Paulina Tyszewska "Lu", bezcenna agentka wywiadu II RP. Tak ją zwerbowano
W latach 30. XX wieku wysiłki polskiego wywiadu skupiały się głównie na Niemczech. Agenci pracujący dla II Oddziału Sztabu Głównego zdobyli w tym czasie wiele cennych informacji. Aż 60 proc. z nich pochodziło z Ekspozytury nr 3 w Bydgoszczy, którą kierował major Jan Żychoń. To właśni on pozyskał do współpracy Paulinę Tyszewską ps. "Lu".
15.09.2023 | aktual.: 19.09.2023 16:14
Abwehra, czyli niemiecka służba wywiadu i kontrwywiadu wojskowego, przez wiele lat uważała majora Jana Żychonia za najgroźniejszego przeciwnika nad Wisłą.
Sukcesy Żychonia
As polskiego wywiadu dał się we znaki zachodnim sąsiadom już w drugiej połowy lat 20. XX wieku, gdy jako kapitan pracował na Śląsku. Kiedy zaś w 1930 roku oficer stanął na czele Ekspozytury nr 3 w Bydgoszczy Niemcy planowali nawet porwanie oraz próbę zamachu na jego życie.
Nic z tego jednak nie wyszło, a Żychoń wraz podwładnymi odnosił coraz większe sukcesy. To właśnie on zorganizował słynną akcję Wózek. W jej trakcie latami potajemnie otwierano niemiecką pocztę przewożoną tranzytem kolejowym przez terytorium Polski.
Placówka kierowana przez Żychonia dostarczała aż 60 proc. informacji wywiadowczych z terenu Niemiec. Oficerowi udało się pozyskać również wielu cennych agentów. Wśród nich znalazła się także Paulina Tyszewska ps. "Lu".
Jak podkreśla profesor Piotr Kołakowski w książce pt. "W obliczu wojny" to właśnie dzięki niej powiodło się "dokładne rozpoznanie obsady personalnej oraz metod działania Abwehry na terenie Wolnego Miasta Gdańska".
Właśnie w tym mieście toczyła się najbardziej zacięta walka między polskimi a niemieckimi tajnymi służbami. Pozyskanie do współpracy Tyszewskiej miało kluczowe znaczenie, ponieważ "była ona kochanką, a następnie żoną oficera niemieckiego wywiadu kmdr. ppor. Reinholda Kohtza, który pełnił funkcję zastępcy szefa gdańskiej placówki Abwehry".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pierwsze próby werbunku
"Dwójka" rozpoczęła próby zwerbowania kobiety już wiosną 1935 roku. Starano się przy tym wykorzystać jej problemy finansowe. Wynikały one między innymi z przywłaszczania sobie towarów oraz z handlu nieclonymi produktami tytoniowymi w prowadzonym przez nią w Gdańsku sklepie z owocami. Z czasem jej sytuacja stawała się coraz trudniejsza. Zgodnie z tym, co pisze profesor Kołakowski:
"Świadczyły o tym znaczne zaległości za czynsz, wobec czego groziła jej eksmisja z mieszkania. Oficerowie Ekspozytury nr 3 obiecywali nie tylko pokrycie wszystkich długów, ale również sowite wynagrodzenie za współpracę oraz odwoływali się do jej polskiego pochodzenia. Żychoń brał nawet pod uwagę uprowadzenie. Nie cofano się też przed naciskami, utrudniając egzystencję krewnym Tyszewskiej, mieszkającym w miasteczku Nowe w powiecie świeckim na Pomorzu. Dążono, aby jej szwagier Brunon Brucki skłonił ją do przyjazdu do Polski".
Kobieta jednak uparcie odmawiała. W tej sytuacji zaczęto namawiać Bruckiego, aby uprowadził syna Tyszewskiej i Kohtza. Żychoń wychodził bowiem z założenia, że "tam gdzie dziecko, przybędzie też matka". Według zachowanych relacji major miał nawet pobić mężczyznę, gdy ten po raz kolejny odmówił porwania chłopca.
Zobacz także
Tyle płacono agentom
Jako że Franciszka i Brunon Bruccy – a więc siostra i szwagier Tyszewskiej – również znajdowali się w trudnej sytuacji materialnej, w 1936 roku poszli na współpracę z polskim wywiadem. Bardzo pomogło to w ostatecznym werbunku żony Kohtza, który zresztą ostrzegał Brucką, że Żychoń to "bestia w ludzkiej skórze". Jak czytamy w książce "W obliczu wojny":
"W 1937 r. sytuacja finansowa Tyszewskiej uległa dalszemu pogorszeniu, co spowodowało, że wyraziła zgodę na współpracę z 'dwójką'. Po jej nawiązaniu Oddział II pomógł agentce spłacić zaległe sumy z tytułu kar finansowych, a także przekazywał miesięcznie 300 guldenów (600 zł) [równowartość około 7,5 tysiąca obecnych złotych – D.M.]. W sumie według strony niemieckiej miała ona otrzymać od 'dwójki' co najmniej 5 tys. guldenów, zaś Bruccy 5 tys. złotych. Łączność między 'Lu' a Ekspozyturą nr 3 utrzymywano przez wykazującą się dużym sprytem sprzątającą jej mieszkanie Brucką".
