Przez Brexit wrócą do kraju? Pytamy Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii
18.01.2017 18:21, aktual.: 19.01.2017 09:06
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Brexit to teraz jeden z głównych tematów. Sporo moich znajomych się obawia, a parę osób już się spakowało i wróciło - mówi Sergiusz Pinkwart, dziennikarz i pisarz, który od półtora roku, razem z rodziną, mieszka w Liverpoolu.
Theresa May we wtorkowym przemówieniu próbowała uspokoić emocje, które towarzyszą decyzji o wystąpieniu Wielkiej Brytanii z UE. Przede wszystkim podkreśliła, że planuje jak najszybciej zagwarantować prawa obywateli UE już mieszkających i pracujących na Wyspach. Mimo to nie wszyscy czują się bezpiecznie. Drożyzna w sklepach, wzrost podatków, okrojenie świadczeń socjalnych i nowa polityka migracyjna to tylko niektóre skutki Brexitu, z którymi przyjdzie się zmierzyć milionowej społeczności Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Czy rzeczywiście, jak sugerują eksperci, do kraju wróci co trzeci Polak? I jakie nastroje panują obecnie wśród brytyjskiej Polonii?
Powrót "z twarzą"
- Zauważyłam niepewność jutra wśród moich znajomych - Aleksandra, która mieszka w Wielkiej Brytanii od kilku lat i urodziła tam dwójkę dzieci. Dodaje, że atmosferę strachu podsycają nawet niektórzy urzędnicy, mimo że nowe przepisy dotyczące imigrantów jeszcze nie powstały: - Pracownica socjalna, która zajmuje się polskimi rodzinami, już wmawiała dzieciom z polskiej szkoły, że będą musiały wyrobić sobie kartę rezydenta albo podwójne obywatelstwo, aby tutaj zostać.
Jak relacjonuje Aleksandra, część osób faktycznie ulega presji i składa oficjalne wnioski – inni czekają, aż sytuacja się rozwinie. Jedną z takich osób jest Agnieszka, która przyjechała do Wielkiej Brytanii rok temu, zaczęła pracę w kawiarni i poznała tu Brytyjczyka. Są zakochani, jeśli będzie trzeba - wezmą ślub, żeby Agnieszka nie musiała wracać do Polski. Anna, 28-latka, mieszka w Londynie niespełna rok. Mówi, że Brexit wywrócił jej plany życiowe do góry nogami.
- Przede wszystkim dlatego, że w dalszym ciągu nie do końca wiadomo, co Brexit ze sobą niesie - mówi dziewczyna. - Trudno planować, kiedy nie wiadomo, czy plan ma jakiekolwiek szanse na powodzenie.
Sergiusz Pinkwart zwraca uwagę na to, że o powrocie do Polski w związku z Brexitem myślą przede wszystkim ci, którym z różnych powodów nie powiodło się na Wyspach albo przeżyli rozczarowanie w związku z emigracyjną rzeczywistością.
- Każdy emigrant na początku przeżywa stres związany z obniżeniem poczucia własnej wartości. To normalne, że dyplomy i tytuły naukowe chowa się do szuflady i bierze się pracę grubo poniżej kwalifikacji - tłumaczy Pinkwart. - Ci, którzy w Polsce mieli dobrze, a na Wyspach zamiast pójść w górę, musieli się zniżyć do pracy „przy łopacie”, już spakowali walizki i wracają.
Dziennikarz jest zdania, że dla tych osób Brexit to szansa powrotu „z twarzą”.
- Mogą spojrzeć w oczy rodzinie i przyjaciołom i powiedzieć: „musiałem wrócić, bo w Anglii nas nie chcą”. Nie muszą tłumaczyć, że w ich wypadku wyjazd od początku był pomyłką - stwierdza Pinkwart.
Joanna, która pracuje jako kasjerka w brytyjskim banku i jej partner Mariusz, zatrudniony w piekarni jako supervisor, zwracają uwagę, że wśród brytyjskiej Polonii panuje duże rozwarstwienie.
- Z jednej strony są rodziny, które ustawiły sobie tu już życie, posyłają dzieci do szkół, mają stabilną pracę, znajomych z różnych kręgów kulturowych, opanowali język, a z drugiej osoby, które nie znają angielskiego, nie integrują się, chwytają się dorywczych, tymczasowych prac i „jakoś” funkcjonują - wyjaśnia Mariusz.
Ekonomiści przewidują, że to właśnie tej ostatniej grupie będzie najtrudniej utrzymać w nowych warunkach, które zapanują po opuszczeniu przez Wielką Brytanię Unii Europejskiej. Słabiej wykształceni i gorzej opłacani Polacy staną prawdopodobnie przed trudną decyzją o powrocie. Jednak Brexit, a konkretnie osłabienie funta i przejściowy kryzys, który związany z podwyżką cen, podatków czy renegocjacją umów handlowych, może wywołać ogólną niechęć do emigrantów, również tych, którzy na Wyspach radzą sobie bardzo dobrze.
Przepraszają za Brexit
- Dla mnie ogromnym zaskoczeniem było to, że spora liczba moich znajomych z brytyjskiej Polonii kibicowała kampanii pro-brexitowej, co zakrawało na absurd, ale wiązało się z negatywnym postrzeganiem Unii Europejskiej, a przede wszystkim strachem przed napływem uchodźców - mówi Sergiusz Pinkwart. - To, że Brexit był wymierzony głównie w Polaków, miało wtedy drugorzędne znaczenie.
Według niego było to spowodowane faktem, że Polacy, którzy dotarli na Wyspy stosunkowo niedawno, oglądają głównie polską telewizję.
