Opisała zbrodnie z Podhala. "Ta książka nie ma ich stygmatyzować"

- Chciałam dowiedzieć się, kim są dzisiaj, jak zostali przyjęci przez społeczeństwo, czy potrafili się odbudować - mówi Wirtualnej Polsce Beata Sabała-Zielińska, autorka książki "Kryminalne Zakopane. Najgłośniejsze zbrodnie Podhala".

Sabała-Zielińska napisała książkę o podhalańskich zbrodniach
Sabała-Zielińska napisała książkę o podhalańskich zbrodniach
Źródło zdjęć: © AKPA

22.10.2024 06:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski: We wstępie "Kryminalnego Zakopanego" czytamy, że do napisania książki skłoniła panią osobista historia - zabójstwo dziadka.

Beata Sabała-Zielińska, dziennikarka, autorka książki "Kryminalne Zakopane. Najgłośniejsze zbrodnie Podhala": Tak, to miało znaczenie, choć co warto podkreślić, w mojej rodzinie nie karmiło się tej historii jakąś złą energią, próbą stygmatyzacji zabójcy, więc umknęło nam dużo ważnych faktów. Mówiąc szczerze, zostało ich tak niewiele, że dziś mam żal, głównie do samej siebie, że gdy jeszcze żył mój tata, za mało dopytywałam o szczegóły tej sprawy. A teraz już ich nie odtworzę, bo akta zaginęły. W związku z tym nigdy nie poznam historii zabójstwa mojego dziadka, tak jak poznałam sprawy zabójstw, które opisałam w "Kryminalnym Zakopanem".

Jak wyglądał proces tworzenia tej książki?

Ta praca była trudna, ale bardzo ciekawa. Policjanci śledczy, którzy stanowią oś książki, podpowiedzieli mi, jakie historie warto opisać. Żeby zrobić to dobrze, czyli zgodnie ze sztuką dziennikarską, musiałam sięgnąć po akta sądowe. Nigdy wcześniej nie opisywałam spraw na podstawie akt, nie znałam więc dobrze języka prawniczego. Jedynie w zakresie, w jakim był mi potrzebny, gdy pracowałam jako reporterka radiowa.

Okazało się, że to benedyktyńska robota, wymagająca skupienia i uważności. Przyznam, że na początku tej pracy miałam momenty, gdy czując się znużoną i przytłoczoną, próbowałam przeskoczyć parę stron, szybko jednak okazywało się, że traciłam przez to ciągłość zdarzeń, bo właśnie tam pojawiał się jakiś zaskakujący szczegół. Nie można było iść na skróty.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Dużą popularnością cieszą się podcasty true crime. Czerpała pani z nich wiedzę?

Ostatnio rzeczywiście jest boom na historie kryminalne. Sama pracując nad książką, również ich słuchałam i, niestety, muszę przyznać, że mało w nich jest prawdy. Głównie z tego powodu, że historie te opowiadane są na podstawie doniesień medialnych. A przecież policja często nie podaje szczegółów dochodzenia.

Przytoczmy sprawę Pawła H., który zabił w Tatrach 22-letnią studentkę. To była wstrząsająca historia, bo zawsze wydawało się, że te Tatry są miejscem, gdzie nic nam nie grozi, gdzie człowiek człowiekowi jest bardziej ludzki. W tej zbrodni policjanci szybko znaleźli sprawcę, ale nie mieli najważniejszego dowodu, czyli ciała 22-latki. Musieli więc sprytnie to rozegrać. Przekonali zabójcę, że wszystko już wiedzą i nic ich nie zaskoczy, a wizja lokalna to formalność. I tak Paweł H. sam zaprowadził ich do ciała i dopiero kiedy zobaczył, że to miejsce jest nienaruszone, zdał sobie sprawę, że został złapany w pułapkę.

Z podcastu tymczasem dowiadujemy się, że funkcjonariusze ujęli sprawcę i bez jego udziału znaleźli ciało. Mało tego, czuwali nad ciałem całą noc, by rano doprowadzić tam zabójcę. Myślę więc, że fani true crime, którym wydaje się, że wiedzą już wszystko o niektórych opisanych przeze mnie historiach, będą mocno zaskoczeni tym, co przeczytają w "Kryminalnym Zakopanem".

W publikacji znajdziemy bardzo dokładne opisy działań policji, sądów. Jest też komentarz ekspercki. To nie jest wyłącznie zbiór mrożących krew w żyłach opowiadań.

Zależało mi na tym, aby czytelnik sam podążał za faktami, dowodami i działaniami sądów. Żeby zobaczył wszystkie mechanizmy dochodzenia do prawdy, a także te, które stosują prawnicy, by tę prawdę zatrzeć. Bardzo zależało mi także na tym, by czytelnik zobaczył, co dzieje się później, czyli po skazaniu winnego. Jak wygląda pokuta, więzienie. Myślę, że większość z nas wiedzę o odsiadywaniu wyroków czerpie z filmów amerykańskich. Niewielu ma świadomość, że nawet w Stanach Zjednoczonych więzienia nie wyglądają tak, jak przedstawiają to filmowcy. A polska rzeczywistość nijak się ma do tych wyobrażeń.

