Blisko ludzi"Nie śpię, bo dorabiam". Pracują na dwóch etatach, by żyć

"Nie śpię, bo dorabiam". Pracują na dwóch etatach, by żyć

Ogarnięcie domowego budżetu w obecnej sytuacji ekonomicznej jest nie lada wyzwaniem
Ogarnięcie domowego budżetu w obecnej sytuacji ekonomicznej jest nie lada wyzwaniem
Źródło zdjęć: © East News
Marta Kosakowska
24.07.2022 12:14, aktualizacja: 01.08.2022 14:56

- Przez kilka ostatnich miesięcy jechałam na kawie i energetykach. Rekordem było, gdy nie spałam 37 godzin, bo musiałam pisać teksty – żali się w rozmowie z Wirtualną Polską Anna. W dodatkowej pracy wspiera ją mąż, który nierzadko siedzi z nią po nocach, by po prostu dotrzymać jej towarzystwa. - Oboje pracujemy na etatach. Każde z nas zarabia około 2700 zł na rękę. To nie wystarcza na czteroosobową rodzinę - wyznaje kobieta, która podobnie jak wielu Polaków - ze względu na rosnące koszty życia - była zmuszona do podjęcia dodatkowej pracy.

- Drugą pracę zaczęłam półtora roku temu jako hobby, ale teraz, gdyby nie ona, to ciężko byłoby mi opłacić kredyt i żyć — żali się Kinga. Upewnia się, że może pozostać anonimowa. Na drugim etacie jest kierowcą w autopomocy. - W lipcu i sierpniu pracy jest więcej, bo wtedy jest więcej wypadków. Pracuję fizycznie, ściągam samochody po wypadkach, awariach, zalaniach. Moja pierwsza praca to praca w budżetówce, więc wiadomo, jak jest — wyjaśnia. 

- Rosnąca inflacja, a co za tym idzie - ceny żywności oraz opłat - sprawiają, że podstawowa pensja może nie wystarczyć na codzienne utrzymanie, zwłaszcza dla ludzi z mniejszymi zarobkami lub tych z wysoką kwotą miesięcznych zobowiązań. Rezygnacja z wielu produktów i usług idzie w parze z poszukiwaniem kolejnych miejsc zatrudnienia — tłumaczy Bartosz Wiśniewski, ekspert wyszukiwarki finansowej totalmoney.pl.  

Nie śpię, bo mam drugą pracę 

Do podjęcia drugiej pracy zmuszona jest też Anna, która również prosi o zmianę imienia na potrzeby artykułu. - Przez ostatnie dziewięć miesięcy moją sytuację ratowały studia. Miałam stypendium rektora za wyniki w nauce. Czasem brałam prace pisemne do korekty językowej albo merytorycznej, żeby mieć dodatkowe pieniądze. Niestety od stycznia jestem zmuszona brać tych zleceń więcej, żeby dorobić. Doszło do tego, że siedziałam po nocach, spałam po dwie godziny, żeby mieć za co utrzymać dom i popłacić rachunki, a i tak musiałam rodziców prosić o pożyczkę — opowiada Anna. 

Dorabia też Dominika. - W mojej pracy na etat – jestem kosmetyczką - mam latem zastój i mniej zarabiam, więc już od maja w weekendy i inne dni wolne chodzę do drugiej pracy w kawiarni. Hipoteka wzrosła nam o ponad 1000 zł, a zaraz kolejna podwyżka. Przy zakupach też bardzo widać wzrost inflacji. Staramy się oszczędzać i np. na wakacje jedziemy pociągiem, bo ceny paliwa powalają. Postawiliśmy dom przed podwyżkami, ale na razie nie ma środków na ogrodzenie i wykończenie podwórka — żali się. 

Podobnych historii jak Kingi, Anny i Dominiki jest więcej. Wystarczyło zadać pytanie na kilku kobiecych grupach na Facebooku, by dowiedzieć się, jak wiele Polek dorabia. Z uwagi na rosnące koszty życia i raty kredytów sporo osób staje pod przysłowiową ścianą.

- Zarabiam około 7000 zł, więc wcale nie tak źle, ale kredyt i czynsz to koszt 3000 zł — wylicza Kinga, która nie ukrywa, że jako spłacająca hipotekę singielka, bardzo odczuła zmiany ekonomiczne. - Rok temu płaciłam za kredyt 1250 zł, a czynsz 570 zł. Myślę, że obecnie wydaję około 5500 miesięcznie na podstawowe utrzymanie – podsumowuje.

- Po podwyżce stóp procentowych w górę poszybowały także raty kredytów mieszkaniowych. Już teraz w wielu przypadkach w całym kraju rata kredytu hipotecznego pochłania ponad 50 proc. miesięcznych dochodów — wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską Bartosz Wiśniewski.

- Z najtrudniejszą sytuacją muszą mierzyć się mieszkańcy województw warmińsko-mazurskiego oraz podkarpackiego. To też miejsca z najwyższym w kraju wskaźnikiem bezrobocia. Kredytobiorcy zamieszkujący te obszary, którzy osiągają przeciętne dochody, przy przeciętnej kwocie kredytu, już teraz muszą przeznaczyć 79,40 proc. swojej pensji na miesięczną ratę za mieszkanie lub dom – dodaje ekspert totalmoney.pl. 