Niezwykle cenna agentka
Tyszewska okazała się niezwykle wartościowym nabytkiem, wyciągała bowiem od męża wiele cennych informacji. Oficer opowiadał jej, co działo się w pracy, kobieta przeglądała również tajne dokumenty oraz podsłuchiwała rozmowy telefoniczne.
Wszystko to trwało około roku. Latem 1938 roku Reinhold Kohtz pożegnał się bowiem z pracą w wywiadzie. Najprawdopodobniej zwolniono go z uwagi na żydowskie pochodzenie jego matki. Jak podkreśla w swojej książce profesor Piotr Kołakowski do tego czasu:
"'Lu' za pośrednictwem Bruckich przekazała Oddziałowi II wiele cennych informacji. Wśród nich znajdowały się szczegółowe dane o oficerach i agentach Abwehry również spoza Wolnego Miasta Gdańska, używanych przez nich pseudonimach, mieszkaniach konspiracyjnych i skrzynkach kontaktowych oraz znakach rozpoznawczych samochodów używanych przez służby informacyjne III Rzeszy. Wiadomości dotyczyły też metod działania wywiadu niemieckiego oraz reakcji na zatrzymania przez polski kontrwywiad jego agentów, do czego w istotny sposób przyczyniły się dane otrzymywane od Tyszewskiej".
Informacje pozyskiwane od agentki nie tylko pozwalały na infiltrację Niemców, ale również pomagały w chronieniu polskich agentów oraz w razie wpadki dawały szansę na poznanie jej okoliczności. Tak było na przykład po aresztowaniu Eryki Bielang, pracującej jako sekretarka w Dowództwie Okręgu Lotniczego nr 1 w Królewcu.
Dzięki informacjom "Lu" ustalono, że agentka została zdradzona przez łącznika Władysława Mamela, który "cieszył się dobrą opinią jako Polak", więc nasz wywiad nawiązał z nim współpracę. Mężczyzna za swój czyn został aresztowany i skazany na śmierć. Wyrok wykonano. Bielang również miała trafić na szafot, ale ostatecznie Hitler ją ułaskawił.
Zobacz także
Poświęcono innego agenta
Jeżeli chodzi o Tyszewską, to była ona tak cennym nabytkiem dla polskiego wywiadu, że aby ją chronić i odwrócić ewentualne podejrzenia poświęcono nawet "jednego z małowartościowych agentów, niejakiego Schlegela".
Mężczyźnie, który nie miał pojęcia o roli, jaką odgrywa "Lu", polecono jej werbunek. Kobieta zaś natychmiast poinformowała o tym Kohtza. Zgodnie z tym, co pisze autor książki "W obliczu wojny":
"Akcja ta zapewniła Tyszewskiej bezpieczeństwo tylko na pewien czas, a jej przeprowadzenie było niezbędne. Świetne usytuowanie 'Lu' pozwoliło Oddziałowi II na osiągnięcie przewagi w polsko-niemieckich zmaganiach wywiadowczych na terenie W.M. Gdańska przynajmniej do sierpnia 1938 r., czyli do odejścia Kohtza z Abwehry. Również i później przekazywała wartościowe informacje, bowiem dzięki osobistemu wstawiennictwu prezydenta Senatu, Arthura Greisera podjął on pracę w stoczni gdańskiej, a także miał wiele wcześniejszych kontaktów wśród hitlerowców".
Kara mogła być tylko jedna
Agentka współpracowała z "dwójką" aż do wybuchu II wojny światowej. Wpadła dopiero po tym, jak jesienią 1939 roku Niemcy przejęli w warszawskim Forcie Legionów kompletne archiwum polskiego wywiadu.
W wyniku skandalicznego zaniedbania kierownictwa Oddziału II Sztabu Generalnego kobieta została aresztowana wraz z Bruckimi na początku 1941 roku. Całą trójkę skazano na śmierć. Ścięto ich 21 marca. Kohtz z kolei otrzymał wyrok pięciu lat pozbawienia wolności za "zaniedbania w ochronie tajemnicy".
Bibliografia
Piotr Kołakowski, "W obliczu wojny. Polski wywiad wojskowy na hitlerowskie Niemcy 1933-1939", Bellona 2023.