Blisko ludzi"Wezmą nas głodem i zabronią strajków w przyszłości." O czym rozmawia się w pokojach nauczycielskich?

"Wezmą nas głodem i zabronią strajków w przyszłości." O czym rozmawia się w pokojach nauczycielskich?

"Wezmą nas głodem i zabronią strajków w przyszłości." O czym rozmawia się w pokojach nauczycielskich?
Źródło zdjęć: © East News
Aleksandra Kisiel

17.04.2019 12:27, aktual.: 18.04.2019 12:33

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Strajk nauczycieli trwa drugi tydzień. Jak długo wytrwają protestujący? Czego się boją? Skąd wezmą pieniądze, by dalej strajkować i dlaczego na "eleganckie wnętrza" reagują alergicznie? Słuchałam rozmów w pokoju nauczycielskim w jednym z poznańskich techników.

Ilekroć przechodziłam koło pokoju nauczycielskiego w moim ogólniaku, zastanawiałam się, co się tam dzieje. Dziś miałam okazję zaspokoić ciekawość. Nauczyciele z jednego z poznańskich techników wpuścili mnie do swojej przestrzeni. Telefonicznie przysłuchiwałam się ich rozmowom o strajku. Obawom związanym z poczynaniami rządu. Wściekłości spowodowanej wysokością dodatku motywacyjnego. – Chyba demotywacyjnego! W moim przypadku wynosi 50 zł. To mniej niż moi uczniowie dostają od rodziców za dobre oceny. W Warszawie taki dodatek to nawet 1500 zł – mówił jeden z nauczycieli.

Główny temat rozmów? Strajk i jego przyszłość. Pytam, czy czują, że koniec jest bliski. Karolina, szefowa związku zawodowego, mówi wprost: - Wiemy, że ministerstwo i rząd chcą nas wziąć głodem. Bo przy nauczycielskich pensjach i niepewności, jakie pieniądze dostaniemy za okres strajku i czy w ogóle, liczba strajkujących będzie topnieć. Bo po prostu nie będzie nas stać na to, żeby dalej strajkować – do rozmowy włącza się Małgosia. – Ale też wszyscy wiemy, że jeśli teraz się poddamy, to już nigdy, żadna rozmowa na temat edukacji w Polsce nie dojdzie do skutku. Ministerstwo będzie w trybie rozporządzeń demolować polskie szkoły. – A jeśli wytrwamy, to którejś nocy posłowie tak zmienią prawo, że od września nauczyciele stracą prawo do strajków – dodaje Adam. Pytam, czy taka opcja byłaby zgodna z prawem. – Myślisz, że ten rząd szanuje prawo? Skoro można było nie publikować wyroków Trybunału Konstytucyjnego, skoro można było ściągnąć strażaków na egzaminy gimnazjalne, to dlaczego by nie pozbawić nauczycieli prawa do strajku – tłumaczy nauczycielka WOS.
Ryzyko, że z dnia na dzień zmieni się prawo, jest coraz bardziej realne, im bliżej matur. O ile zakaz strajkowania pozostaje raczej w sferze strasznych hipotez, o tyle zarządzenie ministra edukacji, że klasyfikację uczniów może przeprowadzić dyrektor szkoły, samodzielnie, jest mocno prawdopodobne.

Co się stanie, gdy MEN wytrąci nauczycielom najważniejszy oręż z dłoni i matury się odbędą? – Stop. Muszę cię poprawić. Już taka moja nauczycielska natura. Przeprowadzenie egzaminów bądź ich zablokowanie, to nie jest argument, jakim posługują się strajkujący nauczyciele. To rzecz, na której skupia się ministerstwo. Dla nich ważne jest to, że egzaminy się odbywają. A nie to, że dzieciaki drugi tydzień nie chodzą do szkoły. Dlatego tak mnie wkurzają te teksty, że powinniśmy pomyśleć o dzieciach i nie strajkować. Przecież my o nich myślimy! – dodaje Jagoda od wiedzy o społeczeństwie. – I nigdy nie powiedzieliśmy, że nie będziemy klasyfikować dzieciaków z klas maturalnych. My po prostu trwamy w strajku. W strajku, o którym było wiadomo od grudnia. I z którym do tej pory rząd nie zrobił nic – dodaje szefowa szkolnego ZNP.

