GwiazdyDaję całą siebie

Daję całą siebie

Daję całą siebie
11.12.2007 13:07, aktualizacja: 03.03.2008 14:38

Do pły­ty „Se­xi Fle­xi” na­pi­sa­ła swój pierw­szy śmia­ły erotyk. Na­ta­lia Ku­kul­ska mó­wi, że te­raz ma do­bry czas. Doj­rza­łość dała jej no­we spoj­rze­nie na życie.

ZWIERZENIA NIEKONTROLOWANE

Do pły­ty „Se­xi Fle­xi” na­pi­sa­ła swój pierw­szy śmia­ły erotyk. Na­ta­lia Ku­kul­ska mó­wi, że te­raz ma do­bry czas. Doj­rza­łość dała jej no­we spoj­rze­nie na życie. Z mężem tworzą zgraną parę i sprawne przedsiębiorstwo.

SUK­CES: Każ­da pły­ta ozna­cza zmia­nę w ży­ciu ar­ty­sty. Jak jest te­raz u cie­bie?

Natalia Kukulska: Je­stem szczę­śli­wa.

Dla­cze­go?

Mam uda­ną ro­dzi­nę, dwój­kę cu­dow­nych dzie­ci, ko­cha­ne­go mę­ża, z któ­rym dzie­li­my wspól­ną pa­sję. I wła­śnie na­grałam pły­tę.

„Se­xi Fle­xi”. Brzmi za­baw­nie.

Jest to pły­ta peł­na po­zy­tyw­nej ener­gii, bo uro­dzi­ła się ze szczęśliwego ży­cia. Po­zwo­li­łam so­bie na ba­wie­nie się mu­zy­ką, bez kalkulacji, czy to bez­piecz­ne dla eg­zy­stencji na ryn­ku. Wy­cho­dzę z zało­że­nia, że tyl­ko dzię­ki by­ciu szcze­rym w tym, co się ro­bi, można za­pra­co­wać na za­ufa­nie słu­cha­czy i mieć swo­ją pu­blicz­ność. Jeśli bę­dę ule­ga­ła wszel­kim mo­dom i tren­dom, to sta­nę się oso­bą przezro­czy­stą, ni­ja­ką. Ra­zem z Bart­kiem Kró­li­kiem i Mar­kiem Piotrkowskim z Pla­nu B, by­łe­go trzo­nu ze­spo­łu Si­stars, stwo­rzy­li­śmy świe­że brzmie­nie, mu­zy­kę, któ­ra pod­czas po­wsta­wa­nia krę­ci­ła nas wszyst­kich. Ba­wi­li­śmy się róż­ny­mi na­szy­mi in­spi­ra­cja­mi, się­ga­jąc do prze­szło­ści i te­raź­niej­szo­ści, na­da­jąc im in­ną ja­kość. To jest po­po­wa pły­ta, ale róż­no­rod­na, ma zwar­tą for­mę, ta­kie ro­bi­ło się w la­tach 80., ma no­śne me­lo­die, moc­ny i osa­dzo­ny gro­ove i du­żo charakterystycz­nych rif­fów wo­kal­nych i in­stru­men­tal­nych.

Nie przy­po­mi­nasz na niej daw­nej Na­ta­lii Ku­kul­skiej.

To praw­da, wie­le osób jest za­sko­czo­nych. Z chło­pa­ka­mi się­ga­li­śmy po na­wet naj­bar­dziej ab­sur­dal­ne po­my­sły, któ­re nam przy­cho­dzi­ły do głowy, czę­sto sprzecz­ne z tym, co ro­bi­łam do tej po­ry, aby osią­gnąć swój cel.

Ja­ki sobie zamierzyłaś?

Ta pły­ta ma przede wszyst­kim ba­wić i dzia­łać na słu­cha­cza. A mu­zy­ka jest ela­stycz­na, jak sło­wo „fle­xy”… Do tej po­ry miałam mało pio­sen­ek, w któ­rych dy­stan­su­ję się do sa­mej sie­bie. Mam wra­że­nie, że od­bie­ra­ło to mi tem­pe­ra­ment i ener­gię.

