Blisko ludziJak przygotować piękny ślub w trzy miesiące

Jak przygotować piękny ślub w trzy miesiące

Jak przygotować piękny ślub w trzy miesiące
Źródło zdjęć: © -sxc.hu
19.11.2009 11:57, aktualizacja: 22.06.2010 00:59

Przygotowanie ślubu i wesela to często ogromny wysiłek, który wymaga wiele pracy. Panuje też przekonanie, że nawet osoby dobrze zorganizowane muszą dać z siebie wszystko, by nie zapomnieć o żadnym ważnym elemencie uroczystości. A przecież nie wszyscy są świetnie zorganizowani. I dlatego niektórzy zakochani, przerażeni ilością czekającej ich pracy, wciąż odkładają ślub na później, myśląc, że jest to praca ponad ich siły.

Przygotowanie ślubu i wesela to często ogromny wysiłek, który wymaga wiele pracy. Panuje też przekonanie, że nawet osoby dobrze zorganizowane muszą dać z siebie wszystko, by nie zapomnieć o żadnym ważnym elemencie uroczystości. A przecież nie wszyscy są świetnie zorganizowani. I dlatego niektórzy zakochani, przerażeni ilością czekającej ich pracy, wciąż odkładają ślub na później, myśląc, że jest to praca ponad ich siły. Albo rezerwują termin ślubu z wielomiesięcznym wyprzedzeniem wierząc, że przygotowanie ceremonii zajmuje bardzo dużo czasu. Nic bardziej mylnego! Nie tylko naprawdę tradycyjny ślub można zorganizować w niemal ekspresowym tempie, ale też poradzą sobie z tym osoby nawet całkiem "niezorganizowane". Udowodnili to właśnie Danuta i Tomek, artyści z Gdańska, którzy wszystko przygotowali w niecałe trzy miesiące, a ich ślub był naprawdę czarujący. Oto historia ich ślubu opowiedziana mi przez pannę młodą…

Wszystko po kolei…

Zaczęliśmy przygotowania w drugiej połowie września. Zarezerwowaliśmy termin ślubu w Kościele, a potem pojechaliśmy po suknię ślubną do Paryża do butiku mojej znajomej - tam też, w sklepie z końcówkami serii, kupiłam buty. Załatwianie formalności zaczęło się w pierwszych dniach października, kiedy poszliśmy na kurs przedmałżeński i musieliśmy jednocześnie dopełnić formalności w kancelarii parafialnej oraz w urzędzie stanu cywilnego. Tomek urodził się w Łodzi i musiał tam pojechać osobiście po metrykę chrztu, bo nie chcieliśmy zdawać się na pocztę z obawy, że nie zdążymy dostarczyć dokumentu. Przyznaję, że późno o tym pomyśleliśmy i lepiej załatwiać te sprawy nieco wcześniej, by uniknąć stresu. Udało się nam jednak, bo Tomek zdobył dokument w jeden dzień. Metryka chrztu jest podstawowym dokumentem, dopiero po jej złożeniu Kościół zaczyna trzytygodniowe zapowiedzi o ślubie w kościele parafialnym, z którego po ich zakończeniu należy odebrać zaświadczenie potwierdzające ich wygłoszenie. Z zaświadczeniem udaliśmy
się do kościoła, gdzie braliśmy ślub, by tam spisać protokół itd. Formalności skończyły się jakiś tydzień przed ślubem. Na końcu wybraliśmy restaurację, do której zaprosiliśmy gości po ślubie na obiad. Byliśmy w niej nawet wcześniej na obiedzie, żeby spróbować tamtejszych dań i upewnić się, co do warunków i obsługi.

Niespodzianki…

Najwięcej czasu zajęły nam nauki przedślubne, bo było w sumie 6 spotkań - 4 spotkania to kurs małżeński, a 2 - spotkania w poradni rodzinnej, też obowiązkowe. W sumie kurs trwał ponad miesiąc, bo spotkania odbywały się raz w tygodniu. Wiem jednak, że są kursy, które trwają tylko tydzień, a spotkania odbywają się codziennie. Z perspektywy czasu widzę, że najwięcej stresu kosztowało nas uzyskanie wspomnianej metryki chrztu Tomka, bo nie mogliśmy liczyć na pocztę. Najlepiej wcześniej dowiedzieć się dokładnie, co jest potrzebne do ślubu, nawet jak się nie planuje brać go w najbliższym czasie. A jak chce się uniknąć stresu, lepiej zacząć przygotowania nieco wcześniej, niż na trzy miesiące przed terminem…

Podsumowując, nasza kolejność przygotowań wyglądała tak:

  • wrzesień: rezerwacja terminu ślubu
  • wrzesień: zakup stroju dla panny młodej
  • październik: kurs przedmałżeński (uwaga, kursy nie odbywają się w wakacje! I dlatego też nasz ślub, choć miał się odbyć w ciepłej porze, w końcu odbył się w listopadzie)
  • listopad: rezerwacja restauracji i fryzjera
  • listopad (dzień przed ślubem): załatwienie muzyki na ślubie i kwiatów

Gdybym jednak miała doradzić, myślę, że sprawę stroju można załatwiać nieco później, bo z czasem coraz więcej się wie i coraz lepiej zna swoje wymagania. Większą uwagę przywiązałabym za to do muzyki w kościele. Ale, przez wszystkie przygotowania przechodzi się razem i to jest naprawdę wspaniałe, że można na kogoś liczyć. Rodzina i znajomi też chętnie pomagali.

