"Wynoszą wódkę kartonami". Ekspedientki patrzą z przerażeniem
- Przychodzą do nas głównie osiedlowi amatorzy taniego alkoholu - mówi Sabina, która pracuje dorywczo jako ekspedientka. - Święta Bożego Narodzenia i sylwester to nasz sezon - dodaje Agnieszka, właścicielka sklepu monopolowego. Nie narzeka na brak klientów, choć niejednokrotnie musi radzić sobie z trudnymi sytuacjami w pracy. Kobiety zgodnie zauważają, że w święta apetyt Polaków na alkohol rośnie.
17.12.2022 | aktual.: 19.12.2022 07:21
Sabina jest studentką. W wolnych od wykładów chwilach dorabia w osiedlowym sklepie monopolowym. Zanim stanęła za kasą, pracowała w kilku restauracjach na krakowskim rynku. Była przekonana, że jako ekspedientka odpocznie od trudnych, roszczeniowych klientów. Szybko okazało się, że sklep monopolowy, w którym się zatrudniła, odwiedzają licznie mieszkańcy sąsiednich bloków.
- Prawdziwe oblężenie przeżywamy w weekendy. Od rana przygotowujemy się do sprzedaży mocniejszych alkoholi. Wystawiamy na półkach jak najwięcej butelek, żeby w trakcie zmiany niczego nie zabrakło - wyjaśnia w rozmowie z WP Kobietą.
W piątek po godzinie 18 zaczyna się praca na pełnych obrotach. Sabina nie odchodzi od kasy. - Gdy przyjeżdża szef, mogę szybko wyskoczyć do toalety, zapalić papierosa albo przekąsić coś w biegu. Zazwyczaj jestem w sklepie sama. Wtedy nie nie mam dla siebie wolnej chwili. Cały czas ktoś wchodzi i wychodzi, kręci się przy kasie, ogląda wystawiony na półkach alkohol - opowiada Sabina.
Pytam ją, czy chociaż w ciągu tygodnia może liczyć na chwilę wytchnienia. Nie potwierdza ani nie zaprzecza. Klientów jest zdecydowanie mniej, ale częściej trafiają się trudniejsze przypadki, w których Sabina musi wykazać się asertywnością.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Namolni, niemili i nieprzewidywalni
- Przychodzą do nas głównie osiedlowi amatorzy taniego alkoholu. Pytają o tzw. małpki, czyli wódkę o pojemności 100-200 ml. To najbardziej roszczeniowi klienci. Do sklepu wchodzą już pijani. W ręce mają odliczoną gotówkę. Jeśli cena wódki jest wyższa, niż zakładali, urządzają awanturę - tłumaczy.
Sabina radziła sobie już z wieloma niekomfortowymi sytuacjami. - W zeszłym tygodniu do sklepu wparował pijaczyna, prosząc o flaszkę. Zabrakło mu kilku złotych. Zaczął nachalnie prosić o wydanie wódki mimo że nie miał przy sobie pełnej kwoty. Nie chciał opuścić sklepu, odstraszając innych klientów. Moja stanowcza postawa nie wystarczyła. Musiał wyprowadzić go ze środka patrol straży miejskiej - wyjaśniła.
Podobne doświadczenia w obsłudze klientów sklepu monopolowego ma Agnieszka. Kilka lat temu przejęła od rodziców dobrze prosperujący punkt w niewielkiej miejscowości. Nie może narzekać na brak klientów. Przychodzą do niej najczęściej osoby pijące trunki nie najlepszej jakości, ale za to wysokoprocentowe. - Mają swój specyficzny odór, bywają namolni i niemili. Zaglądają do nas również osoby bezdomne. Stali bywalcy nie pozwalają sobie na niestosowne zachowanie. Nie chcą tracić z nami dobrych kontaktów - mówi w rozmowie z WP Kobietą.
