Gwiazdy"Jezus Chrystus Zbawiciel" - Klausa Kinskiego

"Jezus Chrystus Zbawiciel" - Klausa Kinskiego

"Jezus Chrystus Zbawiciel" - Klausa Kinskiego
Źródło zdjęć: © AFP
08.12.2008 12:27, aktualizacja: 28.06.2010 12:45

Mesjasz outsiderów, genialny kretyn, szaleniec grający rolę artysty. Kim był Klaus Kinski? Szukającym odpowiedzi pomocny będzie „Jezus Chrystus Zbawiciel”, który właśnie wchodzi na ekrany.

Mesjasz outsiderów, genialny kretyn, szaleniec grający rolę artysty. Kim był Klaus Kinski? Szukającym odpowiedzi pomocny będzie „Jezus Chrystus Zbawiciel”, który właśnie wchodzi na ekrany.

Poszukuje się Klausa Kinskiego. zawód: artysta. miejsce zamieszkania: nieznane. Bezwyznaniowiec. Bezpartyjny. Poszukiwany jest oskarżony o uwodzenie nieletnich, bluźnierstwa, lekceważenie reżyserów. A przede wszystkim o zagranie wielu fenomenalnych ról filmowych, które fascynują do dziś”. Taki list gończy, wzorowany na początku monologu „Jezus Chrystus Zbawiciel”, który Kinski wygłosił w Berlinie w 1971 roku (film jest rejestracją tego występu), można by dziś wypuścić za aktorem. Cel? Uchwycić fenomen artysty, którego siła przyciągania zdaje się nie słabnąć, choć od jego śmierci minęło 17 lat. – Kinski jest w Niemczech wciąż bardzo popularny. Ze wszystkich powojennych gwiazd podobnie niegasnącą sławą cieszy się tylko Romy Schneider – potwierdza Hanns-Georg Rodeck, krytyk filmowy z „Die Welt”. I dodaje: – Jest jednak ważna różnica: Niemcy „kochają” Romy, ale „fascynują się” Kinskim. O niej mówią zawsze po imieniu, o nim – zawsze po nazwisku.

Zainteresowanie aktorem nie ogranicza się do Niemiec. Kinski ma wielbicieli na całym świecie, w tym grono wiernych fanów, którzy organizują na przykład konkurs „100 Kinskich”, polegający na obejrzeniu w ciągu roku setki filmów z idolem. Informują się też o nowościach związanych z Kinskim, takich jak odcinek kreskówki „Venture Bros.” (jej bohaterami są postacie z innych filmów i seriali) z Klausem lub rysunek przedstawiający Kinskiego jako Jokera, tego od Batmana. Ta ostatnia rola pasuje jak ulał do niemieckiego aktora, który w swoim emploi ma mnóstwo czarnych charakterów, a i poza planem filmowym brylował w iście jokerowym stylu.

Za kilka (milionów) dolarów więcej

Kinski słynął z wybuchów wściekłości, darł się na członków ekipy, wpadał w szał. Nie znał moresu, nikomu się nie podporządkowywał. Wernerowi Herzogowi, u którego zagrał najwspanialsze i najbardziej znane role, wielokrotnie groził śmiercią lub przynajmniej ciężkim uszkodzeniem ciała. „Niech połknie go anakonda – byle powoli i boleśnie. Zasłużył, by sparaliżowało go żądło pająka-ludojada. Najbardziej jadowity z węży powinien wypalić mu mózg. Pantery powinny pić z jego rozerwanego gardła – a i tak to byłoby za dobre dla Herzoga” – takie życzenia zapisał w autobiografii „Ja chcę miłości” Kinski.

Gwałtowna nieobliczalność nie przenosiła się jednak na jego postacie. Jego role są skupione, sprężone jak gaz w butli, a przy tym pełne delikatności i subtelności. Widać to choćby w takich filmach Herzoga jak „Nosferatu wampir” (1979) i „Woyzeck” (1979). Zresztą aktor doskonale wpisywał się w koncepcję niemieckiego reżysera, który od początku kariery opowiada o niezrozumianych geniuszach i outsiderach. Być może to właśnie Klaus wpłynął na artystyczne wybory Herzoga, bo panowie spotkali się pierwszy raz około 1958 roku, gdy reżyser miał 13 lat, a Kinski dobiegał trzydziestki. – On nie był aktorem. Nienawidził tego zawodu, a przecież nie pojawił się na ekranie nikt inny, czyja obecność emanowałaby na nas z taką intensywnością – tak opisuje go Herzog. – Był jedynym geniuszem, jakiego udało mi się spotkać.

Panowie razem nakręcili jeszcze „Aguirre, gniew Boży” (1972), „Fitzcarraldo” (1982) i „Cobra Verde” (1987). Reżyser opowiadał szerzej o swoim związku z aktorem w filmie o znaczącym tytule „Mój ukochany wróg”. Ta ambiwalencja to rzadkość, bo Kinski częściej wzbudzał jednoznaczne, skrajne uczucia. Wszystko w jego życiu było na wysokim C, miłość do kolejnych żon i trójki dzieci (która jednak nie wykluczała licznych romansów), namiętność do sztuki, opinie. W jednym z wywiadów wyznał, że nie zagrał Adolfa Hitlera, bo po pierwsze uznaje go za nudziarza, a po drugie wypadłby bardziej przekonująco od Führera. – Jego mowy wygłosiłbym dużo lepiej – przekonywał.

