Blisko ludziHiszpanka: "Żartowaliśmy z koronawirusa. Teraz już nikt się nie śmieje"

Hiszpanka: "Żartowaliśmy z koronawirusa. Teraz już nikt się nie śmieje"

Hiszpanka: "Żartowaliśmy z koronawirusa. Teraz już nikt się nie śmieje"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
29.04.2020 08:43, aktualizacja: 02.05.2020 15:01

W całej Hiszpanii odnotowano już 211 tys. potwierdzonych zachorowań na koronawirusa, z czego prawie 60 tys. w samym Madrycie. – Na wieść o możliwej kwarantannie żartowaliśmy, że będziemy wychodzić w przebraniach albo z wypchanymi pluszakami imitującymi psy. Szybko zmieniliśmy nastawienie i teraz nikt już się z tego nie śmieje – wyznaje mieszkająca w Madrycie Mercedes.

Z powodu błyskawicznie rozprzestrzeniającej się epidemii koronawirusa 15 marca w Hiszpanii wprowadzono stan zagrożenia epidemicznego, a wraz z nim szereg obostrzeń. I mimo że te uznawane są za jedne z najsurowszych w całej Europie, Hiszpanie nie kryją rozczarowania postępowaniem rządu.

– Jestem dumna z naszej postawy jako obywateli, ale działania rządu pozostawiają wiele do życzenia – mówi w rozmowie z WP Kobieta mieszkająca w Madrycie Mercedes, 24-letnia malarka. Choć urodziła się i wychowała w Sewilli, od kilku lat to Madryt jest jej drugim domem.

W Hiszpanii do 28 kwietnia odnotowano już 211 tys. potwierdzonych przypadków zachorowania. To więcej niż we Włoszech uważanych za europejskie epicentrum pandemii.

Koronawirus w Hiszpanii

Hiszpanie zarzucają rządowi przede wszystkim zbyt późne działanie – pierwszy przypadek koronawirusa odnotowano tam już bowiem 31 stycznia. – Hiszpański rząd nie zrobił nic, by przygotować się na nadejście wirusa. Nie podjęto żadnych środków ostrożności, całkowicie bagatelizując problem. Przy 2 tysiącach potwierdzonych zachorowań wciąż odbywały się mecze, demonstracje czy wiece polityczne – relacjonuje nasza rozmówczyni.

Jak przyznaje, mającą nadejść epidemię początkowo ignorowali także sami Hiszpanie. – Na wieść o możliwej kwarantannie żartowaliśmy, że będziemy wychodzić w przebraniach albo z wypchanymi pluszakami imitującymi psy. Szybko zmieniliśmy nastawienie i teraz nikt już się z tego nie śmieje – wyznaje Mercedes.

Na co dzień mieszka w Madrycie, mieście najbardziej dotkniętym epidemią. To tutaj odnotowano aż 59 784 zachorowania, w tym 8 048 zgonów.

– Madryt to największe i chyba najbardziej zatłoczone miasto w Hiszpanii, które zawsze tętniło życiem. Korki, pełne spieszących się ludzi chodniki, gwar, hałas – to prawdziwy Madryt. Teraz życie toczy się tutaj zupełnie innym rytmem. Widok pustych ulic jest przerażający i świadczy o powadze sytuacji – mówi.

Jak zaznacza, izolacja dla Hiszpanów, którzy słyną z otwartości, jest wyjątkowo trudna. – Nie przywykliśmy do zaszywania się w domu. Zwykle najwięcej czasu spędzaliśmy poza nim. Po pracy zazwyczaj chodziliśmy ze znajomymi na miasto, by zjeść wspólny posiłek, czegoś się napić czy po prostu wspólnie spędzić czas. Teraz jedynym powodem do wyjścia jest zrobienie zakupów, wyjście do apteki, na spacer z psem. Ci, którzy muszą, wychodzą jeszcze do pracy, inni - pracują z domu, który z bezpiecznego schronienia zmienił się w osobiste więzienie – twierdzi.

Hiszpanie, zgodnie z wprowadzonymi restrykcjami, mogą opuszczać domy tylko w wyjątkowych sytuacjach, a rekreacyjne spacery i jogging są zabronione i karane mandatami.

– Jesteśmy społeczeństwem, które uwielbia nawiązywać kontakty towarzyskie, poznawać nowych ludzi, korzystać z uroków życia w mieście… Teraz musimy odkrywać siebie na nowo, bo wirus odebrał nam naszą wolność – dodaje.

Jak wyznaje, przestrzeganie zasad kwarantanny staje się coraz większym wyzwaniem. – Wszyscy jesteśmy już zmęczeni, a izolacja z dnia na dzień staje się coraz trudniejsza – przyznaje.