Na­praw­dę ja­ka je­steś?

Wła­śnie ta­ka, jak te­raz sły­chać. Wie­dzą to wszy­scy, któ­rzy cho­dzą na mo­je kon­cer­ty. Bo na nich to naj­le­piej wy­cho­dzi.

Po­dob­no ty­tu­ło­wa pio­sen­ka spodo­ba­ła się na­wet two­jej babci.

To praw­da, za­sko­czy­ła mnie. Kie­dy bab­cia po raz pierw­szy usły­sza­ła „Se­xi Fle­xi”, to po­wie­dzia­ła: „No, jak ta­ka bę­dzie cała pły­ta, to pój­dzie jak świę­co­na wo­da”. Po­zy­tyw­na ener­gia tej pio­sen­ki, jej opty­mizm i dow­cip spo­wo­do­wa­ły, że cho­ciaż bab­cia gustu­je w no­stal­gicz­nych kli­ma­tach, to i do niej przemówiła.

Co to zna­czy se­xi?

Sło­wo „se­xi” nie ma nic wspól­ne­go z ocie­ka­niem sek­sem. Pisa­ne jest na pły­cie spe­cjal­nie przez „i”, a nie „y”. Zresz­tą chy­ba wi­dać, że nie je­stem oso­bą, któ­ra prowo­ku­je go­li­zną… Mu­zy­ka za to jest se­xy. Dla mnie sek­sow­na jest ko­bie­ta, któ­ra jest speł­nio­na.

Ładnie brzmi. I prawdziwie. To ty?

Mam do­bry czas, zwłasz­cza po bi­lan­sie trzy­dziest­ki, któ­ry so­bie zrobiłam w ubie­głym ro­ku. Trzy­dziest­ka do­da­ła mi skrzy­deł. Te­raz mocniej czu­ję swo­ją war­tość, je­stem peł­na sił. Cho­ciaż ostat­nio miewałam i trud­ne chwi­le, na przy­kład zwią­za­ne z cho­ro­bą mo­je­go taty.

Po­wiedz, jak się czu­je ta­ta?

Na szczę­ście nie jest go­rzej. I tym po­tra­fię się cie­szyć, być wdzięczna. Doj­rza­łość da­ła mi no­we spoj­rze­nie. Sta­ram się nie mar­twić na za­pas.

Masz w so­bie wię­cej to­le­ran­cji dla dru­gie­go czło­wie­ka?

Je­stem po­god­niej­sza, mam więk­szą zgo­dę na świat i lu­dzi. Nie trzy­mam ura­zów ani tok­syn, któ­re nisz­czą psy­chi­kę. Za­uwa­ży­łam, że je­śli dobrze o kimś po­my­ślę, to le­piej się czu­ję. Dla­te­go na­wet sta­ram się pro­gra­mo­wać w ten spo­sób, że „lu­bię in­nych lu­dzi”. Pewnie, że nie­któ­re rze­czy mnie wku­rza­ją i po­tra­fią wy­pro­wa­dzić z równo­wa­gi. Po­tra­fię się nie­źle na­krę­cić. Już ta­ki mam tem­pe­ra­ment. Ale tak na­praw­dę szko­da na to ener­gii. Le­piej cie­szyć się ży­ciem i mały­mi spra­wa­mi.

Czy pio­sen­ka „Ma­ła rzecz” opo­wia­da właśnie o tym?

To rze­czy­wi­ście mój bar­dzo oso­bi­sty tekst, do pio­sen­ki, któ­rą skompono­wa­li­śmy wspól­nie z Mi­cha­łem. Gdy­bym mia­ła upo­rząd­ko­wać swo­je my­śli, dać wy­raz te­mu, jak pod­cho­dzę do rze­czy­wi­sto­ści i co czu­ję, to naj­le­piej od­zwier­cie­dli to ta wła­śnie pio­sen­ka. Po­wsta­ła w ostat­nie wa­ka­cje. Pa­trzy­łam so­bie na mo­je dzie­ci, któ­re ba­wi­ły się na pla­ży, i pi­sa­łam o swo­im ży­ciu, w któ­rym nie mu­szę już nic ro­bić na si­łę. „Bo te­raz ja wy­bie­ram, to co lu­bię, to co chcę”.

