Blisko ludziToksyczna pozytywność. Kiedy "weź się w garść i uśmiechnij się" wcale nie sprawi, że poczujemy się lepiej?

Toksyczna pozytywność. Kiedy "weź się w garść i uśmiechnij się" wcale nie sprawi, że poczujemy się lepiej?

Spirala toksycznej pozytywności może doprowadzić do blokad emocjonalnych - zdjęcie poglądowe
Spirala toksycznej pozytywności może doprowadzić do blokad emocjonalnych - zdjęcie poglądowe
Źródło zdjęć: © Adobe Stock | Adobe
08.07.2022 21:25

"Człowiek dostaje tyle, ile jest w stanie udźwignąć". "Nie martw się, nie płacz!"- z tymi i podobnymi frazesami każdy z nas spotkał się choć raz w życiu. Dlaczego te, na pierwszy rzut oka, pozytywne wyrażenia mogą nam przynieść więcej złego, niż dobrego? - Prędzej czy później z każdą z trudniejszych emocji będziemy musieli się spotkać. Ucieczka od nich prowadzi m.in. do długotrwałego stresu i napięcia - mówi w rozmowie z WP Kobieta terapeutka z Pracowni Świadomych Emocji Malwina Kołaczkowska.

Przeglądając media społecznościowe, można odnieść wrażenie, że spora część ich użytkowników prowadzi idealne życie. "Zapomnijmy o problemach!", "Nie możesz się tyle przejmować takimi rzeczami, jesteś zbyt fantastyczna!"- influencerzy potrafią zasypywać inspirującymi cytatami.

- Gdy wypieramy się trudnych emocji, dajemy sobie informację, że pewna część nas nie zasługuje na akceptację - tłumaczy Malwina Kołaczkowska, terapeutka, która zwraca uwagę na to, że pozytywność może być toksyczna.

"Presja, by wyglądać na szczęśliwego, nigdy nie była większa"

"W mediach społecznościowych skrolujemy niekończące się pozytywne cytaty, uśmiechnięte buźki i optymistyczne hasła" - pisze Whitney Goodman w "Toksycznej pozytywności". Autorka książki zauważa, że zachowanie zdrowego rozsądku przy atakujących nas "pozytywnych wibracjach" wcale nie jest prostym zadaniem.

- Publikując w sieci, nie pokażemy tego, że jest nam trudno. Widzimy zawsze wycinek, ten idealny. Nie dzielimy się bezsilnością, smutkiem, a to jest element prawdziwego życia. Gdzieś widzimy szczęśliwą rodzinę na zdjęciach, a tak naprawdę, gdy nie ma flesza, pojawia się prawdziwe życie i ci ludzie mają swoje problemy, których nie pokazują w sieci - zauważa Malwina Kołaczkowska.

Terapeutka tłumaczy, że przy takiej ilości pozytywnych obrazków wiele osób zaczyna przyrównywać własne życie i doświadczenia do tego, co zobaczy w sieci. Gromadzi na telefonie same motywujące cytaty na gorsze dni i ucieka od tej zranionej części siebie, popełniając jednocześnie ogromny błąd.

Pozytywność może być toksyczna

Do gabinetu Malwiny Kołaczkowskiej przychodzi dorosły mężczyzna. Pacjent tłumaczy, że nie potrafi płakać. Gdy wychodzi do ludzi, zakłada maskę i cały czas się uśmiecha. Wracając do lat dzieciństwa, wspomina, że rodzice nie pozwalali mu na ekspresję smutku czy złości. Mężczyzna po powrocie do domu zamyka drzwi i cierpi. Zastanawia się, co jest z nim nie tak.

- Kiedy mówimy do dziecka "nie płacz, nic się nie stało", a ono całym sobą czuje ból, możemy doprowadzić do tego, że w dorosłym życiu może doświadczyć "zamrożenia na czucie" - tłumaczy terapeutka.

Opisana sytuacja to jeden z licznych przykładów toksycznej pozytywności, z którą spotykamy się właściwie każdego dnia. Do czego dokładnie odnosi się to pojęcie?

- To przede wszystkim ucieczka od nas samych. Wyparcie trudnych emocji, takich jak złość, żal czy smutek, których doświadczamy na co dzień. To wreszcie zagłuszenie tej części mnie, która po prostu cierpi i domaga się wyrażenia, zauważenia, wysłuchania i otulenia miłością - wyjaśnia Malwina Kołaczkowska.

Toksyczna pozytywność zakłada, że ciągle powinniśmy czuć się szczęśliwi. To z kolei może doprowadzić do poczucia wstydu, zablokować nas na ważne emocje, utrudniać poradzenie sobie z gorszymi momentami, a także przyczynić się do obniżenia poczucia własnej wartości.

