Magdalena Abakanowicz. Pod jednym dachem z mężem i kochankiem

Słynna artystka przez wiele lat żyła w trójkącie, który stawał się czasem czworokątem…

Magdalena Abakanowicz w swojej pracowni, lata 70.
Magdalena Abakanowicz w swojej pracowni, lata 70.
Źródło zdjęć: © PAP | Jan Michlewski

15.03.2024 15:31

W świecie sztuki to było duże wydarzenie. Magdalena Abakanowicz, 42-letnia polska artystka o uznanej już międzynarodowej pozycji, wykonała instalację z liny na dachu katedry pod wezwaniem świętego Idziego w szkockim Edynburgu. Po raz pierwszy użyła tego materiału, odchodząc od dotychczasowych technik. Na wieczornym wernisażu pojawił się polski ambasador, który przyjechał specjalnie z Londynu. Nazywał się Artur Starewicz i był o 13 lat starszy od Magdaleny.

Artystka zapisała wrażenia z tego wieczoru: "Bystry, inteligentny, znał dobrze angielski i zabawiał wszystkich zebranych". Ona też nie pozostawiła go obojętnym, niewykluczone, że przyjechał kilkaset kilometrów specjalnie po to, by ją poznać. Żadne z nich nie przypuszczało wtedy – a był to rok 1972 – że rozpoczyna się znajomość, a później romans, który będzie trwał do końca ich życia.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Trudno wyobrazić sobie mniej dobraną parę. Nie chodzi o osobowość czy charakter, ale o środowisko społeczne, z jakiego się wywodzili i wszystko, co było z tym związane. Ona była córką Konstantego Abakanowicza, właściciela majątku Nowa Krępa w dolinie Wisły, niedaleko Maciejowic, potomka szlacheckiej rodziny o korzeniach tatarskich. Po wojnie rodzina straciła majątek.

On był komunistą, który stał po stronie tych, którzy majątki odbierali. Mało tego: rodzina Abakanowiczów została okrutnie doświadczona przez nowy system władzy. Piotr, stryj Magdaleny, związany z konspiracją narodową, został po wojnie aresztowany i skazany na karę śmierci zamienioną następnie na 15 lat więzienia. Nie przeżył go. Zmarł, być może popełnił samobójstwo, w więzieniu we Wronkach w 1948 roku. Rodzina przez lata nie wiedziała nawet, gdzie został pochowany.

Ona od końca lat 50. miała wystawy za granicą, kiedy się poznali, jej nazwisko w sztukach plastycznych miało podobny ciężar gatunkowy, co nazwisko Krzysztofa Pendereckiego w muzyce czy Andrzeja Wajdy w filmie. Jego z kolei partyjna ścieżka na początku lat 60. doprowadziła na sam szczyt, do aż do Komitetu Centralnego PZPR. W nieformalnej hierarchii władzy był tuż po Gomułce i Zenonie Kliszce, a przed premierem Józefem Cyrankiewiczem.

Po dojściu do władzy ekipy Gierka Starewicz nieco stracił wpływy, choć nie całkiem. Został mianowany ambasadorem w Wielkiej Brytanii. Wprawdzie z dala od KC i jego intryg, ale wciąż prestiżowo. Urząd pełnił przez siedem lat – do 1978 roku. W dodatku oboje byli w związkach małżeńskich. Jej mężem był poznany w trakcie studiów Jan Kosmowski, inżynier ze specjalnością metalurga, zaangażowany w liczne projekty, także międzynarodowe, spokojny i wyważony. Nie mieli dzieci.

Pierwszą żoną Starewicza była Krystyna Poznańska (mieli córkę), drugą Maria Rutkiewicz (z pierwszym mężem, Wincentym, miała bliźnięta). To Rutkiewicz, zaprzyjaźniona z Małgorzatą Fornalską i żoną Bieruta, wprowadziła Artura Starewicza w świat komunistycznych elit. Małżeństwo z Rutkiewicz rozpadło się, choć formalnie nie wzięli rozwodu – było to źle widziane w najbliższym otoczeniu Gomułki. Do Londynu Artur Starewicz wyjechał wprawdzie z żoną, ale zajmowali odrębne części ambasadorskiej rezydencji. Ich syn Piotr osiadł w Bostonie, gdzie zrobił sporą karierę w biznesie.

