#bezwyjscia Przemoc domowa w czasie kwarantanny. Gdy nie ma dokąd uciekać
05.04.2020 10:53, aktual.: 17.04.2020 20:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
– Bił mnie tak długo, aż córka wezwała policję. Policjant zapytał mnie, czy składam oficjalne zawiadomienie. Spanikowałam, bo przed jego przyjazdem odgrażał się, że wyrzuci mnie z domu. Ja naprawdę wierzyłam, że w tak trudnym okresie epidemii mogę skończyć z dziećmi na ulicy – przyznaje Edyta.
Gdy zapytałam w kilku grupach w mediach społecznościowych, czy ktoś zna kobietę, która może obecnie przebywać w sytuacji bez wyjścia i być uwięziona na kwarantannie ze swoim oprawcą pod jednym dachem, nie spodziewałam się aż takiego odzewu.
Dość szybko udało mi się dotrzeć do pań, które przerażone opowiedziały mi o największym koszmarze swojego życia. Żadna z nich nie zgodziła się wystąpić w tym tekście pod imieniem i nazwiskiem. Te, które nadal żyją w tej przerażającej symbiozie, boją się. Te, którym udało się odejść, wstydzą. Przed sobą, dziećmi i rodziną. Historie Magdy, Edyty i Anny muszą ujrzeć światło dzienne.
Policja interweniowała drugiego dnia kwarantanny
Mąż Edyty jest zawodowym kierowcą. Niestety, po ślubie szybko pokazał swoje prawdziwe oblicze. Po alkoholu robił się agresywny, a swoją złość często wyładowywał na najbliższych.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Historie inspirujących kobiet
– Był długi okres, że pracował w tygodniu, a do domu wracał jedynie na weekendy. Swoim zachowaniem doprowadził do tego, że wszyscy zaczęli żyć w stresie i nerwach na myśl o jego przyjeździe. W furii potrafił niszczyć wszystkie rzeczy znajdujące się w pomieszczeniu, wyzywał nas i próbował wyrzucić z domu, tłumacząc, że należy do niego – opowiada Edyta. – Dzieci się go boją. Gdy wiedziały, że ma przyjechać, prosiły, abym pozwoliła im nocować u babci lub koleżanki. Chciałam od niego odejść, ale groził, że wyrzuci nas na bruk. Manipulował faktami, zastraszał, a ja wierzyłam, że naprawdę ma do tego prawo – wyjaśnia.
Mężowi Edyty nie spodobało się, że został zobligowany przez sanepid do odbycia obowiązkowej kwarantanny w związku z wykonywanym przez siebie zawodem. Nie chciał zastosować się do panujących reguł.
– Zamiast spędzić czas z rodziną, zaczął pić, kompletnie ignorując fakt, że jesteśmy obok. Dzieci były przerażone wizją spędzenia z nim tygodni w zamknięciu. Chciałam z nim porozmawiać, zeszliśmy do piwnicy, aby dzieci nie słyszały, i on momentalnie wpadł w szał. Bił mnie tak długo, aż córka wezwała policję. Policjant zapytał mnie, czy składam oficjalne zawiadomienie. Spanikowałam, bo przed jego przyjazdem odgrażał się, że wyrzuci mnie z domu. Ja naprawdę wierzyłam, że w tak trudnym okresie epidemii mogę skończyć z dziećmi na ulicy – przyznaje Edyta.
Po odjeździe policji sytuacja się unormowała. Następny dzień zaczął się spokojniej, a rodzina nawet zjadła razem obiad. Niestety, mężczyzna ponownie wpadł w szał, gdy wieczorem żona próbowała skłonić go do szczerej rozmowy w cztery oczy.
– Drugiego dnia sytuacja się powtórzyła. Mąż zaczął grozić, że mnie zabije. Córka ponownie wezwała policję.
Funkcjonariusze szybko przybyli na miejsce zdarzenia. Edyta i dwoje dzieci odważyli się złożyć zeznanie. Mężczyznę zabrano, by spędził obowiązkową kwarantannę z dala od rodziny. Kobieta nie wie, gdzie obecnie przebywa jej mąż.
– Otrzymał zakaz zbliżania się do rodziny i nakaz opuszczenia domu. Teraz już wiem, że nie ma prawa nas wyrzucić. Obiecałam zabrać moje dzieci do psychologa, gdy to wszystko się już skończy. Ta sytuacja otworzyła mi oczy.
Zobacz także
Podczas epidemii uciekła z domu
Anna prowadzi własną działalność. Mieszka w jednym domu z mężem oraz 10-letnim synem. Relacja w małżeństwie zaczęła psuć się we wrześniu, gdy kobieta odkryła zdrady partnera. Wówczas mąż pokazał jej swoje drugie oblicze.