W czym do ślubu…

Zakup garnituru dla pana młodego nie stanowi problemu - w Polsce można kupić ubrania w naprawdę dobrym gatunku. Problemem był zakup białego krawata, ale i jego wkrótce znaleźliśmy. Ze strojami dla kobiet jest nieco gorzej. Jestem bardzo wrażliwa na piękno i przyznam, że przerażały mnie tradycyjne suknie ślubne. Byłam bliska ubrania do ślubu zwykłego jasnego kostiumu, jak moja znajoma, co w sumie jest całkiem dobrym pomysłem. W każdym razie nie odpowiada mi konwencja "lalki Barbie", ani styl królewny. Chciałam mieć elegancką, ładną, ciekawą suknię. Dlatego poprosiłam o pomoc przyjaciółkę, Joannę Błażejowską, która tworzy ubrania i ma sklep w Paryżu. Dostałam od niej piękną, nowoczesną, lekką i gustowną suknię, wykonaną z jedwabiu i tu już materiał dał jej dużo uroku. Do tego jeszcze miała naprawdę bardzo ładny krój.

Obiad weselny…

Wybraliśmy restaurację, którą polecili nam znajomi, nie było żadnego problemu z rezerwacją terminu. Nie zdecydowaliśmy się jednak na rezerwację całego lokalu, tylko na zamówienie miejsca dla naszych gości - na szczęście lokal był tak urządzony, że nasz stół weselny znajdował się w miejscu zapewniającym nam i gościom intymność. Na obiedzie było około 20 osób - zdecydowaliśmy, że najbliższych, chrzestnych, świadków i gości, którzy przyjechali z daleka należy poczęstować. W końcu na obiad zaprosiliśmy też kilku znajomych, by byli goście w różnym wieku. Nie mogliśmy sobie pozwolić na wesele dla całej rodziny, ale spotkanie w gronie weselników po ślubie było bardzo udane i bardzo się cieszę, że z niego w końcu nie zrezygnowaliśmy, by oszczędzić pieniądze. Fryzura i makijaż…

Moja fryzura ślubna i makijaż były za to wynikiem kompromisu pośpiechu z brakiem wizji! W efekcie nie stawiałam oporu nadgorliwej fryzjerce. Na szczęście włosy pofarbowałam tydzień przed ślubem i wtedy też wypróbowałam uczesanie - w dzień ślubu wyszło nieco inaczej, ale to już tylko moja wina. Nie do końca za to byłam zadowolona z makijażu, wydawało mi się, że na tak wielką okazję powinnam się jakoś szczególnie umalować, tymczasem na co dzień prawie wcale się nie maluję. I dlatego miałam na twarzy rodzaj maski i nie najlepiej się z tym czułam. Teraz widzę, że niepotrzebnie się tak starannie malowałam, powinnam wyglądać raczej naturalnie. Mocny makijaż postarza o 10 lat. Do tego jeszcze fryzjerka, która mnie malowała, użyła do powiek błyszczącego cienia, który odbijał blask lampy błyskowej na zdjęciach! Dlatego lepiej nie dawać eksperymentować na sobie w dzień ślubu…

Muzyka, fotograf i rzeczy najważniejsze…

Największy problem mieliśmy z muzyką, bo sądziliśmy, że skoro zamówiliśmy ślub w kościele, muzyka jest już organizowana przez organistę, ale okazało się, że powinniśmy się o nią sami zatroszczyć. Na szczęście moja znajoma jest zawodową śpiewaczką i mogła uświetnić swoim występem ceremonię. (Przeważnie jednak muzyką zajmuje się organista)

W kościele - zgodnie ze zwyczajem - przeszliśmy od kruchty do ołtarza, ale wiem, że można też czekać na księdza przy ołtarzu - to informacja dla tych, których przejście przez cały kościół może stresować.

Nie wybieraliśmy profesjonalnego fotografa, tylko skorzystaliśmy z oferty znajomych, którzy fotografią się pasjonują. Było zresztą zbyt późno na zamawianie profesjonalisty. Ale nie żałujemy, bo uważamy, że niektórzy zawodowi fotograficy są znudzeni pracą i to nie robi najlepszego wrażenia na ślubie.

Podsumowując: najważniejsza jest decyzja o ślubie, a przygotowaniami nie należy się zbytnio przejmować, bo Kościół chętnie pomaga w ich załatwieniu, podobnie i rodzina i znajomi. Ślub jest po to, by się dobrze bawić i na nim, i po nim!

Nie taki ślub straszny…

Jak widać, nie taki ślub straszny, jak go malują. I wcale nie taki czasochłonny. Jak mówią Danuta i Tomek: nie warto nic robić wbrew sobie. Dlatego ich ślub był pełen uroku, a na ich weselu goście bawili się razem przez wiele godzin.

I ja tam byłam, miód i wino piłam, a com widziała i słyszała tutaj umieściłam…

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1)
Zobacz także