A co chcesz? Co jest dla cie­bie waż­ne?

„Sło­wa tej pio­sen­ki, śnia­da­­­­nie z to­bą na tra­wie, ry­sun­ki mo­ich dzie­ci” – śpie­wam. Czy­li zwy­kłe drob­ne przy­jem­no­ści, ma­łe rze­czy. Zresz­tą w tej pio­sen­ce, jej tle, sły­chać mo­je dzie­ci, któ­re na­gra­łam po kry­jo­mu.

Jak cię zmie­ni­ło ma­cie­rzyń­stwo?

Wła­ści­wie przy­szło w spo­sób na­tu­ral­ny, od dziec­ka lu­bi­łam ba­wić się w dom. Na­to­miast rze­czy­wi­ście dzię­ki ma­cie­rzyń­stwu jest mi ła­twiej żyć, po­nie­waż nie kon­cen­tru­ję się tak na so­bie, a bar­dziej na dzieciach. Już nie ude­rza­ją mnie ja­kieś po­raż­ki czy kry­ty­ka, to do­bro dzie­ci jest dla mnie naj­waż­niej­sze. Ży­ję dla nich, a nie dla siebie.

Ja­ką je­steś ma­mą?

Trze­ba się o to mo­je dzie­ci za­py­tać… Ale je­stem bli­ską mamą.

Ma­mą przy­ja­ciół­ką?

Jak naj­bar­dziej. Ma­mą, któ­ra wie wszyst­ko i któ­ra nie jest z do­sko­ku. Cho­ciaż cza­sa­mi trud­no jest po­go­dzić ma­cie­rzyń­stwo z mo­im za­wo­dem. Zwłasz­cza ostat­nio te na­sze re­la­cje ucier­pia­ły, kie­dy na­gry­wa­łam i pro­mo­wa­łam pły­tę… Ale war­to pró­bo­wać. Nie­speł­nio­na za­­wo­do­wo ma­ma też nie jest do­bra.

O tym, że na­le­ży da­wać z sie­bie wszyst­ko, śpie­wasz w „If you come my way”. Na­praw­dę je­steś ta­ka am­bit­na i pra­co­wi­ta?

Je­że­li już w coś się za­an­ga­żu­ję, to do utra­ty tchu. Je­stem perfekcjonist­ką. Ale też tro­chę się zmie­ni­łam. Po­le­ga to na tym, że po­tra­fię już so­bie po­wie­dzieć, że pew­nych rze­czy nie je­stem w stanie prze­sko­czyć. Znam swo­je wa­dy i już wiem, na co so­bie mo­gę pozwo­lić, a na co nie. Nie roz­pa­czam nad swo­imi bra­ka­mi. Na­to­miast sta­ram się jak naj­le­piej wy­ko­rzy­stać za­le­ty.

W „Se­cond chan­ce” na­ma­wiasz do tań­ca. Lu­bisz tań­czyć?

Lu­bię. Ale zapraszając do tańca, na­ma­wiam do ży­cia w peł­ni i otwartości. Ta pio­sen­ka po­w­sta­­ła spon­ta­nicz­nie, za­in­spi­ro­wa­ły mnie bar­dzo akor­dy, któ­re wy­my­ślił Mi­chał. Jest w tej pio­sen­ce du­ży ładunek ener­gii, lu­bię jej słu­chać, jak ja­dę sa­mo­cho­dem.

W zu­peł­nie in­ny na­strój wpro­wa­dza piosenka „In si­len­ce”?

