Nie-pełno-sprawna
Małgosia Hałas-Koralewska nie jest niepełnosprawna. Nie jest nawet poprawną politycznie osobą z niepełnosprawnością. Ona jest nie-pełno-sprawna.
01.04.2015 | aktual.: 02.04.2015 14:55
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Małgosia Hałas-Koralewska nie jest niepełnosprawna. Nie jest nawet poprawną politycznie osobą z niepełnosprawnością. Ona jest nie-pełno-sprawna.
"Nie" - bo taki przedrostek daje jej zdiagnozowana chondrodystrofia (choroba genetyczna, która powoduje niskorosłość i zaburzenie budowy chrząstek nasadowych), 130 cm wzrostu, a przede wszystkim - orzeczenie o znacznym stopniu niepełnoprawności, przyznane na stałe.
"Sprawna" na tyle, by zdobywać tytuły mistrzyni świata, Europy i rekord Polski w wyciskaniu ciężarów, przywozić do domu z różnych zakątków kraju i świata puchary i medale. Ile? - Teraz mnie zaskoczyłaś… Pucharów mam z pięćdziesiąt, medali jeszcze więcej, w tym z 40 będzie na pewno - przyznaje Gosia.
A "pełno" - bo w szranki staje nie tylko z zawodniczkami paraolimpijskimi, ale i sprawnymi. Można by nawet pójść dalej i dodać "nad-sprawna", w końcu wyciska już dwa razy więcej, niż waży.
Srebro, złoto, a potem nic
Gosia ma 28 lat, pochodzi ze Strzelina, ale szkołę średnią (z internatem) skończyła we Wrocławiu, konkretnie w CeKiRON-ie, czyli Centrum Kształcenia i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych przy Diakonii Diecezji Wrocławskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego.
Sportem interesowała się tyle o ile, trochę pobiegać na wuefie, porozciągać się, pograć w zbijaka. Aż któregoś dnia w korytarzu zaczepił ją Ryszard Tomaszewski, sztangista, wielokrotny medalista igrzysk paraolimpijskich. "Obciął" ją wzrokiem z góry na dół i zaproponował: przyjdź na trening, chwycisz sztangę, zobaczysz. - Stwierdził, że mam dobre warunki fizyczne, mam rozbudowaną górę, mogę dźwigać ciężary. Poszłam raz, poszłam drugi raz, kolejny, za jakieś pół roku pojechałam na zawody, zdobyłam medal, później następny, zawsze srebro, czasami złoto - wspomina Gosia.
To wszystko jako juniorka. Gdy skończyła 23 lata i przeskoczyła do kategorii seniorów, skończyło się też coś innego. Motywacja? Czas? Zapał? Mariusz Oliwa, trener kadry paraolimpijskiej, zagaduje: - Pamiętasz pierwszy rok startu w MP? Nie pamiętasz (śmiech). Po tym, jak Gosia wystartowała, miała różne perypetie. Nie mogła się zdecydować, czy startować, czy nie startować, miała większe przerwy w treningach, po kilka tygodni.
- Medali było coraz mniej, skończyłam szkołę, nie mieszkałam już w internacie, więc nie miałam gdzie trenować. Poszłam do pracy, na kasę w Carrefourze, więc i czasu zaczynało brakować. Powoli gasłam - wspomina Gosia.
Wydawało się, że czasy jej sportowej świetności odeszły. Ale dwa lata temu na forum dla osób z niepełnosprawnością zagadnął ją pewien chłopak. - Okazało się, że też jest sportowcem, zgadaliśmy się przypadkiem, że trenowaliśmy w tym samym klubie, ale się mijaliśmy, ja już później w ogóle przestałam trenować To on we mnie na nowo sport zaszczepił - wyjaśnia Gosia. Dziś są małżeństwem.
Na nową "życióweczkę"
W grudniu 2013, w czasie VII Dolnośląskich Zawodów Kadetów i Juniorów w wyciskaniu sztangi na ławeczce Gosia wygrywa, wyrównując rekord Polski – 93 kilogramy. Pół roku później, w lipcu 2014 roku na swoim profilu na Facebooku rzuca: "100 kg x 3 poszło!".
W listopadzie na IV Integracyjnych Mistrzostwach Opolszczyzny Przylesie podnosi 112,5 kilo. To jej drugi najlepszy wynik w życiu - wcześniej, we wrześniu w czasie Svidnik Cup na Słowacji wycisnęła 115 kilo. Po nowym roku wpis będzie już nieaktualny. Teraz, w marcu 2015 roku, to wszystko jest nieważne, teraz wyciska 120 kilo. Na nową "życióweczkę" szykuje się podczas Mistrzostw Świata WPF, w październiku będzie broniła tytułu Mistrzyni Świata.
Jako utytułowana sportsmenka, w 2014 roku Gosia dostała wyróżnienie w konkursie "Człowiek bez Barier", organizowanym przez magazyn "Integracja".
Jego uczestnicy pokazują nowy wymiar słów "pomimo" niepełnosprawności: odnoszą sukcesy w biznesie, sporcie, sztuce, działają w trzecim sektorze albo środowisku lokalnym.