Agnieszka najbardziej obawia się klientów, którzy są pod wpływem narkotyków. - To widać od razu. Oni są nieprzewidywalni i nigdy nie wiem, jak zareagują. Paraliżuje mnie wtedy strach - opisuje. Do sklepu Agnieszki wszedł pewnego razu pobudzony substancjami odurzającymi klient. Był widocznie zdenerwowany, szukał zaczepki. - Bardzo się bałam, że cały ten gniew skupi się na mnie - wspomina.
- Pijani klienci to nasz chleb powszechni. Uwielbiam swoją pracę, ale gdy ich obsługuję, czuję złość i irytację. Zwłaszcza gdy są to osoby, które ledwo stoją na nogach. Przewracają się na regały, niszczą towar i narażają mnie na spore koszty. Nie zawsze reagują na prośby o opuszczenie lokalu - dodaje Agnieszka. Spokojna rozmowa nie rozwiązuje problemu. Kobieta musi podnosić głos i podejmować bardziej zdecydowane kroki. - Jeśli widzę nietrzeźwego klienta, blokuję mu wejście do sklepu. Wyrzucenie go, gdy będzie już w środku, to trudne zadanie. Zwłaszcza gdy słania się na nogach - komentuje.
Polacy piją coraz więcej. Święta to kolejna okazja
Z najnowszych badań przeprowadzonych przez międzyrządową Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) wynika, że Polacy coraz częściej sięgają po alkohol. Na napoje wyskokowe wydajemy coraz więcej pieniędzy. W ubiegłym roku padł rekord pod względem wartości sprzedanych trunków w Polsce. Polacy przeznaczyli na nie niemal 45 mld zł, czyli o 9,6 proc. więcej w porównaniu z 2020 rokiem. To skutek szalejącej inflacji, która dotyka wszystkich dziedzin gospodarki.
Choć wzrost cen ma znaczenie, to wcale nie pijemy mniej niż wcześniej. W 2021 roku odnotowano najwyższe od lat 90. spożycie alkoholi mocnych. Aż 39,2 proc. ankietowanych sięga po napoje spirytusowe. To najwyższe wskaźniki dla mocnych alkoholi, jakie Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych zanotowała od początku swojej działalności.
- Polacy nadużywają alkoholu. Jest to jeden z głównych i nierozwiązywalnych obecnymi metodami problemów społecznych, który trawi nasz kraj od lat. Idą za nim poważne konsekwencje takie jak funkcjonowanie dorosłych osób z syndromem DDA czy przemoc w rodzinie - wyjaśnia dr. hab. Małgorzata Michel z Wydziału Filozoficznego Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Więcej pijemy także w okresie bożonarodzeniowym. - Święta prezentują się pięknie tylko w reklamach. W rzeczywistości to najtrudniejszy czas w życiu Polaków. Wiele osób znajduje się w kryzysach rodzinnych, doświadcza samotności, obawia się o przyszłość ze względu na problemy gospodarcze kraju - wyjaśnia Małgorzata Michel. Ekspertka podkreśla, że w święta Bożego Narodzenia odnotowuje się najwięcej interwencji psychiatrycznych w sprawie prób samobójczych.
- Alkohol jest substancją, która w sposób łatwy i tani powoduje zminimalizowanie napięcia oraz pozwala na zdystansowanie się do trudnych doświadczeń. Próbujemy z jego pomocą ulżyć sobie w smutku - dodaje Michel, wskazując na drugi aspekt nadużywania trunków w czasie świąt. - W Polsce panuje stereotyp, że nie ma dobrej zabawy bez alkoholu. Ośmielamy się nim do podjęcia społecznych interakcji. To m.in. powoduje, że spożycie alkoholu w święta wzrasta - podsumowuje ekspertka.