Zaznacza jednak, że mimo poważnej sytuacji Hiszpanie starają się nie tracić pogodnego usposobienia. – Jesteśmy odważnym narodem i zawsze staramy się pozostać pozytywnymi. Potrafimy też jednoczyć się w trudnych sytuacjach - ludzie wspólnie ćwiczą na swoich balkonach, wyświetlają filmy na fasadach budynków, zachęcając do wspólnego oglądania. Robimy wszystko, by całkowicie nie poddać się podłemu nastrojowi – relacjonuje.

Choć nie ukrywa, że i o to coraz trudniej. – Codziennie o godziny 20 klaszczemy dla lekarzy i pielęgniarek, by okazać im szacunek. Jednak trudno nam klaskać ze świadomością, że właśnie umiera nasz sąsiad lub bliska mu osoba, której nie będzie mogła pożegnać rodzina – mówi Mercedes.

Przepełnione krematoria

Ona sama straciła bliską osobę z powodu koronawirusa. – To naprawdę trudne przeżycie. Nie mogliśmy się pożegnać ani nawet urządzić normalnego pogrzebu – wyznaje.

Ze względu na liczbę zmarłych na COVID-19 w Madrycie nie nadążano z pochówkami. Brakowało też miejsc w krematoriach, a zwłoki wywożono w inne rejony kraju. – Naszego wujka udało się pochować w Madrycie podczas błyskawicznego pogrzebu, w którym mogły uczestniczyć tylko 3 osoby. Jednak wiele osób wciąż nie miało szansy pochować swoich krewnych – zaznacza.

Hiszpanie, tak jak i Polacy, w odpowiedzi na trudną sytuację służby zdrowia zorganizowali też wiele akcji pomocowych. – Ludzie organizowali liczne zbiórki na środki ochronne dla medyków, którym już na początku epidemii zabrakło podstawowych środków ochronnych – mówi Mercedes.

W Hiszpanii pracownicy służb medycznych stanowią bowiem aż 20 proc. wszystkich chorych, zajmując pod tym względem niechlubne pierwsze miejsce. – Rząd nie potrafił zadbać o medyków, więc musieliśmy zrobić to my. Moja przyjaciółka pracuje jako pielęgniarka. W pewnym momencie zamiast fartucha używała foliowego worka na śmieci jako zabezpieczenia – wyznaje wzburzona Mercedes. Przyznaje jednak, że medycy nie uniknęli hejtu. – Nie wszyscy docenili poświęcenie lekarzy i pielęgniarek, których oskarżali o zarażanie innych – tłumaczy.

Jak opowiada, większość Hiszpanów stara się jednak doceniać pracowników służby zdrowia, a także pracowników innych sektorów, którzy również nie mogą pozostać w domach. – Staramy się myśleć o tych, których zawody na co dzień są niedoceniane, a przy tym tak nam potrzebne. Wręczamy upominki listonoszom, dziękujemy sprzedawcom, sprzątaczom – podkreśla.

Przez pewien czas do pracy chodzili tylko ci, których pracę uznawano za niezbędną. Innym nakazano pozostanie w domach. W poniedziałek 13 czerwca, po dwóch tygodniach zakazu, do pracy mogli wrócić pracownicy sektorów przemysłowego i budowlanego. – Zalecono im dbanie o higienę i zachowywanie odpowiednich odstępów. Na stacjach metra są też rozdawane maseczki i rękawiczki, które mają pomoc w stosowaniu się do zaleceń – mówi.

Plan powrotu do normalności

Z kolei w miniony weekend 26 kwietnia, po 6 tygodniach przymusowej kwarantanny, pozwolono dzieciom poniżej 14. roku życia wyjść z domów (w Hiszpanii jest ich 6,3 mln). Od minionej niedzieli nareszcie mogą opuszczać domy, jednak tylko na godzinę. Nie mogą też oddalać się od swojego miejsca zamieszkania.

– Zakaz budził kontrowersje z obawy na konsekwencje psychiczne, jakie mogli ponieść najmłodsi zamknięci przez tyle czasu w domach. Z drugiej jednak strony zniesienie go, przy wciąż dużej liczbie zachorowań, również budzi niepokój – wyjaśnia. Podkreśla przy tym, że nie wszystko poszło zgodnie z planem.

– Puste do tej pory ulice dosłownie zalały tłumy. Ludzie poddali się euforii, nie zawsze pamiętając o zachowaniu odstępu. Nie każdy też miał maseczkę czy rękawiczki… – relacjonuje Mercedes.

Ze względu na powoli zmniejszającą się liczbę nowych zachorowań i zgonów, planowane jest znoszenie kolejnych obostrzeń. Ma mieć ono cztery fazy, będą wprowadzane co dwa tygodnie. Ostatnia planowana jest pod koniec czerwca.

"Plan powrotu do nowej normalności" ogłosił we wtorek 28 kwietnia Pedro Sanchez, premier Hiszpanii. Jak przekazał, plan zacznie być wdrażany już 4 maja, a do końca czerwca ponownie zostaną otwarte m.in. restauracje, hotele i sklepy.

Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta