GwiazdyLęk przed konfrontacją

Lęk przed konfrontacją

„Wychodzę z pracy, umówiłam się z koleżanką na kawę. Zatrzymuję się przy bankomacie. Przez chwilę zastanawiam się, czy sprawdzać stan konta, ale powstrzymuję się. Liczę w głowie, ile mniej więcej powinnam mieć na koncie.

Lęk przed konfrontacją
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

30.11.2011 | aktual.: 30.11.2011 13:37

„Wychodzę z pracy, umówiłam się z koleżanką na kawę. Zatrzymuję się przy bankomacie. Przez chwilę zastanawiam się, czy sprawdzać stan konta, ale powstrzymuję się. Liczę w głowie, ile mniej więcej powinnam mieć na koncie. Wybieram kwotę, która jest mi potrzebna i wychodzę z budynku” – opowiada 31-letnia Kasia.

Na swoje konto internetowe wchodzi tylko wtedy, kiedy musi wykonać jakiś przelew. Zazwyczaj woli nie wiedzieć, ile wydała w weekend czy na ostatnich zakupach. „To brzmi idiotycznie, bo przecież to, czy sprawdzę stan konta czy nie, niczego nie zmieni. Ja jednak lepiej się czuję, kiedy po prostu mniej więcej szacuję, ile mam na koncie. Potem mogę być pozytywnie zaskoczona. Gorzej jeśli okazuje się, że wydałam więcej niż myślałam” – tłumaczy swoje zachowanie. Czy rzeczywiście boimy się konfrontować rzeczywistość z naszymi wyobrażeniami?

„To jest trochę tak, jak z osobami, które boją się lub po prostu nie potrafią rozmawiać o swoich uczuciach” – mówi Radosław, absolwent psychologii społecznej. „Rzadko przyznają się do tego, że się zakochały czy poczuły coś: smutek, żal, ból. Kiedy już decydują się na taki krok i np.: zwierzają znajomemu, to tak, jakby obracali to w fakt. Do momentu, dopóki coś istniało tylko w ich głowach, w ich świecie tego jakby nie było. Gdy mówią o tym, mają poczucie, że przenoszą to do rzeczywistości. Tutaj działa podobny mechanizm. Wiemy, że wydaliśmy pieniądze albo że może nam coś dolegać, jednak dopóki nie zobaczymy cyferek na ekranie czy wyników badań, tego jakby nie ma” – dodaje.

U lekarza

„To teraz wydaje się być głupie, ale pamiętam jak kilka miesięcy temu zrobiłam sobie kolejny tatuaż. Poprzedni nie sprawiał mi wiele kłopotu, ten jednak był bardzo bolesny i szybko pojawiła się opuchlizna, która nie chciała zejść. Na domiar złego po kilku dniach zauważyłam wysypkę. Pomyślałam, że mogę mieć problem z kolorowym tuszem, może jakąś alergię. Nawet nie chciałam szukać w sieci informacji o różnych przypadkach, bałam się, że coś może być nie tak, a to byłoby idiotyczne, gdybym na własne życzenie coś sobie zrobiła” – wspomina 29-letnia Iza i pokazuje mi obydwa tatuaże.

Dziś wyglądają świetnie, aż samemu chce się coś mieć. „Teraz jest super, ale uwierz mi, przeżyłam prawdziwy koszmar. Kolega wpadł do mnie na kawę i zaproponował, że zawiezie mnie do tego chłopaka, który to robił, żebyśmy mieli pewność. Opierałam się jak mogłam. Nie wiem dlaczego. Gdzieś w głębi wierzyłam, że nic mi nie będzie i wolałam, żeby tak zostało. Musiał mnie prosić jakieś pół godziny, zanim zdecydowałam się pójść. Okazało się, że czasem zdarzają się jeszcze gorsze reakcje i trzeba to przeczekać. Kamień spadł mi z serca, ale gdybym nie poszła, to jeszcze kilka dni umierałabym ze strachu” – opowiada Iza.

Magda znalazła się w dużo gorszej sytuacji. Po hucznej imprezie, na którą założyła nowe buty, nabawiła się nieciekawych otarć. „To mi się często zdarza, mam jakieś dziwne stopy, które potrzebują trochę czasu, żeby ułożyć się w nowych butach i nie ma znaczenia, czy mówimy o tanich sieciówkach czy Gucci i Pradzie” – śmieje się. Palec u stopy bolał, zrobiła się rana, ale Magda przywykła już do tego typu reakcji.

