"Notorycznie się nie wysypiałam". Po dwóch latach odkryła przyczynę
- Przez ostatni rok budziłam się rano z bólem brzucha, wracałam bez siły i energii, byłam obojętna i apatyczna. To wpłynęło na całe moje życie - mówi Monika, która cierpi na syndrom wypalenia zawodowego. Naukowcy z UJ stworzyli narzędzie do walki z tym niebezpiecznym zjawiskiem.
- Zaczęło się od ścisku w żołądku każdego poranka. Z każdym dniem ból zaczynał być tak silny, że budził mnie na długo przed rozpoczęciem pracy. W efekcie notorycznie się nie wysypiałam - mówi w rozmowie z WP Kobieta Monika, u której zdiagnozowano zespół wypalenia zawodowego.
Naukowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego zaprezentowali innowacyjne rozwiązanie do walki z tym problemem. Platforma StrongUJ powstała w wyniku trwających kilka lat badań. Pozwala na wstępną ocenę ryzyka wypalenia, zawiera materiały i ćwiczenia mające na celu samodzielną pracę nad poprawą dobrostanu, a także umożliwia bezpośredni kontakt ze specjalistami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Praca pachniała niepokojem
- Budynek, w którym pracowałam, mieścił się w centrum miasta. Niedaleko było sporo kawiarni, barów, dyskotek. Nigdy jednak nie umawiałam się w tym miejscu. Samo przejście tą ulicą sprawiało, że moje mięśnie zaczynały się napinać i oblewał mnie zimny pot. Gdy w któryś weekend musiałam pokonać podobną trasę do tej, która prowadzi mnie do mojej pracy, czułam ten charakterystyczny lęk i niepokój. Co więcej, napięcie wywoływał we mnie sam zapach miejsca, w którym mieściła się moja praca. Do teraz pamiętam tę charakterystyczną woń, którą czułam po przekroczeniu progu - opowiada.
Monika przepracowała tam dwa lata. Przez pierwsze trzy miesiące wszystko wydawało się w porządku. Dostała dobrze płatną posadę w dużej, międzynarodowej korporacji. W pracy używała trzech języków obcych, miała za zadanie kontaktować się z klientami i przedstawiać im nowe oferty. - Żaden nachalny marketing czy dzwonienie do przypadkowych osób - dodaje, przyznając, że było to dla niej ważne przed podjęciem decyzji o przyjęciu pracy.
Mijały miesiące, a ona czuła się coraz gorzej. Pracy było coraz więcej, targety coraz wyższe, kilka osób odeszło z pracy, więc ona musiała tymczasowo przejąć ich obowiązki. Do tego atmosfera była grobowa. Menadżerowie dostali informację "z góry", że firma nie osiągnęła zakładanych celów finansowych i wprowadzili "zaostrzone metody kontroli".
- Doszło do tego, że musiałam wykonywać 120-150 telefonów tygodniowo. Klienci pochodzili z różnych krajów, więc co chwilę przestawiałam się na inny język. Każde z połączeń musiało trwać co najmniej siedem minut. Zdarzali się też tacy, którzy narzekali na mój akcent, chcieli rozmawiać z kimś, kto jest native speakerem, a nie "dziewczyną z Europy Wschodniej".
Wszystkie połączenia były nagrywane i systematycznie odsłuchiwane przez menadżerów. - Co chwila wytykali nam błędy, np. że użyłam złego sformułowania.
Mechanizmów kontroli było dużo więcej. - W pracy mieliśmy zakaz używania telefonów. Mogliśmy zrobić to jedynie raz podczas 15-minutowej przerwy i to jedynie w kuchni lub na tarasie. Kierownik stwierdził, że wyjątkiem może być jedynie sytuacja, w której ktoś z naszych bliskich zmarł lub nagle zachorował. Gdy kolega odebrał telefon, usłyszał: "Czy twojej żonie lub dzieciom stało się coś poważnego? Bo jak nie, to nie widzę powodu, dla którego wyciągnąłeś komórkę".
Zabójczy duet - perfekcjonizm i ambicja
Monika wytrzymała w firmie dwa lata. - Dopiero będąc na skraju wytrzymania, udałam się do psychologa. Diagnoza była jednoznaczna: "wypalenie zawodowe" i "skrajne wyczerpanie". Przez ostatni rok budziłam się rano z bólem brzucha, wracałam bez siły i energii, byłam obojętna i apatyczna. To wpłynęło na całe moje życie - mówi.
- Nie miałam siły na kontakty społeczne. Przez to również rozpadło się kilka moich znajomości. Niektórzy nie rozumieli, dlaczego nie mam siły na imprezy, wyjścia na miasto, dlaczego nie chcę rozmawiać z nowymi ludźmi. A ja byłam po prostu przebodźcowana. W pracy czułam się jak robot, który nie może mieć gorszego dnia, zawsze musi wypełnić target na 100 proc., bo kartka z wynikami wisiała na tablicy przy wejściu - wspomina.