Źródeł jego ekstremalnych zachowań można szukać w dzieciństwie i wczesnej młodości. Urodził się w 1926 roku w Sopocie jako Nikolaus Nakszyński. Mimo polsko brzmiącego nazwiska, była to rodzina niemiecka. Nakszyńscy żyli na skraju nędzy, Klaus z dzieciństwa najlepiej zapamiętał głód i podkradanie jedzenia. Kilka miesięcy spędził w szpitalu psychiatrycznym. W 1944 roku wcielono go do Wehrmachtu, a potem trafił do niewoli. Karierę, już pod pseudonimem Klaus Kinski, zaczynał tuż po wojnie, jako pierwszy aktor grał Hamleta w odgruzowywanym Berlinie. Występował też w teatrach i wędrownych trupach. Nigdzie nie mógł zagrzać miejsca na dłużej, bo albo sam odchodził rozczarowany mizerią intelektualną twórców, albo był wyrzucany za niesubordynację.

Na początku lat 60. stał się popularny dzięki recytacji między innymi Villona i Szekspira. Potem upomniał się o niego film, wystąpił na przykład w adaptacjach kryminałów Edgara Wallace’a, gdzie wcielał się głównie w typy spod ciemniej gwiazdy. W 1965 roku zagrał pamiętną rolę w spaghetti westernie „Za kilka dolarów więcej” Sergio Leone. Później kręcił filmy już masowo, a wybierając rolę – jak twierdził – kierował się tylko wysokością gaży. Odrzucił propozycje Felliniego, Viscontiego, Pasoliniego, Spielberga, bo oferowali za mało. Granie u znanych reżyserów nie kalkulowało mu się pewnie z jeszcze innego powodu – musiałby się dzielić z nimi sławą. W mniejszych produkcjach często był największą gwiazdą i jeśli wierzyć jego megalomańskim opowieściom, najwspanialszym artystą na planie. Zagrał w 135 filmach, z których tylko kilka warto zapamiętać, ale z każdego zapamiętuje się intensywną grę Kinskiego.

Genialny kretyn

„Kinski był mieszaniną kompletnego idioty, kretyna z niebywale akulturalnym wrażliwcem. Egomania Kinskiego jest czymś, co nie mieści się w głowie” – wspomina go Andrzej Żuławski (w książce „Żuławski. Przewodnik krytyki politycznej” Piotra Kletowskiego i Piotra Mareckiego). Niemiecki aktor wystąpił w jego „Najważniejsze to kochać”. Kabotynizm Kinskiego dostrzeże zresztą każdy, komu wpadła w ręce jego autobiografia. „Pewnie niektórzy zarzucą mi braki w »stylu«, niedostateczne »wyważenie« tego, co piszę. Moje życie nie jest wyważone. Jest dzikie i bolesne. Jak dżungla. Pustynia. Góry. Morze. (...) Piszę tylko swój testament. Reszta nie zasługuje na uwagę” – to fragment literackich popisów Kinskiego.

Kreuje on się w książce na mesjasza sztuki, którego wielkości nikt nie potrafi wyeksponować, a większość jej też po prostu nie pojmuje i próbuje go uciszyć. Kogoś takiego zobaczymy w „Jezusie Chrystusie Zbawicielu”, z którym Kinski jeździł po kraju. Monolog Jezusa, którego autorem jest Kinski, uwydatnia szaloną manię wielkości i aktorski geniusz artysty. Początkowo zresztą Kinski zamierzał recytować fragmenty Nowego Testamentu, ale na to nie zgodziły się władze, bojąc się reakcji po występach. – On był przeciwieństwem Niemiec lat 60. i 70.: nierozsądny, niedający się kontrolować, impulsywny, agresywny, hałaśliwy, potępiający dobry gust – wylicza Rodeck.

Właśnie to pozaekranowe wcielenie Kinskiego najmocniej pobudza wyobraźnię. Anarchista filmu, buntownik bez kalkulacji, którego nie utemperowały sława, pieniądze ani towarzystwo innych gwiazd; niezrozumiany geniusz i odrzucony wrażliwiec działa jak magnes na tych, którzy sami czują się samotni lub wyalienowani. Na taką postać łatwo projektować własne lęki, nadzieje i obsesje. W taki właśnie sposób interpretuje nieustanną fascynację Kinskim Geyer, reżyser „Jezusa...”: – Ludzie widzą w nim, moim zdaniem błędnie, odbicie własnego nieprzystosowania. Dla nich Kinski jest mentalnym przedłużeniem penisa.

Składową popularności Kinskiego jest też jego stała obecność w niemieckiej telewizji, która jak mówi Rodeck, niemal codziennie wyświetla któryś z jego filmów. Z kolei na rynku są też liczne audiobooki z nagraniami występów i recytacji Kinskiego, jego wiersze, biografie, a wkrótce na DVD wyjdzie „Jezus Chrystus Zbawiciel”. Peter Geyer, który jest opiekunem spuścizny po Kinskim, nie ujawnia, czy istnieją jeszcze nieznane materiały i ile ich jest. – Nie mogę tego zrobić, chcę, aby prasa pisała o nich, dopiero gdy pojawią się na rynku – wyjaśnia „Przekrojowi”.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także