- A w tamtym czasie programy informacyjne codziennie bombardowały nas obrazkami zdziczałych hord podbijających słabą Europę - mówi dziennikarz.
Jego zdaniem stąd właśnie wziął się abstrakcyjny pomysł, że dzięki Brexitowi Wielka Brytania obroni się przed muzułmanami.
- Pamiętam radość niektórych i triumfalnie uniesione kciuki w górę. Udało się pokazać tej złej Unii, że nie ma zgody na multi-kulti - tak Pinkwart wspomina dzień referendum, w którym doszło do przegłosowania Brexitu. - Kilkoro znajomych tak myślących już wróciło do Polski. Inni, jeśli są wystarczająco długo na Wyspach, pocieszają się tym, że może będzie za jakiś czas łatwiej o pracę, bo przestanie płynąć tu nieprzerwany strumień imigrantów i „Angole” na własnej skórze odczują skutki braku rąk do pracy - stwierdza Pinkwart.
Nieco inaczej wyniki czerwcowego referendum wspominają 28-letnia Anna i Agnieszka, 25-latka, która przyjechała do Londynu zaledwie kilkanaście miesięcy temu, ale wiązała z Wyspami swoją przyszłość.
- W Londynie ponad 90 proc. głosujących było za pozostaniem Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej - mówi Anna. - Słupki słupkami i rzeczywiście, bardzo dosadnie dało się to odczuć na ulicach miasta w dniu ogłoszenia wyników. Londyn był cichy i pusty jak sopockie molo w deszczowy dzień. Ludzie byli bardzo zawiedzeni.
Anna pracuje z rdzennymi Brytyjczykami - z dziada pradziada. Nie spotkały jej żadne nieprzyjemności czy niechęć z ich strony.
- Szanują mnie, są zawsze uprzejmi i traktują mnie jak swojego - mówi dziewczyna. - Po ogłoszeniu wyników byli wściekli i przepraszali mnie za bieg wydarzeń.
Agnieszka potwierdza, że dzień po referendum, panowały w Londynie grobowe nastroje:
- Moi znajomi nie dowierzali temu, co się stało, byli wręcz zszokowani. Nie tylko pracujący w kawiarni obcokrajowcy, a jest ich tu sporo, ale też znajomi i rodzina mojego narzeczonego. Tylko jeden zatrudniony u nas Polak się cieszył. Pamiętam, jak powiedział, że "wreszcie pozbędziemy się ciapatych". Miesiąc temu stracił pracę jako pierwszy, już wrócił do Polski.
Dziś już wiadomo, że „obrona” Wielkiej Brytanii przed falą migrantów odbija się również na mieszkających tam Polakach. Tym bardziej, że muzułmanie zdążyli już wrosnąć w brytyjski krajobraz, a Polacy wciąż są stosunkowo młodą społecznością. Przejawy niechęci wobec nich są zauważalne, choć jak przekonują Joanna i Mariusz, koloryzowane prze media.
- Począwszy od żartów: "jeszcze tu jesteście?", przez utrudnienia administracyjne, wszystkie sprawy formalne, które jeszcze rok temu można było załatwić w kilka dni, teraz przeciągają się w nieskończoność, aż po otwartą wrogość. Ale to na szczęście przypadki najrzadsze - dodaje Sergiusz Pinkwart.
Joanna i Mariusz mówią, że incydenty związane z niechęcią do Polaków, zwłaszcza te, w których doszło do pobić, mają często drugie dno.
- Działo się to pod wpływem alkoholu, na imprezie, w podejrzanym towarzystwie - wylicza Mariusz. - Moim zdaniem to ludzie, którzy sami sobie na to zapracowali.
Emerytura w Polsce
Asia i Mariusz nie spotkali się jak dotąd ani z docinkami, ani z żadną formą dyskryminacji. Co prawda Joanna, zanim awansowała w banku, była niemal prześwietlana - procedury dotyczące zatrudniania imigranta na stanowisku związanym z dostępem do pieniędzy, są zaostrzone. Oboje wiodą jednak obecnie ustabilizowane życie w Londynie i na pewno nie będą stąd uciekać.
- Stać nas na życie na poziomie. Cztery, pięć razy do roku wyjeżdżamy na urlop, jesteśmy wstanie odłożyć razem około 1000 funtów miesięcznie. Nie mamy żadnych zobowiązań, tylko plany na przyszłość - mówi Mariusz. - Rok temu kupiliśmy dom na kredyt, teraz go remontujemy. Chcemy jeszcze trochę w niego zainwestować, a potem już odkładać na dom w Polsce.
Bo o powrocie do Polski myślą, ale nie w kontekście Brexitu. Chcą spędzić emeryturę w rodzinnych stronach. Anna, mimo że nie czuje się na razie bezpośrednio zagrożona, szuka nowych mozliwości. Mówi, że niepewność jutra odziera ją z lekkości. Coraz częściej myśli o wyjeździe do Australii. Agnieszka skarży się, że w urzędach tudno dowiedzieć się na razie czegoś konkretnego. Nie chce brać ślubu z przymusu, ale jeśli będzie to jedyny sposób na zatrzymanie się w Wielkiej Brytanii, ona i jej chłopak są już zdecydowani. I tak się kochają.
- Ci, którzy przetrwali pierwszy okres, a potem poszli w górę, nie myślą o powrocie - przekonuje Sergiusz Pinkwart. - Zapuścili korzenie na Wyspach, posłali dzieci do brytyjskich szkół i wierzą, że Brexit ich nie dotknie. Wielu z nich zaczęło swoje emigracyjne życie jeszcze przed 2004 rokiem i mają twardą skórę. Pamiętają czasy wiz i pozwoleń na pracę. Będzie im trudniej, ale znają już język i brytyjskie realia. Przetrwają.