– Nie boicie się, że jeśli do matur nie dojdzie, poparcie dla strajku poleci na łeb na szyję? Już jest niskie. Kantar podaje, że 47 proc. jest za, 49 proc. – przeciw – pytam.
– Boimy się. Boimy się też, że do matur nie dotrwamy. Ja jestem absolutnie pewna naszych postulatów. Ale na wszelki wypadek nie liczę, czy będę w stanie przeżyć, jeśli dostanę tylko połowę pensji – mówi Karolina. Małgosia dorzuca, że skoro mowa o pieniądzach, to nic nie podnosi jej ciśnienia tak, jak wykresy ze średnim wynagrodzeniem, jakie przedstawia strona rządowa. - Zacznijmy od tego, co się do tej średniej wlicza: wynagrodzenia dyrektorów, nagrody, odprawy emerytalne, które są dość wysokie, ale dostajesz je raz w życiu, gdy odchodzisz z pracy. Mało tego! Wliczają się również odszkodowania za wypadki przy pracy, czy zadośćuczynienia, jakie nauczyciel wywalczył w sądzie. Nic dziwnego, że ta średnia wynosi 5 czy 6 tysięcy i że żaden nauczyciel takich pieniędzy nie widział na oczy. Należałoby mówić o medianie. Ale wtedy rząd nie miałby się czym chwalić – Małgosia uczy matematyki. I ilekroć widzi wykresy w publicznej telewizji, utwierdza się w przekonaniu, że strajkować trzeba.

Rząd mówi o podwyżkach – tu 5 proc, tam 15 proc. – Jak zobaczyłam te ekstra pieniądze, które po ostatniej podwyżce wpłynęły na moje konto, czym prędzej leciałam na zakupy! Wydawało mi się, że mam 808 złotych więcej. Nie dojrzałam przecinka. Podwyżka wynosiła 80,8 zł – dodaje kolejna z nauczycielek. Całe grono pedagogiczne wybucha śmiechem. To gorzki śmiech.

Kolejny raz wesoło robi się, gdy pytam o propozycję prezydenta Dudy, o udostępnieniu Belwederu na potrzeby okrągłego stołu. – Ja na serio jestem rozbawiona i zbulwersowana tym tekstem prezydenta o "eleganckich wnętrzach, które są ku temu odpowiednie, żeby omawiać poważne, polskie sprawy" – mówi Karolina. – Mogę rozmawiać w Belwederze, mogę rozmawiać w hali produkcyjnej. Nie potrzebuję wyściełanego atłasem krzesła, w którym mogę posadzić tyłek, żeby rozmawiać o edukacji. Ja potrzebuję partnera do rozmowy. Bez względu na to, czy na ścianach wiszą dzieła mistrzów czy jarzeniówki. A to, że pan prezydent do akcji włączył się dopiero teraz, pokazuje, jak mało go ta polska edukacja obchodzi– Karolina jest wyraźnie zdenerwowana.

Obraz
© Domena publiczna

Rzucam kolejny temat: podwyższenie pensum, czyli zwiększenie liczby godzin dydaktycznych, jako sposób na to, aby nauczyciele zarabiali więcej. – Rząd mówi: chcecie więcej zarabiać, będziecie więcej pracować. Świetnie! Ja z chęcią przystanę na takie rozwiązanie. Szkoda tylko, że rząd nie dodaje, jaka jest prawdziwa motywacja tych działań. A jest taka: 50 proc. nauczycieli ma ponad 50 lat. Czyli za 10 lat odejdą na emeryturę. Następstwa pokoleń nie ma. Młodzi do zawodu się nie garną. Czyli za 10 lat będzie kryzys demograficzny w edukacji, który politycy chcą zażegnać nie przez uczynienie zawodu nauczyciela bardziej atrakcyjnym, a przez zwiększenie liczby godzin, czyli defacto zmniejszenie liczby etatów dla nauczycieli - wyjaśnia jedna z nauczycielek w poznańskiej szkole.

O planowanej akcji protestacyjnej było wiadomo już w ubiegłym roku. Rząd miał mnóstwo czasu, aby podjąć odpowiednie kroki i spór załagodzić. Bierność Ministerstwa Edukacji Narodowej, opieszałość premiera i prezydenta we włączeniu się do mediacji, brak konkretnych propozycji pozwalają przypuszczać, że wizja, jaką snują nauczyciele: zakończenia strajku jednym rozporządzeniem czy ustawą wydaje się bardzo prawdopodobna. – MEN i rząd mają pełnię władzy. Mogą z nami zrobić, co chcą. Dlatego tym bardziej musimy strajkować. Od tego, czy wytrwamy, zależy przyszłość polskiej edukacji. A od edukacji zależy wszystko – mówi na koniec Urszula, polonistka.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik związny ze Strajkiem Nauczycieli? Chcesz wyrazić swoje poparcie lub sprzeciw? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (7)