiego księcia Konstantego. Wydał on decyzję, by przyznać zasłużony krzyż, a do tego co miesiąc wypłacać Joannie 40 zł wojskowej emerytury. Maciej otrzymał posadę nadleśniczego w lasach w Popowicach pod Wieluniem, gdzie oboje zamieszkali.
Gdy po śmierci męża Joanna czasami pojawiała się w Warszawie – wysoka, w czarnej sukni, z krzyżem Virtuti Militari na piersi – otaczano ją powszechnie szacunkiem. Podczas powstania listopadowego wzywała kobiety do udziału w walce i pomagała powstańcom. Zmarła 9 lipca 1852 roku, w wieku 70 lat, podczas epidemii cholery.
Bibliografia
- Andrzej Fedorowicz, Buntowniczki, Prószyński Media 2019.
- Małgorzata Ewa Kowalczyk, Sierżant w spódnicy, Wydawnictwo LTW 2016.
- AD, Joanna Żubr: pierwsza dama Orderu Virtuti Militari, Polska-zbrojna.pl 9.07.2017.