Pozytywność jako forma ucieczki

Anna straciła pracę i od kilku tygodni szuka czegoś nowego. Wraz z partnerem ma kredyt na mieszkanie i boi się, że nie będzie ich stać na spłacanie kolejnych rat. Zaczyna mieć objawy depresji. Po tym, jak wyżaliła się koleżance, usłyszała, że przecież inni mają gorzej. Strata pracy to nie koniec świata. Powinna wziąć się w garść, a przede wszystkim pozytywnie nastawić się do poszukiwań.

Terapeutka podkreśla, że nadmierny entuzjazm oraz nieumiejętne wspieranie kogoś, kto potrzebuje wysłuchania, może spowodować emocjonalną blokadę, która w przyszłości uniemożliwi nam normalne funkcjonowanie.

- Prędzej czy później zawsze będziemy musieli się spotkać z tymi emocjami. Jeśli będziemy cały czas trzymać złość, żal, poczucie winy czy wstydu, to tak naprawdę nigdy nie będziemy w pełni szczęśliwi. Nigdy nie uzdrowimy naszych ran emocjonalnych. Pojawi się cierpienie i nie będziemy umieli zbudować relacji ani z innymi, ani ze sobą samym - dodaje ekspertka.

Kołaczkowska uświadamia, że nie ma podziału emocji na negatywne i pozytywne. Wszystko, co odczuwamy, jest potrzebne i tak samo ważne.

- Jeśli danego dnia czuję się źle i nie mam ochoty się uśmiechać, to mam do tego pełne prawo. Nie muszę wtedy wychodzić do znajomych, uśmiechać się i mówić, że wszystko jest w porządku - bo nie jest, ale nie ma w tym nic złego czy wstydliwego - podkreśla ekspertka.

"Warto nauczyć się zdjąć różowe okulary"

Malwina Kołakowska przyznaje, że podczas sesji terapeutycznych nagminnie spotyka się z historiami kobiet, które bez przerwy porównują swoje życie do tego, co widzą w sieci. W mediach społecznościowych młode mamy widzą idealnie czyste domy, wypielęgnowane ogródki, uśmiechnięte dzieci. Same autorki takich postów zawsze mają idealne paznokcie, fryzury, są wypoczęte i zarażają obserwatorki pozytywną energią, twierdząc, że jeśli odpowiednio się nastawią, wszystko się ułoży.

- Moje klientki żalą się, że nie mają czasu dla siebie. Nie potrafią tak wszystkiego ogarnąć, jak inne kobiety, które tryskają pozytywnością. Zdają się pomijać fakt, że nie wszystko, co widzimy w mediach, jest prawdą. Nie jesteśmy robotami, a istotami czującymi. Trzeba się zgodzić na pełnię przeżywania każdej emocji. Również tych niewygodnych, trudnych, bolesnych stanów. Im dłużej je tłumimy, tym mocniejsze będzie ich kolejne uderzenie. Nieuwolnione emocje zabierają siły życiowe. Każdy wyparty stan "odkłada się" w naszym ciele. Zagłuszanie może sprawić, że zaczniemy chorować - ostrzega specjalistka.

Terapeutka dodaje, że dopuszczanie do siebie tych trudniejszych emocji nie jest elementem zaniedbania, a wręcz przeciwnie - pozwala na pełne zaakceptowanie własnej osoby.

Spirala pozytywności. "Toksyczne wzorce szkodzą przede wszystkim tobie"

Jak zatem znaleźć równowagę i nie dać ponieść się szkodliwemu trendowi? Obnażenie nadmiernej pozytywności jako zjawiska negatywnego, od pewnego czasu jest szeroko podejmowane w mediach, do czego przyczyniła się Whitney Goodman.

Psychoterapeutka podkreśla jednak, że nie możemy jednocześnie uznawać wszystkiego, co ukazuje szczęście, za toksyczną pozytywność. Musimy być wyczuleni na to, co oglądamy.

- Przede wszystkim musimy nauczyć się żyć w zgodzie ze sobą. Dać sobie czas, a nie uciekać od siebie i przyklejać sztuczny uśmiech. Spójrz w lustro i sobie odpuść. Dawne traumy mogły kierować nami tak, że poświęcaliśmy się dla innych, przekraczaliśmy własne granice. Kierowało nami poczucie, że musimy udowadniać swoją wartość i zasłużyć na akceptację. Czas tej iluzji się skończył - dodaje Kołaczkowska.

To, co czujemy, jest niezwykle ważne. Trudne czy traumatyczne wydarzenia wymagają przepracowania. Jeżeli sami nie jesteśmy w stanie ocenić, czego dokładnie potrzebujemy, warto zwrócić się o pomoc do specjalisty.

Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (6)
Zobacz także