– Za wszystko mnie obwiniał i ciągle kłamał. Zaczął również dawać mi kary. Zabierał klucze do samochodu, dokumenty, próbował wmawiać różne rzeczy, na przykład, że zdrady są moimi urojeniami – opowiada.
Mężczyzna zaczął znęcać się nad żoną nie tylko fizycznie i psychicznie – pojawiła się również przemoc na tle seksualnym.
– Próbował zmusić mnie do stosunku. Rzucał się na mnie, obezwładniał i próbował zrobić swoje. Przez zaciśnięte zęby syczał, że mąż przecież nie może zgwałcić żony – opisuje nadal poruszona Anna. – Ciężko mi było uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. To olbrzymi ból oglądać siniki na swoim ciele, wiedząc, że ciosy zadała osoba, która niegdyś była dla nas całym światem.
Gdy ogłoszono narodową kwarantannę, Anna zmuszona była zawiesić swoją działalność. Firma męża także przestała prosperować i coraz bardziej zaczął denerwować się przyszłą sytuacją finansową rodziny.
– On dobrze zarabia, ale inwestował też pieniądze na giełdzie, był też hazard. Teraz, gdy wszystko jest zamknięte, nie ma klientów i siedzimy zamknięciu w domach, agresja się nasila – dodaje Anna.
Kobieta była przerażona sytuacją domową. Mąż na dobre zmienił się w oprawcę, który poniżał ją, wypominał błędy i notorycznie zastraszał. Anna zrozumiała, że sytuacja jest dramatyczna, gdy syn zaczął ją błagać, by wezwała policję, która wywiezie z domu agresywnego ojca.
– Zrozumiałam, że muszę zapewnić spokój i bezpieczeństwo swojemu dziecku. Zdecydowałam się na ucieczkę podczas kwarantanny. Zadzwoniłam do męża mojej siostry, który przyjechał samochodem 100 km tylko po to, aby zabrać nas z tego domu – wyznaje. – Tam będziemy bezpieczni, a ja mam nadzieję, że pandemia się skończy i będziemy mogli normalnie funkcjonować. Zamierzam się rozwieść.
Kwarantanna odcięła ją od znajomych
Magda mieszka ze swoim byłym mężem w małym jednoosobowym mieszkaniu. Z pensji dozorczyni nie jest w stanie wynająć innego lokum. Rodzina ma założoną niebieską kartę, a mieszkanie cyklicznie odwiedza policja.
– Mój były mąż jest alkoholikiem. Codziennie pije, rano i wieczorem, nie sprząta po sobie i dewastuje mieszkanie. Sprawa jest w sądzie. Wiem, że powinnam się wyprowadzić, ale to nie takie proste.
Sytuacja Magdy szczególnie pogorszyła się w okresie kwarantanny. Kobieta nie ma rodziców, u których mogłaby się ukryć, a znajomi, którzy zawsze oferowali jej wsparcie, nie chcą się spotykać w obawie przed zarażeniem koronawirusem.
– Jest bardzo źle. Ja już naprawdę nie jestem w stanie wytrzymać ciągłych gróźb i chociaż to niebezpieczne, wychodzę z domu. Jestem z tym wszystkim całkiem sama – przyznaje Magda.
W okresie epidemii życie jej byłego męża jest monotonne. Wstaje, idzie do sklepu po alkohol, wraca i naprzemiennie pije albo śpi. Podczas gdy on okupuje salon, Magda śpi na małym narożniku w kuchni.
– Teraz nie ma możliwości, aby wyrwać się z domu i do kogoś pojechać. Właściwie, to w domu nie mogę nawet swobodnie rozmawiać przez telefon. Nie czuję się bezpiecznie, bo on wszystko słyszy. Jestem odarta z prywatności, a na domiar złego on nie dba o higienę.
Były mąż Magdy zaniedbał mieszkanie. Rozbite lustra, brudne meble, pokryty popiołem z papierosów dywan i piętrzące się puszki po piwie – tak wygląda jej rzeczywistość. Dozorczyni po pracy wraca do brudnego mieszkania, które musi posprzątać. – Boję się i jego, i tej sytuacji, ale co ja mam zrobić? – mówi kompletnie zrezygnowana.
Przemoc domowa nasila się w okresie kryzysu
Centrum Praw Kobiet jest fundacją zajmującą się przeciwdziałaniem wszelkim formom przemocy i dyskryminacji kobiet w ich życiu prywatnym. Jej celem jest również stworzenie warunków umożliwiających kobietom korzystanie z należnych im praw, w tym prawa do życia wolnego od przemocy i dyskryminacji. Niestety, sytuacja ofiar w okresie kwarantanny jest szczególnie trudna.
