"Większość stać na własne mieszkanie". Polka szczerze o życiu w Szkocji

"Większość stać na własne mieszkanie". Polka szczerze o życiu w Szkocji
Źródło zdjęć: © Instagram.com/malgofrej, Pixabay
Karolina Błaszkiewicz

15.09.2017 19:04, aktual.: 16.09.2017 08:49

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Małgorzata Frej, młoda lekarka, 10 lat temu przyleciała do Edynburga. Dziś podsumowuje tę dekadę wpisem na blogu "Migawki M.". Pisze o zarobkach, pomocy państwa, policji, autostradach czy szkockiej edukacji. – Było warto – stwierdza.

"Mam 29 lat. Mieszkam w Edynburgu od 10 lat i pracuję jako lekarz. Na początku 2016 roku zostałam mamą" – opisuje siebie Frej, w tekście poświęconym Szkocji wspominając, że wylądowała w niej "z jedną walizką trzymając kurczowo dłoń chłopaka". Dziś uważa ten kraj za drugi dom – piękny, bezpieczny i dobrze rozwinięty. Na blogu wylicza największe zalety i wady życia w nim, zaznaczając: "Nadal tu mieszkam. Z wyboru. Nie z zesłania".

Frej zaczyna od zarobków. Jej zdaniem, te są godziwe – stawka za godzinę pracy wynosi 6,5 funta. To stawka minimalna, i jak dodaje autorka, taką zarabia niewielka część szkockiego społeczeństwa. "Większość pracujących ludzi stać na własne mieszkanie, 6-letniego Forda Focusa, meble z IKEI i tydzień na Costa del Sol w lipcu" - wyjaśnia. – Dla ludzi pracujących w zawodzie pensja początkowa po studiach wynosi między 15 a 30 tys. na rok (brutto)" – dodaje. Od podatku, jak czytamy, można odliczyć w tej chwili prawie 11 tys. funtów.

Dalej Polka nie może nachwalić się szkockich dróg, "szybkich i bezpiecznych", choć narzeka na ciągnące się w nieskończoność roboty drogowe. Trwają tak długo przez wiecznie dziurawe drogi w miastach. Nie podobają się jej także ceny biletów na komunikację miejską. Pisze wprost, że bardziej opłaca się korzystać z auta. Inaczej jest w wypadku załatwiania spraw urzędowych. – To niemal przyjemność. Właściwie wszystko można załatwić przez internet – czytamy. Równie dobrze, co z urzędnikami, Frej żyje się ze szkocką policją. Gorzej ma z parkingowymi ("jedna z najbardziej znienawidzonych grup społecznych") – karzą wysokimi mandatami.

O edukacji blogerka pisze zaledwie kilka zdań. Nie ma porównania między studiami w Szkocji, a tymi w Polsce. Podkreśla natomiast, że wiele wyniosła z nich jako człowiek, chwali otwartość profesorów i sposób, w jaki motywują studentów. Sami Szkoci to przede wszystkim ludzie, których charakteryzuje ciekawość i otwartość. – Zdarzało się, że pacjenci pytali mnie, po co tu przyjechałam, kiedy zamierzam wracać do domu i czemu akurat mieszkam w Szkocji. Bywało też tak, że rozmawiałam ze staruszkami na ginekologii i kiedy usłyszały, że jestem z Polski zaczynały mi opowiadać rzewne historie o polskich żołnierzach i klubie Polaka, gdzie chodziły na potańcówki po wojnie – pisze Frej.

To, co chciałaby im przekazać, to to, że jedzenie może być smaczne. Na pewno wyczuwa się w tym małym apelu nutę ironii. – Czasem mam ochotę powiedzieć: wiecie, że chleb można piec w taki sposób, żeby nie smakował jak pusta gąbka? (…) Lub: są miejsca na świecie, gdzie pomidory nie smakują jak woda, a truskawki kosztują 10 zł za kilogram słodkich pyszności, a nie za 5 przerośniętych wodnistych sztuk – stwierdza. A na koniec zauważa, że lubi Szkocję również za akcent. – Kiedy ląduję w Szkocji po wakacjach pierwsze usłyszane nieme T i twarde R sprawia, że czuje się jak w domu – pisze. I choć czasem tęskni za Polską, to podkreśla, że takie życie wybrała i je lubi.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (8)
Zobacz także