"Wykupują wódkę kartonami"
- Święta Bożego Narodzenia i sylwester to nasz sezon - mówi Agnieszka. Z jej obserwacji wynika, że Polacy piją więcej w okresie świątecznym i sylwestrowym. Alkohol kupują nie tylko dla siebie, ale też dla bliskich. - Uważają, że to dobry prezent pod choinkę. Wybierają też napoje, które postawią na wigilijnym stole. Polacy nie ograniczają się w święta - podkreśla Agnieszka.
Nie zniechęca nas wysoka inflacja. - W zeszłym roku klienci narzekali na rosnące ceny. Każdą podwyżkę przyjmowali ze zdziwieniem. Teraz są bardziej pogodzeni z drożyzną. Wiedzą, że ekspedientka za ladą w sklepie monopolowym nie ma wpływu na rosnące ceny. Informacje o wyższej kwocie do zapłaty przyjmują z żalem, ale nie mają już w sobie buntu, tak jak na początku inflacji - wskazuje Agnieszka.
Z Agnieszką zgadza się Sabina. Tuż przed wigilią do sklepu, w którym pracuje, wpadają zdesperowani klienci. - Szukają alkoholu w dużych ilościach. Najczęściej nie jesteśmy ich pierwszym wyborem. Zanim trafią do monopolowego, wybierają się na zakupy do supermarketów. Jeśli nie zdążą się tam zaopatrzyć, przychodzą do nas - wyjaśnia.
Sabina wskazuje, że w okresie świątecznym klientów jest więcej niż zwykle. W niemal każdą wigilię zostaje z tego powodu dłużej w pracy. - Jesteśmy otwarci tego dnia do drugiej w nocy. Ruch w sklepie jest niemal o każdej porze. Najwięcej klientów napływa przed pasterką. Przychodzą grupami, kupują kilka małpek i zbierają się na zewnątrz, aby napić się jeszcze przed mszą. To chyba najlepsi klienci, z jakimi miałam do czynienia. Są zazwyczaj uśmiechnięci i radośni - mówi ekspedientka.
Zainteresowanie asortymentem utrzymuje się w pierwszym i drugim dniu świąt. - Kolejka się nie kończy. Gdy zamykają się większe sklepy, wszyscy próbują zaopatrzyć się u nas. Wykupują wódkę kartonami. Do tego biorą pod pachę kilka butelek wina. Po świętach w sklepie zostają pustki - komentuje Sabina.
Szukamy oszczędności
Agnieszka zauważa, że w tym roku Polacy zostawili alkoholowe zakupy na ostatnią chwilę. Była przekonana, że w grudniu zaleje ją fala klientów. Zazwyczaj jest wtedy w stanie w ciągu kilku godzin zarobić więcej niż podczas regularnego dnia pracy. Tym razem zyski nie są aż tak wysokie.
- Wciąż czekamy na szczyt sezonu. Myślałam, że po okresie wypłat pensji i innych świadczeń ludzie ruszą do sklepu. Tym razem klientów jest mniej. Być może zostawili świąteczne zakupy na ostatnią chwilę. Większość z nich z pewnością wybierze zakupy w supermarketach, gdzie mogą częściej skorzystać z promocji - wskazuje.
Obawy Agnieszki potwierdza Ania, pracownica popularnej sieci sklepów spożywczych. Już od kilku tygodni przygotowuje się na wzmożony ruch w sklepie. Wszystko przez promocje, jakie przygotowano z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia i sylwestra. Pracę w markecie nieopodal centrum Krakowa rozpoczęła kilka miesięcy temu. Z przerażeniem obserwuje, jak szybko sklep zapełnia się kolejnymi butelkami z alkoholem.
- Przekazano nam, że możemy spodziewać się dzikich tłumów. Ustaliliśmy, że przynajmniej jedna osoba będzie obserwować dział z alkoholami i dokładać brakujący towar. Z rozmów z innymi pracownikami dowiedziałam się, że klienci do tej pory oblegali sklep przed każdą wigilią. Ten rok z pewnością nie będzie się znacznie różnić od poprzednich - mówi Ania.
Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.