Blisko ludzi"Kobieta chirurg jest jak świnka morska". O dyskryminacji, z którą spotykają się lekarki

"Kobieta chirurg jest jak świnka morska". O dyskryminacji, z którą spotykają się lekarki

Kobiety lekarze nadal zmagają się z dyskryminacją
Kobiety lekarze nadal zmagają się z dyskryminacją
Źródło zdjęć: © East News
01.07.2020 16:07


Niedawno w mediach społecznościowych wywiązała się dyskusja o tym, czy feminatyw "chirurżka" powinien trafić do słownika. Rozmowa odsłoniła jednak problem dyskryminacji, z którym nadal spotykają się lekarki. – W nowym szpitalu mój szef, którego wszyscy już znają jako szowinistę, powiedział przy mnie, że dopóki on jest szefem chirurgii naczyniowej, to żadna kobieta nigdy nie dostanie takiego tytułu. To mnie najbardziej uderzyło – wspomina Marta.

Katarzyna Gołąbek-Dropiewska swoją przygodę z medycyną rozpoczęła 20 lat temu. Najpierw studia, jedna specjalizacja, potem kolejna, w międzyczasie uzyskała jeszcze tytuł doktora nauk medycznych. Dzisiaj o studiach myśli bardzo pozytywnie, wspomina, że to jeden z najlepszych okresów w jej życiu. Jednak to, co pozostanie niemiłym wspomnieniem, to codzienna walka, by udowodnić, że jest równa ze sowimi kolegami, którzy również myśleli o zostaniu chirurgami.

– Pamiętam, że kiedyś usłyszałam od swojego prowadzącego, że kobieta chirurg jest jak świnka morska. Ani świnka, ani morska. Oburzyło mnie to, więc odpowiedziałam, że idąc tym tokiem rozumowania, mężczyzna chirurg musi być prawdziwą świnią – wspomina. – Od tamtego czasu wiedziałam, że nie będzie lekko w tej "branży" – relacjonuje. – Prowadzący mnie polubił, bo umiałam walczyć o swoje, ale nie wszystkie potrafimy to zrobić – mówi w rozmowie z WP Kobieta.

Lekarka musiała walczyć o swoją pozycję nie tylko wśród kolegów, ale również u pacjentów. – Zakładanie z góry, że jestem pielęgniarką, to codzienność. Na początku mnie to denerwowało, potem bawiło. Dzisiaj przyjęłam taktykę, że od razu przy przedstawianiu się mówię, że jestem lekarzem. Wtedy słyszę "pani doktor?" – ale to już nie narusza moich ambicji. To, że biorą mnie za pielęgniarkę, to nic umniejszającego, bo one również pracują bardzo ciężko. Wcześniej z góry zakładano, że jestem studentką i dopiero przyuczam się do zawodu – tłumaczy.

Katarzyna zauważa, że dyskryminacja nie musi objawiać się tym, że dostajemy mniejszą pensję albo, kiedy ktoś mówi, że do czegoś się nie nadajemy. – W moim przypadku to były drobnostki. Ciągłe patrzenie na ręce, sprawdzanie, czy na pewno dobrze zrobiłam, tłumaczenie najprostszych rzeczy. Na ortopedii koledzy często pokazywali mi, jak wkręcić śrubkę. Bo pewnie kobieta nie wie, w którą stronę... – wylicza.

Socjolożka Paula Pustułka zauważa, że jako społeczeństwo wpadliśmy w pewien schemat, przez który ciężko przezwyciężyć wzorce wpajane nam w dzieciństwie. – Chociaż dążymy do takiego modelu, żeby te hierarchie czy dychotomie lekarz = pielęgniarka nie były aż tak widoczne, to jednak liczne przejawy dyskryminacji ze względu na płeć nadal się zdarzają. "Second generation bias" świetnie obrazuje to zjawisko. Ten termin oznacza skrzywienie drugiego pokolenia, czyli to, jak nasze wychowanie i kształcenie wpływa na cały obraz świata. Załóżmy, że jeśli jako dzieci chodziliśmy do lekarza, który był mężczyzną, to taki wzorzec społeczny zapisał nam się w głowie. Podobnie na studiach, jeśli kobieta na medycynie ma wykładowców profesorów, którym zdarza się wyrażać seksistowskie poglądy, to też pojawiają się myśli w głowie pogłębiające napięcia między płciami. Co więcej, zachowania kadry wykładowczej kształtują kolegów z roku i "umacniają" ich pozycję – tłumaczy specjalistka.

"Dopóki ja jestem szefem"

Marta pracuje w szpitalu miejskim w Poznaniu. Na swojej drodze zawodowej niejednokrotnie musiała udowadniać, że może konkurować z mężczyznami w tej samej specjalizacji. Najpierw na studiach i specjalizacji, potem po powrocie z urlopu macierzyńskiego. – Jako chirurg pracuję od 8 lat, od pół roku mam tytuł specjalisty, a przygodę z medycyną zaczęłam w 2005 roku. Przez całą swoją karierę na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy pacjent zwrócił się do mnie "pani doktor" zawsze jest "siostro" – mów w rozmowie z WP Kobieta.

