Przeżyli wspólnie 76 lat. Zmarli niemal jednocześnie
76 lat temu Cleda i Rosemond „Frell” Blair przysięgali sobie miłość aż po grób i dotrzymali słowa. Zmarli niemalże jednocześnie. Ona odeszła w wieku 95-lat. 16 godzin później zmarł jej 94-letni mąż. Tęsknota za ukochaną była tak silna, że jego złamane serce nie wytrzymało bólu.
28.03.2012 | aktual.: 04.09.2018 12:55
Historia małżeństwa ze Stanów Zjednoczonych dowodzi, że prawdziwie romantyczne uczucie naprawdę istnieje.
Jak zaczęła się ich znajomość? To była pierwsza niewinna i młodzieńcza miłość. Poznali się w szkole średniej w Lewiston Utah. Zakochali się w sobie bez pamięci, a niedługo później postanowili się pobrać. Ich intensywne uczucie przetrwało II Wojnę Światową. Rosemond w czasie wojny pracował jako mechanik. Kiedy w 1946 roku wrócił z Wysp Pacyfiku, specjalnie dla swojej ukochanej zbudował dom w stanie Oregon, gdzie wychowywały się ich pociechy. Małżeństwo doczekało się 2 dzieci, 12 wnucząt i 32 prawnucząt.
W ich życiu nie brakowało trudnych chwil. Cleda zmagała się z rakiem piersi. Na szczęście udało jej się pokonać nowotwór. Zawsze mogli na siebie liczyć. „Przez całe swoje życie byli nierozłączni i przypuszczam, że teraz też są połączeni” – mówi 68-letni Boyd Blair, syn Cledy i Rosemonda.
Boyd opowiada, że ojciec był z matką do końca. Trzymał ją za rękę i płakał. Kilkanaście godzin po śmierci Cledy jego serce nie wytrzymało tak silnego bólu i przestało bić.
Lekarze jeszcze nie potwierdzili, czy Rosemond rzeczywiście zmarł z powodu syndromu złamanego serca, ale wszystko na to wskazuje. Nikt nie kwestionuje silnej więzi emocjonalnej, która łączyła wiekową parę.
„Z pewnością byli najlepszymi przyjaciółmi i partnerami. Jedno nie potrafiło żyć bez drugiego” - mówi Kelly Martin, dyrektor wspólnoty domów spokojnej starości.
Ciężka przypadłość związana z niewydolnością serca, która pojawia się wskutek dramatycznych przeżyć, występowała już wcześniej, ale dopiero w 1990 roku japońscy lekarze nazwali ją „syndromem złamanego serca” („broken heart syndrome”). W 2005 roku w raporcie z New England Journal of Medicine dolegliwość kardiologiczna, która jest spowodowana gwałtownym wzrostem poziomu hormonów stresu, określono jako „stress cardiomyopathy” („kardiomiopatia stresowa”).
W niektórych przypadkach hormony są wydzielane 30 razy szybciej niż u osób zdrowych. „Nasza teoria głosi, że organizm podczas silnej traumy związanej ze śmiercią najbliższej osoby, zaczyna wydzielać duże ilości hormonów do walki z zagrożeniem. Jest to reakcja obronna niezbędna do przeżycia. Jednak jeśli hormony wytwarzane są zbyt szybko, mogą przedostać się bezpośrednio do serca i spowodować negatywną reakcję w mięśniu sercowym” - wyjaśnia doktor Ilan Wittstein, asystent profesora medycyny z Division of Cardiology w Johns Hopkins Hospital. Inne badania sugerują, że ryzyko nagłej śmierci po stracie ukochanej osoby jest aż 16 razy wyższe niż normalnie.
Okazuje się, że zespół złamanego serca nie jest tak rzadkim zjawiskiem, jak niektórym się wydaje. W lutym małżeństwo z Pensylwanii zmarło w odstępie 88 minut! Kobieta odeszła wskutek przewlekłej choroby. Półtorej godziny później z powodu ataku serca zmarł jej mąż. Bezprecedensowe przypadki długowiecznych małżeństw i ich prawie wspólnej śmierci dowodzą, że niektórzy dosłownie nie potrafią bez siebie istnieć i jak powietrza potrzebują do życia miłości ukochanej osoby.
Na podstawie: shine.yahoo.com
Monika Stypułkowska/ms/(kg)