Chciałam, żebyśmy poznali prawdę, stąd w książce moja rozmowa na ten temat z prof. Pawłem Moczydłowskim. Myślę, że niejednego czytelnika wbije ona w fotel. Muszę przyznać, że w trakcie pisania miałam momenty, kiedy współczułam sprawcom. Sokrates uważał, że człowiek czyni zło z niewiedzy. Że ten, kto wie, czym jest dobro, nie może czynić zła. I coś w tym jest. Historie opisane w mojej książce to potwierdzają. Sprawcy, często, choć nie jest to regułą, sami są skrzywdzeni. Mają ogromne deficyty emocjonalne. Wychowywali się bez wzorców, często byli odrzuceni i niekochani. To wielowarstwowe ludzkie historie.

W rozdziale "Zupa na kościach…" , o żonie zabijającej męża, można odnieść wrażenie, że zabójczyni jest ofiarą... swojej ofiary.

To oczywiście nie usprawiedliwia zabójstwa, żadnego, ale faktem jest, że bywają sytuacje, w których sprawca popełnia zbrodnię z bezradności. Z beznadziei, w której się znalazł i w której nikt nie przyszedł mu z pomocą. We wspomnianym rozdziale żona zabija męża, gdyż on znęcał się nad nią i jej rodziną od lat, a kobieta nie potrafiła znaleźć innego rozwiązania. Po dokonaniu zabójstwa Jadwiga spala zwłoki Staszka.

Cała ta opowieść jest rodzinnym dramatem. Mężczyzna miał problemy z alkoholem, o czym wszyscy dobrze wiedzieli. I tu pojawia się ważne pytanie i oskarżenie: gdzie byliśmy? Dlaczego nie pomogliśmy? My, jako społeczeństwo. Czytelnik zobaczy, w jak wielu opisanych przeze mnie zbrodniach byliśmy współwinni, bo zgrzeszyliśmy obojętnością, źle pojętą prywatnością innych.

Może to czas na poważną dyskusję o tym, jak się zachowywać w takich sytuacjach. Może powinno być również więcej dobrze działających instytucji, ośrodków terapeutycznych, państwowych, a nie tylko prywatnych. Wiem, że nareszcie dużo mówi się o reagowaniu na maltretowanie dzieci, ale problem dotyczy także dorosłych. I nie chodzi mi tu wyłącznie o ofiary.

Bardzo często to agresorzy potrzebują pomocy. Oni sami nie wiedzą, co zrobić ze swoją złością. Często zwyczajnie nie potrafią się jej pozbyć i ktoś musi im w tym pomóc. Słowem, my jako społeczeństwo powinniśmy być bardziej uważni, bardziej współczujący i uczyć się reagować na krzywdę bliźniego.

Kontaktowała się pani ze wszystkimi zbrodniarzami, których historie są opisane w książce.

Tak, spróbowałam do każdego dotrzeć. Niestety, nie do wszystkich się udało. Zrobiłam to z dziennikarskiego obowiązku. Chciałam oddać im głos, bo uznałam, że opisując ich historie, mają do tego prawo. Przy czym, jak podkreśliłam w książce i jak podkreślałam w rozmowie z nimi, nie tyle interesował mnie sam czyn (bo ten znałam z akt), ile to, co się stało z nimi po odbyciu kary. Chciałam dowiedzieć się, kim są dzisiaj, jak zostali przyjęci przez społeczeństwo, czy potrafili się odbudować.

Okazało się, że wszystkie te osoby, oprócz Pawła H., który odsiaduje dożywocie, świetnie sobie radzą, co jest trochę w sprzeczności z tym, co mówi o więzieniach profesor Moczydłowski. Może jednak nie jest aż tak źle? A może jest tak, jak powiedziała mi jedna z bohaterek książki: "Złego Kościół nie naprawi, dobrego więzienie nie zepsuje".

Nie bała się pani tych spotkań?

Nie bałam się ich w takim znaczeniu, że, jak sugerowali moi znajomi, stanie mi się coś złego. Bzdura. To są nie tylko zwyczajni, ale też całkiem sympatyczni ludzie. Oczywiście nie wszyscy. Mimo to te spotkania nie były dla mnie miłe, choć nie były też nieprzyjemne. Wszyscy odmówili zapisu rozmowy do publikacji i niechętnie wracali do przeszłości. I ja to rozumiem, dlatego nie naciskałam. Ta książka nie ma ich stygmatyzować. Ich historie posłużyły wyłącznie do tego, by pokazać nie tylko złożoność zbrodni, jej wielowymiarowość, ale też mechanizmy dochodzenia do prawdy i karania za sprawstwo.

Niedawno pojawiła się informacja, że prawnicy z pewnej kancelarii chcą zablokować rozpowszechnianie "Kryminalnego Zakopanego", twierdząc, że historia narusza dobra osobiste ich klienta.

Kancelaria nie zna treści publikacji, nad którą bardzo ciężko pracowałam przez dwa lata. Atakują mnie i wydawnictwo, nie mając żadnych podstaw. Wzywają mnie przy tym, żebym nie przenosiła sporu na łamy prasy, podczas gdy to oni sami rozpętali burzę, rozsyłając do sieci dystrybucji książek żądanie nierozpowszechniania publikacji. Wydawnictwo, co zrozumiałe, zareagowało na to oświadczeniem, które poszło do mediów. Mamy prawo bronić się publicznie, jeśli publicznie naruszane są nasze prawa i nasze dobra osobiste. 

Rozmawiała Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Komentarze (0)