– Na początku specjalizacji buntowałam się i oburzałam, bo nie po to tyle pracowałam na swój tytuł, żeby ktoś teraz tego nie doceniał tylko, dlatego że jestem kobietą. Teraz się już przyzwyczaiłam. Pacjenci na oddziale po paru dniach już się orientują, kto jest kim, a takich z izby przyjęć, z którymi mam przelotny kontakt, poprawiam, czasem też macham ręką. Może raz mi się zdarzyło, że weszłam w ostrą dyskusję, skąd takie założenie, ale pacjenci są bardzo pokorni i zazwyczaj przepraszają za swoją pomyłkę – relacjonuje.

Nie tylko Marta mówi o tego typu dyskryminacji. Lekarka zdradza, że każda z jej koleżanek miała taki przypadek w pracy. – Każda kobieta, która robi specjalizację, spotyka się z tym. Już nawet nie mówię o chirurgii, ale na przykład ortopedia, która jest nadal mocno zdominowana przez mężczyzn. Tam mało kto pomyśli, że lekarzem może być kobieta – twierdzi.

Sytuacja, która najbardziej uderzyła w lekarkę, miała miejsce jeszcze na stażu kończącym specjalizację. – Przeprowadziłam się do innego miasta. W nowym szpitalu mój szef, którego wszyscy już znają jako szowinistę, powiedział przy mnie, że dopóki on jest szefem chirurgii naczyniowej, to żadna kobieta nigdy nie dostanie takiego tytułu. To mnie najbardziej uderzyło – wspomina.

Na pytanie, czy mężczyźni również są brani za pielęgniarzy, odpowiada śmiechem. – Jeśli chodzi o temat takiej dyskryminacji, to w świecie lekarzy żadna rycerskość nie istnieje, niestety – opowiada.

Marta, chociaż uodporniła się na pomyłki pacjentów, to nadal musi pokazywać, że przy stole operacyjnym może stać równo ze swoimi kolegami z zespołu. – Znam dwie kobiety, które są chirurgami i profesorkami. To są dwie kobiety, które wzbudzają ogromny szacunek wśród swoich kolegów. Oprócz tych dwóch specjalistek nie znam ani jednej kobiety, która wzbudzałaby taki sam respekt, co mężczyźni – opisuje.

– Jak robiłam specjalizację, to każdego dnia musiałam walczyć o swoje. Pamiętam, że gdy szef rozpisywał grafik do zabiegów, to automatycznie przypisywał do każdego wyzwania mojego kolegę, a ja z koleżanką byłyśmy oddelegowywane do papierkowej pracy, albo na izbę przyjęć. Wiele razy zostawałam po godzinach, by pokazać, że mi zależy i jestem bardzo zaangażowana w swoją pracę. Specjalizację zaczęłam w grudniu, a dopiero w wakacje stanęłam przy stole i to dlatego, że ten kolega był na urlopie. Zawsze też o konsultację pytał się kolegów, a my byłyśmy traktowane jak "ozdoby" – wspomina.

Jakiś czas temu Marta została mamą, więc przez rok była wyłączona z pracy. Teraz kiedy wróciła do obowiązków, od nowa musi pokazywać, że ta przerwa nie wpłynęła na jej kwalifikacje. – Znowu trochę startuję z pozycji młodszego lekarza, a nie specjalisty. Mam przynajmniej przestrzeń, by to pokazać, ale nie traktują mnie na równi, więc ten dystans jest zauważalny. Przyjmuje to z pokorą, bo oni są starsi ode mnie, więc mają prawo wiedzieć więcej – zaznacza.

A czy feminatyw "chirurżka" powinien wejść w obieg? – Ja jestem na nie. Tylko dlatego, że to słowo ciężko wymówić. Może inne uda się wypracować? – żartuje.

Kolejną kwestią, którą porusza specjalistka, jest fakt, że od kobiet wymaga się więcej, jeśli już uda im się osiągnąć wysoki szczebel w drabinie zawodowej. – Tak zwany szklany klif dotyczy kobiet, którym udało się przebić szklany sufit i w tym przypadku zostać np. neurochirurgiem, pokonać konkurencję i osiągnąć swój cel. O ile mężczyźni mogą "osiąść na laurach", dla kobiet sukces nie przynosi ulgi czy spokoju, a raczej większe wymagania, surowsze oceny i doszukiwanie się przez obserwatorów nawet najmniejszych potknięć, mimo że nie ma do tego obiektywnych podstaw. Tu dochodzimy do pętli, w której niektóre kobiety się po prostu poddają. I koło się zamyka, bo widzimy kobiety, które wolą zostać na stanowisku niższym, wpisując się w model asystentki czy sekretarki, osoby wtórnej wobec szefa-mężczyzny – wyjaśnia.

Socjolożka Paula Pustułka jest jednak dobrej myśli i uważa, że uda nam się kiedyś wyrwać ze stereotypów. – Coraz bardziej obserwujemy zmianę pokoleniową w zakresie rozumienia ekspertyzy – ponieważ skupiamy się na kwalifikacjach, to płeć odchodzi na dalszy plan. Młodzi Polacy większą wagę przywiązują do kompetencji, nie zastanawiając się tak bardzo czy specjalistą jest lekarz, czy lekarka – zauważa socjolożka.

Źródło artykułu:WP Kobieta