Gosię można by zakwalifikować w tym konkursie nawet do więcej niż jednej kategorii. Niezliczone medale i puchary sportowe to raz, dwa - aktywność lokalna, na przykład latem 2014 roku zorganizowali razem z mężem w Strzelinie festyn sportowy, regularnie też wspierają Fundację Dom Pełen Serca, która organizuje rodzinne domy dziecka. Po wręczeniu nagród na Zamku Królewskim w Warszawie, w rozmowie z portalem mojstrzelin.pl stwierdziła: - To najważniejsze wyróżnienie w moim życiu. Cieszy to, że ludzie widzą, co robię. Tym bardziej, że tym razem zwycięstwo nie zależało ode mnie tylko od tego, jak mnie postrzegają.
W styczniu za ubiegłoroczne osiągnięcia Gosia została wyróżniona przez ‘’Słowo Sportowe’’ w plebiscycie na najlepszego sportowca niepełnosprawnego Dolnego Śląska. - To był pierwszy plebiscyt, w jakim startowałam, i mój pierwszy bal sportowca, ale nie ostatni! - zapewnia.
4,5 tony dwa razy dziennie
Jej plan dnia jest ściśle ustalony - co nie znaczy monotonny. I tak: pobudka skoro świt, po szóstej, lekkie śniadanie, na przykład płatki owsiane, generalnie - coś lekkostrawnego, bo o siódmej Gosia już jest w ruchu.
- Rano mam trening obwodowy, robię 6-8 ćwiczeń po 12 powtórzeń, jedno po drugim bez przerwy. I tak przez dwie godziny - opowiada. Potem szybki prysznic i kilka godzin przy komputerze - Gosia pracuje na zlecenie firmy sprzątającej, wyszukuje przetargi, wklepuje dane, wysyła maile. Potem obiad, zazwyczaj pierś z kurczaka, ryż i warzywa, a po 18 kolejny trening, tym razem siłowy, dwie godziny ze sztangą i dużym obciążeniem. Jak kiedyś obliczyła, na jednym podnosi łącznie jakieś 4,5 tony. W międzyczasie jeszcze zagląda do swojego klubu, który niedawno otworzyła razem z mężem, dogląda trenujących. - Na siłowni spędzam dwanaście godzin dziennie - śmieje się.
Niby się kobiet o wiek, a tym bardziej wagę nie pyta, ale dla Gosi to drugie to chleb powszedni. Od tego zależy, w jakiej kategorii wagowej będzie startowała - i jakie będą jej szanse. Razem z mężem i trenerem Mariuszem Oliwą wspominają jeden z jej startów w mistrzostwach Europy.
- Dwa tygodnie przed startem sprawdziliśmy listę startową w kategorii wagowej od 67 kilo i okazało się, że jest na niej zawodniczka, która robi 100 kilo po trzy razy. Wiedziałam więc, że nie mam szans na złoto, ale w wadze do 60 kilo rekord świata był 85 kilogramów, więc co robimy? Zbijamy 5,5 kilograma w dziewięć dni - wspomina Gosia. Jej dieta-cud to: mniej węglowodanów, więcej białka, codziennie dodatkowo 45 minut na bieżni. Cud z małym haczykiem. - Zajechaliśmy na mistrzostwa, Gosia trzy godziny przed startem staje na wadze i okazuje się, że ma 570 gram nadwagi - wtrąca jej mąż Maciej, a Gosia dalej buduje napięcie. - No to trzy pary dresów, czapka, bluza, dwa kaptury, a było takie słońce, że Matko Boska! I 45 minut biegania wokół kortu tenisowego, a później do hotelu na 10 piętro schodami, 40 minut w saunie i modlitwa do Boga o cud - opowiada. Tym razem cud jest z nawiązką. - Półtora kilo w cztery godziny - pręży się dumnie sportsmenka. I dodaje: - Za to później - amok jedzenia, uzupełnianie
węglowodanów. To jedna z niewielu sytuacji, kiedy mogę jeść to, na co naprawdę mam ochotę.
Poza zawodami dwa-trzy razy w tygodniu Gosia jeździ też do Wrocławia, 50 kilometrów w jedną stronę. Miesięcznie nadrabia więc kawał drogi, ale to konieczność. - Trenuję na specjalistycznej ławie dla niepełnosprawnych, ponieważ na olimpiadzie również będę na takiej startować i muszę się przyzwyczaić na niej wyciskać. Na własną mnie nie stać, bo to koszt około 4 tysięcy złotych - wyjaśnia.
Pierwszy duży krok do Rio
Marzenie o własnej specjalistycznej ławeczce wciąż się oddala, bo znaczną część kosztu wyjazdów na zawody Gosia musi pokrywać z własnej kieszeni. A tylko w ubiegłym roku zaliczyła 20 startów, od lokalnych po globalne. - Nie wygrałam dwa czy trzy razy - przyznaje. To znaczy, że w tych dwóch czy trzech przypadkach musiała zadowolić się "tylko" srebrem. Pierwszy duży krok do Rio już wykonała: w Dubaju (Zjednoczone Emiraty Arabskie) zdobyła puchar świata IPC. Radny ze Strzelina Damian Serwicki na wieść o kolejnym złotym medalu w kolekcji Gosi na jej profilu na Facebooku napisał: "Kiedy na zawody jedzie Gosia Hałas, to reszta walczy o srebro".
Takich jak w Dubaju medali Gosia ma do zdobycia jeszcze cztery. To punkty, które musi zaliczyć w drodze do celu, czyli złota na igrzyskach paraolimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku. Jak wyjaśniła w programie "Rozmowy kulturalne": - Nie chcę tam jechać tylko po to, żeby robić za statystę, tylko żeby naprawdę walczyć o medal. Marzenia są po to, żeby je spełniać.
Aneta Wawrzyńczak/WP Kobieta