To pio­sen­ka, któ­rą na­pi­sa­łam ra­zem z ta­tą. Spodo­bał mi się mo­tyw refre­nu, ja­ki za­grał na for­te­pia­nie. Utwór ten też wy­pro­du­ko­wał „Plan B”. Za­czy­na się od bu­rzy, ma nie­po­wta­rzal­ny i mroczny kli­mat, jest jak sen. To pio­sen­ka z ca­łej pły­ty najbardziej po­waż­na i wznio­sła. Sło­wa po­mo­gła mi na­pi­sać Mi­ka Urbaniak, któ­ra zresz­tą wspie­ra­ła mnie jesz­cze w kil­ku piosenkach.

A co po­wiesz o „I lo­ok at U”?

Ta piosenka ma też pol­ski ty­tuł „Sam na sam”. Na al­bum weszła jed­nak wer­sja an­giel­ska. To pierw­szy ero­tyk, ja­ki w ży­ciu napisa­łam. Jest śmia­ły… Ale chy­ba każ­dy, ko­mu zmy­sło­­wość jest bli­ska, go zro­zu­mie. To wy­sma­ko­wa­na po­ście­ló­wa, po­le­cam.

Tro­chę o two­im ży­ciu mo­że­my do­wie­dzieć się z pio­sen­ki „In the spot”.

Jest od­po­wie­dzią na to, dla­cze­go zde­cy­do­wa­łam się na ży­cie pod tzw. lu­pą, dla­cze­go śpie­wam. Bo oprócz przy­jem­nych stron mo­je­go za­wo­du są też in­ne…

No wła­śnie, ja­kie?

Brak pry­wat­no­ści, cią­gła kon­fron­ta­cja z ocze­ki­wa­nia­mi in­nych, du­że poświę­ce­nie, by coś osią­gnąć cza­sem kosz­tem zdro­wia i do­mo­we­go spokoju.

Co to ozna­cza w two­im przy­pad­ku? Jak go­dzisz obo­wiąz­ki do­mo­we z pracą, na­gry­wa­niem pły­ty, kon­cer­ta­mi, wy­jaz­da­mi?

Ostat­nio rze­czy­wi­ście kła­dłam się spać o dru­giej w no­cy, a wsta­wa­łam o siód­mej. Czu­ję, że już po­trze­bu­ję ja­kie­goś od­de­chu. Nie chcia­ła­bym jed­nak na­rze­kać… Po­wiem tyl­ko, że nie mam w ży­ciu żad­nej ta­ry­fy ulgo­wej. Tak, jak każ­dy, mu­szę wszyst­ko ze so­bą po­go­dzić. Je­śli czu­ję się od­po­wie­dzial­na za wy­da­rze­nia zwią­za­ne z mo­ją pły­tą i nie chcę, aby to by­ło przy­pad­ko­we, po­świę­cam te­mu czas… Ostat­nio ma­ma Micha­ła, ob­ser­wu­jąc, jak wy­glą­da mo­je ży­cie, w cią­głym pę­dzie, wśród ty­sią­ca spraw i te­le­fo­nów, po­wie­dzia­ła, że nie zna nikogo, kto by takie tem­po wy­trzy­mał. Ale tak nie jest za­wsze.

Kto w tym cza­sie zaj­mu­je się dzieć­mi? Mó­wi­łaś, że w pew­nym okre­sie musia­łaś na­wet co­dzien­nie jeź­dzić do stu­dia, aby na­gry­wać pły­tę. To trwa­ło oko­ło ro­ku.

Od po­nie­dział­ku do piąt­ku do go­dzi­ny 17 po­ma­ga mi pa­ni, któ­ra zaj­mu­je się do­mem. Po­tem ra­dzi­my so­bie z Mi­cha­łem sa­mi, na zmia­nę, kto ma czas. Wy­mie­nia­my się. Jest też bab­cia, któ­ra z na­mi miesz­ka, po­ma­ga nam, jak mo­że, go­tu­je. A gdy so­bie już nie da­je­my ra­dy, dzwo­ni­my po ma­mę Mi­cha­ła, któ­ra ra­tu­je nas, zwłasz­cza jak wy­jeż­dża­my na kon­cer­ty, czy­li czę­sto.