Od psychologa dowiedziała się, że na jej stan wpłynęło kilka czynników. - Oprócz niesprzyjającego środowiska pracy, problemem były również moje perfekcjonizm i ambicja. Zawsze byłam najlepszą uczennicą, chciałam wypełniać swoje obowiązki na 100 proc. Nierealne targety sprawiły jednak, że osiąganie wyników było ponad moje siły, nie radziłam sobie z tym, że nie udaje mi się wywiązać perfekcyjnie ze wszystkich obowiązków. Bardzo to przeżywałam.
- Kolejnym problemem, który doprowadził mnie do takiego stanu, był kontrolujący styl zarządzania. Jak dowiedziałam się na psychoterapii, to odbierało mi sprawczość, poczucie, że sama mogę zarządzać swoim czasem, organizować pracę w sposób, który jest dla mnie najkorzystniejszy. Czułam się jak trybik w maszynie, który musi działać według narzuconych z góry schematów - tłumaczy była pracownica.
Coraz więcej Polaków wypalonych zawodowo
Aż 29 proc. polskich specjalistów i menedżerów deklaruje, że odczuwa syndrom wypalenia zawodowego - pokazuje najnowsze badanie Hays Poland, które zostało przeprowadzone na przełomie sierpnia i września 2024 r. wśród niemal 1000 specjalistów i menadżerów.
Psycholog Barbara Wesołowska-Budka, właścicielka Poradni Zdrowia Psychicznego "Psychoklinika", autorka profilu na Instagramie @psychoterapia_i_zycie, przyznaje, że coraz więcej osób zgłasza się do niej z syndromem wypalenia zawodowego.
- Czują, że ich praca przestała sprawiać satysfakcję, a codzienność staje się dla nich źródłem stresu i frustracji. Te osoby często opowiadają o poczuciu bezradności, zmęczeniu, a nawet emocjonalnym odcięciu od tego, co kiedyś sprawiało im przyjemność. Takim przykładem jest lider w firmie korporacyjnej, który po kilku latach bez przerwy w pracy zaczął czuć się wypalony - przestało mu zależeć na wynikach, zaniedbywał relacje rodzinne, a nawet zaczął doświadczać problemów zdrowotnych związanych ze stresem.
Psycholog podkreśla, że syndrom wypalenia zawodowego może dotknąć każdego, niezależnie od stanowiska czy branży, ale są pewne grupy, które są na niego bardziej narażone.
- Osoby pracujące w zawodach związanych z opieką nad innymi, nauczyciele, lekarze, pielęgniarki, a także osoby pracujące w korporacjach na wysokich stanowiskach, często zgłaszają symptomy wypalenia. W takich przypadkach presja, odpowiedzialność i wymagania dotyczące osiągnięć bywają ogromne.
Co istotne, nie tylko środowisko pracy ma wpływ na to, czy ktoś doświadczy wypalenia. - Nasza psychika, sposób radzenia sobie z emocjami, stresorami i trudnymi sytuacjami również odgrywa ogromną rolę. Wypalenie zawodowe to często efekt kumulacji różnych czynników. Presja, nadmiar obowiązków, brak uznania w pracy – to wszystko może prowadzić do wypalenia. Ale również nasza wewnętrzna tendencja do perfekcjonizmu, brak umiejętności odpuszczania czy radzenia sobie ze stresem - mówi Barbara Wesołowska-Budka.
O tym, że niektóre osoby są bardziej narażone na syndrom wypalenia, mówi również dr hab. Katarzyna Golonka, prof. UJ, współautorka platformy wsparcia psychologicznego StrongUJ. - Są pewne cechy, które mogą predysponować do wypalenia, np. nieadaptacyjny perfekcjonizm, w którym mając wysokie standardy, jednocześnie nie dajemy sobie przyzwolenia na popełnianie błędów i obwiniamy się za nie, co jeszcze bardziej potęguje stres i presję - wymienia w rozmowie z Wirtualną Polską.
Podkreśla, że w grę wchodzą również niefunkcjonalne style radzenia sobie ze stresem. - Mowa tu o uciekaniu w używki, brak wystarczającej regeneracji, zacieranie granic między życiem zawodowym a prywatnym. Jeśli mamy tendencję do obwiniania siebie lub innych, katastroficznych interpretacji, na pewno nie pomaga to w radzeniu sobie z nadmierną presją - tłumaczy dr hab. Katarzyna Golonka.
Nieleczone wypalenie zawodowe może prowadzić do poważnych konsekwencji. - To m.in. depresja i stany depresyjne, którym towarzyszą często myśli rezygnacyjne, niekiedy myśli samobójcze. Czasem stan pacjenta wymaga leczenia szpitalnego.
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski