Lepsze od Las Vegas

Lepsze od Las Vegas

Lepsze od Las Vegas
Źródło zdjęć: © Krzysztof Szczurek
07.05.2008 15:08, aktualizacja: 26.06.2010 14:34

Czasami odwiedzając naprawdę duuuże miasto warto pomyśleć o tym, co znajduje się w promieniu 45 minut od centrum. Bo czasem ten czas „godziny lekcyjnej” może dać nam tak wiele...

Czasami odwiedzając naprawdę duuuże miasto warto pomyśleć o tym, co znajduje się w promieniu 45 minut od centrum. Bo czasem ten czas „godziny lekcyjnej” może dać nam tak wiele...

Proponuję, więc rozsiąść się z książką, gazetą, nowym numerem Elle czy Vogue (nie znasz francuskiego? Ale te obrazki...) w pociągu lub autobusie, albo zabawiać rozmową naszych miejscowych znajomych wiozących nas samochodem... Mijając Waterloo (kto się zatrzyma - będzie musiał pokonać 216 schodów by zobaczyć płaskie i zielone pole klęski Napoleona Bonaparte) podśpiewujmy sobie piosenkę – talizman Abby („So how could I ever refuse / I feel like I win when I loose”) aby spokojnie dostać się do Charleroi.

AutoMoto do węgla

Belgijskie zjazdy z autostrady nie należą do łatwych. Lepiej więc – wybierając się do Charleroi zaopatrzyć się w GPS, mapkę wydrukowaną ze strony www a przede wszystkim sokoli wzrok, refleks i cierpliwość... Zostaną nagrodzone. Co prawda mogłoby się wydawać, że podróż do upadłej stolicy belgijskiego węgla, robotniczego miasteczka o wielkim stężeniu bezrobocia w powietrzu to nie musi być najlepszy pomysł. Spróbujcie jednak sami....

ZOBACZ TEŻ

Karmelicka fotografia

Centrum miasta zostawcie sobie na deserek. Zacznijcie od słodkiego przedmieścia. W Charleroi znajduje się klasztor Karmelitów przekształcony w piękne muzeum fotografii. Odwiedzając je możecie zobaczyć makiety i plany budynku, który już wkrótce zostanie otwarty. Będzie to centrum audiowizualne z prawdziwego zdarzenia. Na razie mamy do czynienia z przytulnym muzeum w kościele i krużgankach. I prawdę mówiąc, można tu poczuć się szczęśliwym. Wystarczy przejść się po wystawie Joela Meyerowiza i przyjąć do siebie całą ikoniczność Nowego Jorku, jaką prezentują zdjęcia z wnętrza klasztoru.

Nowy Jork pod Brukselą

Czasowa wystawa Meyerowitza to Ameryka w pigułce. Wyraziste kolory, diner z sałatką z tuńczyka, cadilac, hotel z basenem, sielankowe wakacje nad morzem, grill... Dziwny dym wydobywający się ze studzienek w NY i punctum w postaci oczka na pończosze elegancko ubranej kobiety. Wszystko co chcielibyście zobaczyć w Nowym Jorku, gdybyście tam trafili po raz pierwszy... Meyerowiza uzupełnia tym razem w Charleroi młody fotografik Marc Wendelski, który zamiast nasycenia kolorem oferuje przepalone biele. Na szczęście jego prace mają spójny charakter i widać, że Marc zapowiada się na całkiem ciekawego artystę.

Smutne miasteczko

Opuścicie przesłodzone przedmieścia! Pojedziemy podbić miejsce, które aż jęczy za „starymi dobrymi czasami”. Zamrożone budynki, szyldy i inne świadectwa świetnych dla miasta lat ’70 straszą w tym momencie brudem, toporną bryłą, byciem nie vintage lecz mocno demode. Największe rondo w centrum miasta straszy pomnikiem przedziwnego, krzywego komiksowego zwierzaka w różowe plamki... Charleroi słynie z nieistniejącego formalnie, lecz faktycznie zbudowanego, niedziałającego jednak metra. Jego stacje ze zdumieniem oglądają nieliczni przybysze, czesto nie wiedząc, że stacje są „bez pokrycia”, że prowadzą do kanałów, które nigdy nie stały się torowiskami. Centrum miasta to dzielnica emigrantów i brzydactw architektonicznych. Sklepów za jeden Euro oraz pąsowych sukni ślubnych na przemian z cateringiem. Stacjonujące w mieście trzy (SIC!) wesołe miasteczka są jak cyrk u Felliniego... Rodzice, którzy nie mają pieniędzy dają dzieciom na hotdoga, który potem ląduje na ich koszulce i tak dalej.

Post Reality

W tym bardziej fascynującym niż Las Vegas mieście ma swoją siedzibę B.P.S. 22 – jeśli pamiętacie P.S. 1 z Nowego Jorku – jedno z najciekawszych centrów sztuki współczesnej na świecie – to dobrze powinna Wam się skojarzyć nazwa. W wielkiej hali pofabrycznej pomiędzy budynkami Universite du Travaill znajduje się centrum sztuki monumentalnej. Trudno nazwać to miejsce galerią, muzeum, powierzchnią wystawienniczą – zwłaszcza, kiedy w środku znajduje się taka wystawa jak „Post Reality” Wanga Du.

Sztuka z Azji – na którą na świecie jest niezwykły boom – charakteryzuje się niezwykłą symboliką i rozmachem. U Wanga Du rozmach – to gigantyczne szare leopardy pędzące pod sufitem i 80 – metrowe łóżko-kołyska, z pościelą w telewizory... Kiedy ośmielisz się na nim położyć , newsy zaatakują z ekranów podwieszonych w pękach z sufitu...

Najgorsze jednak jest to, że wychodząc z B.P.S. 22 nie będziecie mieli wcale wrażenia, że „Post Reality” jest już za Wami. Uważajcie na autostradzie!!!

ZOBACZ TEŻ

Specjalnie dla serwisu kobieta.wp.pl prosto z Brukseli nasza korespondentka Agnieszka Kozak
Dziennikarka, robi doktorat z gender i queer studies. Zajmuje się lokalnymi odmianami globalnych trendów, seksem i seksualnością w kulturze popularnej czasem krytykuje sztukę i fotografię, ale głównie nałogowo kupuje buty…

Źródło artykułu:WP Kobieta