A co robisz, je­śli je­steś zmę­czo­na, a ju­tro masz kon­cert?

Jak wy­cho­dzę na sce­nę, to nie mo­gę wszyst­kim po­wie­dzieć, że mia­łam nie­prze­spa­ną noc, bo mój sy­nek na przykład przy­niósł prze­zię­bie­nie ze szko­ły i do­stał go­rącz­ki, i mia­łam jesz­cze wie­le in­nych pro­ble­mów. Publicz­ność nie mo­że te­go od­czuć… Zo­sta­wiam to wszyst­ko za kulisa­mi. Od pa­ni w urzę­dzie też wy­ma­ga­my pro­fe­sjo­na­li­zmu i uprzejmości, bo nie in­te­re­su­ją nas jej pry­wat­ne pro­ble­my. Ty­le że mo­je błę­dy i gor­sze chwi­le oce­nia nie­raz ca­ła Pol­ska.

Jak się mo­bi­li­zu­jesz?

Cza­sa­mi by­wa trud­no. Ale jak już za­czy­nam śpie­wać, to wszyst­ko mi­ja. Bo mu­zy­ka wcią­ga w in­ny świat i do­star­cza ad­re­na­li­ny.

Wy­stę­pu­je­cie ra­zem z Mi­cha­łem, on gra w two­im ze­spo­le. Jak ci się pracu­je z wła­s­nym mę­żem?

Bar­dzo do­brze, bo Mi­chał jest świet­nym mu­zy­kiem i pro­fe­sjo­na­li­stą. Jak jesz­cze nie by­li­śmy ra­zem, to za­uwa­ży­łam, że moż­na się z nim dogadać, jest nie­zwy­kle słow­ny, od­po­wie­dzial­ny i za­wsze do­brze przygoto­wa­ny.

A kto jest sze­fem, za­wo­do­wo?

W mo­im ze­spo­le sze­fem je­stem ja. Mi­chał nie­zwy­kle mi po­ma­ga, w sprawach mu­zycz­nych i tech­nicz­nych. Był ta­ki mo­ment, kie­dy chciałam, aby był kie­row­ni­kiem mu­zycz­nym ze­spo­łu, po­nie­waż nie ogarnia­łam wszyst­kie­go. Ale on nie chciał. Po­wie­dział, że wo­li ro­bić to, co po­tra­fi i lu­bi naj­bar­dziej. Jest bar­dzo skrom­ny. Wie­lu artystów w tym kra­ju ma do nie­go za­ufa­nie, wie­dzą, że współ­pra­ca z nim to gwa­ran­cja ja­ko­ści. Dla­te­go czę­sto jest za­pra­sza­ny do wie­lu pro­jek­tów i skła­dów.

Kto rzą­dzi w do­mu?

Je­ste­śmy part­ne­ra­mi. Sta­ra­my się na­wza­jem wspie­rać.

Domyślam się, że o tym opowiada pio­sen­ka „Pół na pół”?

Tak, śpie­wa­my ją ra­zem z Bart­kiem Kró­li­kiem. To utwór nie­zwy­kle prosty, aku­stycz­ny w brzmie­niu, osa­dzo­ny w blu­esie, choć tekst jak na blu­es jest bar­dzo ra­do­sny.

Śpie­wa­cie: „Wszyst­kie wzlo­ty, każ­dy dół, dzie­lę z to­bą pół na pół”. Co to­bie i Mi­cha­ło­wi uła­twia ży­cie we dwo­je?

W ży­ciu za­wo­do­wym i pry­wat­nym po­ma­ga nam to, że wyznajemy te sa­me warto­ści. Podobnie myślimy, mamy ten sam gust. Je­śli na przy­kład słucha­my ra­zem pły­­ty, to w tym sa­mym mo­men­cie zwra­ca­my na to sa­mo uwagę. Ma­my iden­tyczne po­­czu­cie hu­mo­ru, czy­li ten sam ro­dzaj dy­stan­su do sa­mych sie­bie i po­dob­ny po­ziom abs­trak­cji, czy­li wie­my, że pew­ne rze­czy nas śmie­szą, a pew­ne już nie.