Coś kosztem czegoś 

Choć Kinga dobrze sobie radzi finansowo, to nie ukrywa, że utrzymanie stabilizacji ekonomicznej nie jest bezkosztowe. - Tak naprawdę nie mam czasu na życie: najpierw praca 7-15:30, a później od godz. 18 do 6 rano kolejna, na lawecie.  

- Podobne spostrzeżenia ma Anna. - Organizm cierpi przez taki tryb życia. Przez kilka ostatnich miesięcy jechałam na kawie i energetykach. Rekordem było, gdy w nie spałam 37 godzin, bo musiałam pisać teksty – opowiada. Annę w dodatkowej pracy wspiera mąż, który nierzadko siedzi z nią po nocach, by po prostu dotrzymać jej towarzystwa.

- Przejął wszystkie obowiązki domowe. Zajmuje się dwójką dzieci, sprząta, robi zakupy. Oprócz tego oboje z mężem pracujemy na etatach. Każde z nas zarabia około 2700 zł netto. To nie wystarcza na czteroosobową rodzinę — stwierdza.

Kinga traci życie towarzyskie. Mąż Anny na razie przystaje, by brać na siebie wszystkie obowiązki domowe, lecz nie wiadomo, jak to odbije się na relacji małżonków. Zdaniem dr hab. Agaty Gąsiorowskiej, psycholożki ekonomicznej z Uniwersytetu SWPS, przedkładanie zarabiania pieniędzy nad życie prywatne, może przynieść opłakane skutki.

- Pytanie, jak podchodzimy do dodatkowej pracy. Jeśli to ma być plan krótkoterminowy, np. wyjazdu na kilka miesięcy za granicę, to możemy przysłowiowo "zacisnąć zęby" i go zrealizować, mając w głowie myśl, że przecież to tylko na jakiś czas. Gorzej, jeśli jest to perspektywa pracy dodatkowej na czas nieokreślony. Wtedy może to być wyczerpujące, bo nie wiemy, kiedy to się zakończy — zauważa w rozmowie z Wirtualną Polską.

- Pamiętajmy, że doba ma tylko 24 godziny. Jeśli na rzecz pracy będziemy rezygnować z czasu wolnego, weekendów, to być może w krótkim czasie nam nie zaszkodzi, ale w dłuższej perspektywie z całą pewnością wyjdzie ze szkodą dla relacji rodzinnych i naszego dobrostanu psychicznego - stwierdza Gąsiorowska.

Psycholożka wskazuje, że decyzja o podjęciu dodatkowej pracy bywa pochopna. Proponuje, by najpierw przyjrzeć się domowym wydatkom, by mieć pewność, że dodatkowe pieniądze są nam niezbędne.

- Zanim zaczniemy myśleć o dodatkowej pracy, powinniśmy zrewidować koszty. To jest pierwsza sprawa, od której trzeba zacząć. Bardzo mało osób prowadzi księgowość domową. Kiedy zaczynamy to robić, często okazuje się, że wydajemy pieniądze w głupi sposób.

- Wydawane codziennie złotówki na drobiazgi w zestawieniu miesięcznym mogą okazać się wydanymi bez sensu setkami złotych. A zatem, szukając oszczędności, najpierw trzeba przyjrzeć się budżetowi pod tym kątem, a dopiero w drugiej kolejności szukać nowej pracy – radzi.

- Druga sprawa to renegocjowanie pensji w pracy. Od tego warto zacząć. To ważna informacja szczególnie dla kobiet, które miewają trudności w negocjacjach płacowych i często ich unikają — dodaje Gąsiorowska. 

Ekonomiczny efekt jo-jo 

- Nie łudźmy się, że samą dodatkową pracą jesteśmy w stanie podreperować domowy budżet na dłużej. Takie myślenie można porównać do picia alkoholu, który na chwilę poprawi humor, ale nie spowoduje, że problemy się rozwiążą, a wręcz przeciwnie – przestrzega psycholożka ekonomiczna z Uniwersytetu SWPS.  

- Porównałabym tę sytuację do odchudzania. Jeśli myślimy kategoriami "muszę schudnąć do ślubu", to ja do tego ślubu schudnę, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że po ślubie czeka mnie efekt jo-jo. Natomiast, jeśli zmienię nawyki żywieniowe i styl życia, a następnie dzięki temu schudnę, to zostaną one ze mną na dłużej, poprawiając jakość mojego życia – zapewnia Gąsiorowska.  

W ekonomii jest podobnie. Kluczem jest prowadzenie domowego budżetu, optymalizacja wydatków oraz wyrobienie tzw. dobrych nawyków, nie tylko tych finansowych. Specjaliści zalecają, by przyjrzeć się, czy nie marnujemy zasobów, którymi dysponujemy: jedzenia, energii, wody. Zmiana pewnych przyzwyczajeń może przynieść oszczędności, które - choć nie zmienią radykalnie sytuacji finansowej – być może pozwolą domknąć miesięczny budżet. 

- Pamiętajmy też, gospodarka ma to do siebie, że zachowuje się sinusoidalnie. Na przemian mamy hossy i bessy. Nie ma powodu zakładać, że po kryzysie, który teraz się zaczyna, nie będzie w końcu lepiej. Nie jesteśmy jednak w stanie przewidzieć, jak długo to będzie trwało, i to jest w tym najgorsze. Warto wykorzystać ten czas, by wyrobić sobie lepsze nawyki — radzi Agata Gąsiorowska z Uniwersytetu SWPS. 

Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl