Odkryj siebieNajpierw euforia, potem płacz. "Gdy wracałam, miałam napady paniki"

Najpierw euforia, potem płacz. "Gdy wracałam, miałam napady paniki"

Zakupoholizm to poważne uzależnienie - zdjęcie poglądowe
Zakupoholizm to poważne uzależnienie - zdjęcie poglądowe
Źródło zdjęć: © Getty Images | wera Rodsawang
17.11.2023 10:00, aktualizacja: 06.12.2023 10:25

Kupują nawet kilka razy w tygodniu. Mimo że półki w ich szafach są wypełnione po brzegi, nadal chodzą po sklepach albo śledzą przeceny w sieci. - Kiedyś otworzyłam szafę i nie mogłam znaleźć białej koszuli. W ręce wpadły mi dwie niebieskie. Identyczne. Jedna nadal miała metkę - przyznaje Jagoda, która z zakupoholizmem walczyła przed dwa lata.

Myszkowanie między półkami lub wertowanie stron w celu znalezienia najlepszej promocji daje im ogromną dawkę adrenaliny. Później, już przy samym zakupie, pojawia się radość i dreszczyk emocji - w końcu udało im się "dorwać" wymarzoną, wyszukaną rzecz. I to jeszcze w okazyjnej cenie! Niestety, potem zaczynają się schody.

Sterty ubrań ledwo mieszczą się w szafie. Na maila przychodzą powiadomienia przypominające o spłacie odroczonej raty. Tymczasem w koszyku online ląduje torebka w okazyjnej cenie - przeceniona z 700 zł na 300.

- Zakupoholizm to kompulsywna potrzeba robienia zakupów, co rozładowuje napięcie wewnętrzne, ale niestety, tylko chwilowo. Fakt, że wydajemy za dużo, powinien być dla nas sygnałem ostrzegawczym. Może to oznaczać, że kupujemy nowe rzeczy tylko dla samego procesu nabywania - ostrzega psycholożka, założycielka Fundacji Be Calm, Izabela Czarnecka.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wystarczyło kliknąć, a wszystko przywożono pod same drzwi. "Wpadłam w spiralę"

Jagodzie udało się wyjść z nadmiernego kupowania po dwóch latach walki. 30-latka wspomina, że zakupami próbowała sobie w pewien sposób zrekompensować rozstanie z partnerem. Nowe przedmioty, które wypełniały coraz szybciej zakamarki jej mieszkania, z początku działały jak plaster.

- Kiedyś otworzyłam szafę i nie mogłam znaleźć białej koszuli. W ręce wpadły mi dwie niebieskie. Identyczne. Jedna nadal miała metkę. To wtedy poczułam, że chyba jednak mam problem - wspomina. Nie to jednak było najgorsze.

30-latka dodaje, że chodzenie po sklepach i przeglądanie stron internetowych zajmowało ją, gdy przeżywała najgorszy czas w swoim życiu. Dowiedziała się o zdradzie wieloletniego partnera i podjęła decyzję o rozstaniu. Przeprowadziła się do innego mieszkania i zaczęła buszować po sklepach.

- Chodziłam też po sklepach z dodatkami do wnętrz, aby urządzić wymarzone cztery kąty, w których na nowo odnajdę dom. Potem wybuchła pandemia i zaczęłam kupować online, korzystając przy tym z odroczonych płatności. Jakie to było wygodne! Od razu realizowałam wszystkie zachcianki, za które mogłam zapłacić dopiero za miesiąc - dodaje.

W tym momencie historia Jagody robi się poważna. Kobieta żyła od pierwszego do pierwszego, spłacając jedne zadłużenia i zaciągając kolejne.

- To nie miało końca. Wpadłam w spiralę. Pamiętam, że zadzwoniłam z płaczem do przyjaciółki i kazałam jej przyjechać. Razem odinstalowałyśmy wszystkie newslettery, aplikacje na telefon i usunęłyśmy mnie ze stron oferujących odroczone płatności. Potem dokładnie przejrzałyśmy każdy kąt mieszkania. Zrobiło mi się słabo, gdy podliczyłyśmy, ile pieniędzy wydałam na kompletnie niepotrzebne rzeczy - dodaje.