Następnego dnia obudziła się z gorączką. Pomyślała, że łapie ją przeziębienie. „Pod koniec dnia miałam już 40 stopni. Poszłam na ostry dyżur, położyli mnie do szpitala, zaczęli robić różne badania. Okazało się, że poziom białych krwinek spadł drastycznie, przeniesiono mnie do osobnego pokoju” – mówi Iza. Sepsa, HIV, białaczka – to były niektóre z możliwości. Iza za wszelką cenę starała się uniknąć konfrontacji z ostateczna diagnozą. „Tak naprawdę każde kolejne wyniki wiązały się z poczuciem ulgi, ale nie wiem czemu, tak panicznie się ich bałam, że chciałam, by podano mi je np. dopiero następnego dnia” – wspomina. Okazało się, że cierpiała na zapalenie skóry, ale lekarze chcieli wykluczyć wszystkie opcje.

POLECAMY:

Test

Odkąd można zrobić test na HIV za darmo i anonimowo, coraz więcej osób zaczęło stawiać na bezpieczeństwo. Zaczęliśmy myśleć: Wiem z kim spałem, ale czy mam stuprocentową pewność, że wiem, z kim spała ta osoba? Badania pokazują, że wciąż mały procent decyduje się na zrobienie testu na obecność wirusa HIV, statystki jednak poprawiają się.

„Jestem wściekły, że ludzie tego nie robią. Wkurza mnie podejście na zasadzie: a po co? Sam miałem w życiu tylko trzy partnerki i dobrze je znam, a mimo tego robiłem test dwa razy, bo chcę mieć pewność, że wszystko jest jak trzeba, kiedy podejmujemy wspólnie decyzję o współżyciu bez prezerwatywy” – mówi 23-letni Igor.

Twierdzi, że wśród jego znajomych tylko dwie inne osoby zdecydowały się zrobić test, bo wszyscy inni uważają, że to strata czasu. „Ja myślę, że się boją. Sam, mimo tego, że nie miałem żadnych powodów do obaw, cholernie bałem się iść po wyniki. Tak samo było za pierwszym i za drugim razem. Nie mogłem skupić się na pracy, nie mogłem jeść. Bo to jest tak, że dopóki ich nie zrobisz, to myślisz sobie, że wszystko jest ok. Jednak w przypadku testu będzie to widać czarno na białym. Tutaj już nie ma miejsca na gdybanie, a w sumie nigdy nie mamy stuprocentowej pewności”. Dlatego zrobienie testu to jedno, a odebranie wyników to już dużo trudniejsza sprawa.

Prawdziwy egzamin

Bardzo podobnie wygląda sytuacja z egzaminami w szkołach, na uczelniach czy nawet w pracy. „Najbardziej pamiętam egzaminy na studia. Matura też była stresująca, ale wtedy liczyło się to, żeby zdać. Oczywiście każdy chciał mieć jak najlepsze oceny, ale właściwie sam z góry wiedziałeś, czy zdałeś czy nie, bo można było to mniej więcej ocenić” – wspomina 29-letni Janek, który już w podstawówce wiedział, że chce się dostać do Szkoły Głównej Handlowej, jak tysiące innych osób, co nie ułatwiało sprawy.

„Do dziś pamiętam ten dzień, kiedy pojechałem ze znajomymi na uczelnię. Była gigantyczna kolejka i wywieszone listy. Dzisiaj pewnie można to zrobić przez Internet i nie ma już aż takich nerwów, nie przeciskasz się przez tłum, gdzie jedni płaczą a inni krzyczą ze szczęścia. To potęgowało emocje” – przypomina sobie Janek. „Znajomi od razu zaczęli pchać się do środka, a ja zostałem w samochodzie i stwierdziłem, że poczekam, aż się zrobi luźniej. Najzwyczajniej w świecie nie czułem nóg. To był taki stres, że nie mogłem się podnieść, a co dopiero mówić o przeciskaniu się przez tłum”. Janek miał to szczęście, że mógł liczyć na kolegów. Przyszli do niego ze świetną wiadomością: cała czwórka dostała się na studia dzienne. „Momentalnie poczułem się o jakieś 50 kilogramów lżejszy” – śmieje się.

A nawet, gdyby się nie udało, to czy poszedłby sprawdzić dziś czy za tydzień nie zmieniłoby rzeczywistości. Jest jednak w nas coś takiego, co powstrzymuje nas przed chęcią poznania prawdy lub sprawia, że chcemy odłożyć ten moment na później. Lepiej jeszcze chwilę żyć wyobrażeniami czy stawić czoła realnym problemom? Na to pytanie naprawdę ciężko odpowiedzieć…

(asz/sr)

POLECAMY:

lękpsychologiakonfrontacja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)