Co lu­bi­cie ra­zem ro­bić w do­mu?

To, co męż­czy­zna z ko­bie­tą lu­bią ro­bić naj­bar­dziej. (śmiech) Łą­czy nas wie­le pa­sji. Lu­bi­my zaj­mo­wać się urzą­dza­niem do­mu. Cho­ciaż Mi­chał jest bar­dziej prak­tycz­ny, ja bar­dziej zwra­cam uwa­gę na es­te­ty­kę. Ale ostat­nio zbli­żam się do Mi­cha­ła. Kie­dyś mo­głam mieć naj­bar­dziej niefunk­cjo­nal­ną rzecz, ale grunt, aby by­ła pięk­na. Te­raz to się trochę zmie­ni­ło.

Wspól­ne go­to­wa­nie?

Cza­sem ze zna­jo­my­mi ro­bi­my so­bie róż­ne spo­tka­nia ku­li­nar­ne. A jak mam czas, go­tu­ję w do­mu dla ro­dzi­ny. Lu­bię to. Ulu­bio­ną zu­pą Mi­cha­ła jest zu­pa taj­ska, ta­ka z mle­kiem ko­ko­so­wym, tra­wą cy­try­no­wą i kur­czacz­kiem.

Śpie­wasz o swo­im związ­ku: „Nie cze­kam już na wiel­kie sło­wa, są mi nie­po­trzeb­ne”. Co to zna­czy?

By­cie ze so­bą nie po­le­ga na ja­kichś wiel­kich de­kla­ra­cjach, słowach.

A na czy­nach?

Na pew­no nie po­le­ga na ocze­ki­wa­niu na wiel­kie czy­ny. Czu­ję, że Mi­chał mnie ko­cha. Śpie­wam więc da­lej: „Wy­star­czy to, co mia­łeś w oczach…”.

Już moż­na ku­pić two­ją pły­tę, a ty za­czy­nasz se­rię koncertów…

Ogrom­nie się cie­szę, już nie mo­gę się do­cze­kać, uwiel­biam bo­wiem na ży­wo kon­fron­to­wać mo­ją mu­zy­kę ze słu­cha­cza­mi.

Jeśli już możesz wybierać: wo­lisz du­że kon­cer­ty czy ra­czej ma­łe sal­ki?

Lu­bię rów­no­wa­gę, po­nie­waż w oby­dwu przy­pad­kach to in­ny ro­dzaj wię­zi z pu­blicz­no­ścią. Ma­łe sal­ki da­ją spe­cy­ficz­ny kon­takt, jest on wręcz in­tym­ny, wte­dy mó­wią mo­je oczy, ina­czej brzmi mu­zy­ka. Z ko­lei na dużych kon­cer­tach mam przed so­bą mo­rze lu­dzi i wte­dy ina­czej się zacho­wu­ję, bar­dziej li­czą się sło­wa i ge­sty. Chcę grać jak naj­wię­cej. To jest mo­ja kar­ma, nie tyl­ko w sen­sie fi­nan­so­wym, bo mu­zyk mu­si grać na ży­wo, ina­czej gnu­śnie­je. Po­dob­nie mó­wi mój mąż, któ­ry oprócz te­go, że wy­stę­pu­je ze mną, gra tak­że w or­kie­strze Ada­sia Szta­by i w kil­ku skła­dach jaz­zo­wych. Ni­gdy nie wpa­dam w ru­ty­nę, każ­dy kon­cert jest dla mnie wy­jąt­ko­wy. Bo kon­cert to nie tyl­ko mu­zy­ka, ale wza­jem­ne otwieranie się. Cho­ciaż oczy­wi­ście to za­le­ży tak­że od pu­blicz­no­ści. Ja­ka jest? Cza­sa­mi na po­cząt­ku jest na sa­li „lek­ka zi­ma”, ale jak się kon­cert skoń­czy, to pu­blicz­ność do­ma­ga się bi­sów. Oka­zu­je się, że nie po­tra­fi­li wcze­śniej
wy­ra­zić swo­je­go za­do­wo­le­nia. Wiem, że tak­że i ja, je­śli nie da­ję ca­łej sie­bie, to nie do­sta­nę zbyt wie­le od in­nych. Mam tym więk­szą sa­tys­fak­cję, im wię­cej lu­dzi uda­ło mi się wcią­g­nąć w mo­ją mu­zy­kę, kie­dy wi­dzę, że śpie­wa­jąc, coś wy­wo­łu­ję: al­bo za­ba­wę, al­bo wzru­sze­nie, do­bre sa­mo­po­czu­cie. Po każ­dym uda­nym koncercie mam ta­kie wra­że­nie, że zy­ska­łam no­wych przyjaciół.