Kolejnym krokiem było ograniczenie social mediów, gdzie często wyświetlają się reklamy sklepów oraz promocyjne oferty. Jagoda podkreśla, że gdyby nie pomoc bliskich, do dziś miałaby problem. Z przyjaciółką wymyśliły cotygodniowe sprawozdania z niepotrzebnych wydatków, które zapisywała w tabelce. Każde wydane pieniądze były odejmowane z budżetu na wymarzone wakacje.

- Po roku udało mi się uzbierać na wymarzoną wycieczkę. Do dziś stosuję ten system, bo wiem, że bez jasno postawionego celu znów mogłabym popaść w internetowe zakupowe szaleństwo - przyznaje.

W pierwszej chwili nie posiadała się z radości. W domu kończyła z płaczem

Agnieszka uwielbia czytać magazyny modowe. Uważnie śledzi trendy, a oglądanie pokazów w sieci to jej hobby. Niestety, ma też świadomość, jak dużo wydaje na ubrania i dodatki, które po kilku założeniach lądują na dnie komody.

- Przechodzę obok tych pięknych witryn w centrach handlowych i nie mogę się powstrzymać. Ten dreszcz emocji, gdy wypatruję kolczyki, kozaki albo bluzkę w wymarzonym kolorze. W szafie nie znajdziecie u mnie ani jednego wolnego wieszaka. W zasadzie w szafach, bo mam je trzy. I komodę - wylicza.

Rozmówczyni WP Kobieta przyznaje, że zdaje sobie sprawę ze swojego problemu. Jednak potrzeba zakupu na ten moment jest od niej silniejsza.

- Nic mi nie zastąpi tej radości, gdy wracam do domu z nową rzeczą. Potrafię jednak później usiąść na podłodze i się rozpłakać, bo naprawdę nie mam już miejsca na kolejną parę butów. Ale były takie piękne! Do tego jestem chomikiem i niezwykle trudno mi pozbywać się rzeczy. Zdarzyło mi się już jednak kilka razy, że gdy wracałam ze sklepu, miałam napady paniki. Krzyczałam na siebie w duchu: Po co znowu wydałaś pieniądze?! - przyznaje kobieta.

Zakupoholizm to też nałóg. Utrata kontroli nad budżetem to ważny sygnał ostrzegawczy

Psycholożka Izabela Czarnecka podkreśla, że kupowanie nowych rzeczy uruchamia mechanizm nagrody. Pomaga też rozładować napięcie wewnętrzne, ale tylko chwilowo. Z tego powodu tak wiele osób ma problemy ze zwalczeniem ciągłego nabywania różnych rzeczy. Nie jest to jednak niemożliwe.

- Istnieją pewne metody, które mogą pomóc nam kontrolować proces zakupowy. Przede wszystkim warto ustalić budżet, który przeznaczamy np. na tygodniowe wydatki. Dobrym sposobem jest też wybieranie się na zakupy tylko z przygotowaną wcześniej listą. Pomimo silnych emocji i trików marketingowych, starajmy się jej trzymać - tłumaczy ekspertka.

Psycholożka dodaje, że warto też robić porządki, aby uświadomić sobie, ile rzeczy już posiadamy. Przypomnieć o tych zapomnianych. Z racji wspomnianego mechanizmu nagrody dobrze jest znaleźć inne aktywności, które sprawią przyjemność i będą źródłem nowych korzyści.

Kiedy zakupy stają się ucieczką…

Izabela Czarnecka wyjaśnia, że nadmierny konsumpcjonizm może być objawem innych trudności lub sposobem na obniżony nastrój i ucieczkę od negatywnych myśli.

- Uświadomienie sobie problemu jest koniecznym krokiem do wprowadzenia zmian. Kiedy martwimy się o kogoś, warto to przedyskutować. Pamiętajmy, że takie rozmowy powinny być zawsze prowadzone w delikatny sposób. Można np. zaoferować inną formę spędzenia czasu, pomoc w porządkach czy organizacji budżetu - wylicza.

Psycholożka dodaje, że w niektórych przypadkach problem z zakupami może być jednak bardziej zaawansowany - wewnętrzny przymus zakupów wręcz niemożliwy do pohamowania. W takiej sytuacji dobrze jest rozważyć konsultację ze specjalistą, który zaproponuje odpowiednią formę terapii.

Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (146)
Zobacz także