Znajomość zawarta podczas wernisażu w Edynburgu rozwijała się powoli. Okazją do spotkań były wizyty Abakanowicz w Londynie, rzadziej – jego w Polsce. Po powrocie z placówki Starewicz miał 60 lat i, jako człowiek bliski Gomułce, żadnych szans na dalszą karierę ze strony ekipy Gierka (w schyłkowym zresztą okresie). Ale znalazł inny cel w życiu. Była nim Magdalena, w której był bardzo zakochany. Sprzedał małżeńskie mieszkanie w Alei Róż, za które on i jego żona kupili dwa mniejsze. Więcej czasu niż u siebie na Starówce spędzał jednak na Saskiej Kępie, w mieszkaniu Magdaleny i jej męża, a potem w ich domu na Mokotowie.

Koegzystencja tej trójki, a właściwie czwórki, gdyż formalnie Starewicz wciąż był przecież żonaty, trwała całe lata. Spędzali razem święta, wyjeżdżali na wakacje (choć Abakanowicz spędzała też osobne wakacje raz z mężem, raz z kochankiem), przede wszystkim podróżowali po świecie wraz z jej wystawami.

Nie wszyscy byli świadomi łączącej ich relacji, dlatego w aktach paszportowych Jana Kosmowskiego z 1982 roku znajdujemy taki oto zapis, cytowany przez Pawła Kowala, autora biografii artystki "Abakanowicz. Trauma i sława": "Obywatele Jan Kosmowski i Artur Starewicz stanowią ekipę pomocniczą, montażowo-dokumentacyjną, potrzebną artystce zwłaszcza przy montażu jej trudnych i nietypowych ekspozycyjnie prac. Obywatel Artur Starewicz prowadzi ponadto pełną dokumentację fotograficzną wszystkich działań artystycznych Magdaleny Abakanowicz, przygotowując materiał do książki, która ma się na jej temat ukazać w USA. Wystawy i pobyty w/w osób realizowane będą całkowicie na koszt zapraszających galerii, muzeów i instytucji zagranicznych".

Z czasem przyjęło się, że instytucja zapraszająca Abakanowicz musiała zapewnić trzy jednoosobowe pokoje dla niej i dla dwuosobowej ekipy pomocniczej. Albo Jan, albo Artur otrzymywali przywilej nocowania z artystką. Jedną z tajemnic tej relacji jest pytanie, dlaczego Jan Kosmowski nigdy nie zdecydował się wystąpić o rozwód, przez lata znosząc niewdzięczną rolę bycia tym trzecim – bo to, że Magdalena Abakanowicz w ich małżeństwie grała pierwsze skrzypce, było jasne od samego początku.

Mariusz Hermansdorfer, wieloletni dyrektor Muzeum Narodowego we Wrocławiu, zapamiętał scenę ustawiania jej wystawy w Japonii. "Jan z Arturem kłócili się, że to tu, a to tam. A Abakanowicz na to: «Obaj przestańcie. I tak będzie tak, jak ja chcę, a nie jak wy»". Anda Rottenberg, krytyk sztuki i była dyrektor warszawskiej Zachęty, pamięta, że byli nierozłączni. "Artur był zawsze i wszędzie obok Magdaleny. Kiedyś zaprosiła mnie do domu, przyszłam trochę wcześniej, ona zeszła z góry, z sypialni, po chwili zeszli Artur i Janek, a ona spokojnie mówi: «Odpoczywaliśmy». Nie było komentarza, ale ja zrozumiałam, że oni przemieszkiwali wspólnie. Artur był w niej zakochany tak absolutnie, że wszystko jej podporządkował. Olał tę partyjną i dyplomatyczną karierę, odsunął wszystko i zgodził się na funkcjonowanie jako przyboczny fotograf Magdaleny. I ona objeżdżała z nimi cały świat".

Przez kilkanaście lat artystka spędzała z Arturem letni miesiąc na Sardynii. Po raz ostatni, kiedy były dygnitarz miał 92 lata. Potem choroba oddaliła ich od siebie. Pierwszy odszedł Starewicz – w 2014 roku. W ostatnim okresie życia opiekował się nim pasierb. Pod koniec, nieświadomy, pytał, dlaczego z KC nikt nie dzwoni, czyżby o nim całkiem zapomnieli? Magdalena zmarła w 2017 roku, w ostatnich latach również chorowała na demencję. Dwa lata po żonie umarł Jan Kosmowski.

Twórz treści i zarabiaj na ich publikacji. Dołącz do WP Kreatora!

Źródło artykułu:Magazyn Retro