Spo­ty­kasz się z ni­mi?

Po kon­cer­cie je­stem zbyt wy­czer­pa­na, by od ra­zu spo­ty­kać się z ludźmi. Mu­szę naj­pierw pójść do gar­de­ro­by, ochło­nąć, od­świe­żyć się, zro­bić kil­ka od­de­chów, a tak­że ob­ga­dać z mu­zy­ka­mi kon­cert i podziękować so­bie na­wza­jem. Do­pie­ro wte­dy, znów peł­na sił, wychodzę do fa­nów.

Zbli­ża się Bo­że Na­ro­dze­nie. Jak przy­go­to­wa­nia?

Gru­dzień to pa­ra­dok­sal­nie je­den z naj­bar­dziej za­pra­co­wa­nych mie­się­cy dla mnie… Jak już jest Wi­gi­lia, to po pro­stu po­wie­ki mi się zamy­ka­ją. Kie­dy sie­dzi­my przy ko­min­ku, mia­ła­bym ocho­tę le­żeć i odpoczy­wać… a tu trze­ba jeść. (śmiech)

A co przy­go­tu­jesz smacz­ne­go w tym ro­ku?

Nie ja, bab­cia za­wsze prze­chwy­tu­je ten te­mat… Ale od nie­daw­na Wi­gi­lia sta­ła się rów­nież waż­na ze wzglę­du na dzie­ci, chcia­ła­bym, aby ją mi­le za­pa­mię­ta­ły, Jaś ca­ły czas wie­rzy w Mikołaja…

Masz po­mysł na pre­zen­ty dla dzie­cia­ków?

Jesz­cze nie, tro­chę na to za wcze­śnie. Ale wiem, cze­go nie ku­po­wać. Kie­dyś przy­je­cha­ły do Ja­sia cio­cie z Ame­ry­ki. I Jaś, jak każ­de dziecko, cze­kał na pre­zent. A tu cio­cie przy­wio­zły mu sło­dy­cze i ubran­ka. Ja­sio, oglą­da­jąc pre­zen­ty, sko­men­to­wał je trze­ma sło­wa­mi: „Nu­da, nu­da, nu­da”. By­ło mi wstyd. Na szczę­ście cio­cie mia­ły po­czu­cie hu­mo­ru i śmia­ły się z te­go. Te­raz, jak do nich dzwo­nię i py­tam, co sły­chać, od­po­wia­da­ją: „Nu­da, nu­da, nuda”.

Wła­śnie. A co u cie­bie sły­chać?

Je­stem szczę­śli­wa, a dla nie­któ­rych to nu­da, nu­da, nu­da…

A jak słu­chać pły­ty „Se­xi Fle­xi”?

Od przo­du, od ty­Łu, jak kto chce… jest tak fle­xi, że przy­le­pi się do ucha.

Wydanie Internetowe

Źródło artykułu:Magazyn Sukces
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (0)
Zobacz także