Jak pokazują badania opublikowane w czasopiśmie naukowym "Violence and Gender" wydawnictwa Mary Ann Liebert, w okresie katastrof naturalnych (jak np. powodzie czy huragany) można zaobserwować wzrost przemocy domowej. Podobną atmosferę stwarza również zagrożenie epidemiologiczne, podczas którego nasilają się stres i frustracja spotęgowane niestabilną sytuacją finansową. Ofiary do posłuszeństwa mogą być zmuszane szantażem i groźbami odcięcia od pieniędzy, niestabilną sytuacją ekonomiczną lub obawą przed wyrzuceniem w domu, co w zaistniałej sytuacji stanowi realne zagrożenie zdrowia i życia.
Wzrost przypadków przemocy domowej podczas epidemii koronawiursa zaobserwowano w Chinach. Na policję zgłoszono wiele takich aktów, w tym sytuację z 11 lutego 2020 roku, gdy 12-letnie dziecko zadzwoniło z prośbą o pomoc. Wraz z matką i 7-letnią siostrą uciekało wówczas po ulicach opuszczonego miasta, próbując dostać się do domu krewnej oddalonego o 50 km od miejsca ich zamieszkania.
W tamtym czasie wiele miast było zamkniętych, by zapobiec rozprzestrzenianiu się koronawirusa, ale rodzina musiała narażać własne życie, byle tylko uwolnić się od oprawcy. Po wielu prośbach w końcu policja wydała rodzinie zgodę na wyjazd z miasta. Jak podaje chiński magazyn internetowy "Sixth Tone", liczba przypadków przemocy domowej zgłoszonych w Chinach w styczniu 2020 podwoiła się w stosunku do danych z ubiegłego roku.
Emerytowany policjant Wan Fei, będący założycielem organizacji przeciwdziałającej przemocy domowej w mieście Jingzhou, przyznał, że epidemia miała ogromny wpływ na przemoc w rodzinie. "Według naszych statystyk 90 proc. przyczyn przypadków przemocy w tym okresie jest związanych właśnie z epidemią koronawirusa" – podkreślił w rozmowie z "Sixth Tone".
Psycholog o sytuacji kobiet
– Faktycznie jest tak, że jeżeli pojawiały się w rodzinie konflikty jeszcze przed epidemią, to w obecnej sytuacji kryzysowej mogą dodatkowo się zaostrzać. Jest kwarantanna, a z rodziną przebywamy w małym pomieszczeniu przez całą dobą. Do tego dochodzą lęk o zdrowie nasze i bliskich, niepewność przyszłości oraz często świadomość niestabilności finansowej. To wszystko stanowi wybuchową mieszankę – zauważa psycholog Aleksandra Juszczyk.
– W zaistniałej sytuacji zostały zaburzone także nasze rytuały i przyzwyczajenia. Każda osoba w normalnym, codziennym życiu wypracowała mechanizmy radzenia sobie z konkretnymi sytuacjami, a tutaj są one zaburzone – podkreśla.
Dla ofiar przemocy w trudnych chwilach bardzo często wsparciem okazywała się rozmowa z osobą bliską – przyjaciółmi, rodzicami, rodzeństwem. W czasie kwarantanny kontakt ten jest utrudniony. Nie możemy wyjść z domu i swobodnie spotkać się z kimś, kto zwykle podnosił nas na duchu. Rozmowa przez telefon również może nie być swobodna w sytuacji, gdy obok znajduje się partner-oprawca. – Bywa, że sprawcy narzucają kontrolę. Potrafią sprawdzać np. telefony ofiar, tym samym odzierając ich z prywatności – podkreśla Aleksandra Juszczyk.
– W czasie epidemii koronawiursa pragnę zaapelować do społeczeństwa. Zwracajmy uwagę na ludzi, którzy zwykle byli wokół nas. Jeżeli ktoś długo się nie odzywał, a zwykle to robił, warto zadzwonić. Zapytajmy wprost, czy im czegoś nie potrzeba. Okazujmy zainteresowanie naszym bliskim. Niech wiedzą, że o nich myślimy. Gdy zauważamy, że dana osoba doświadcza przemocy domowej, nazywajmy te zachowania właśnie przemocą – dzięki temu ofiary mogą dostrzec, że coś jest nie tak i zachęci je to do przyjęcia pomocy. Ofiary często nie dostrzegają, że dane zachowania są przemocowe lub zaprzeczają i wypierają ten fakt – apeluje psycholog.
Prawnik apeluje o zapoznanie się z własnymi prawami
Mecenas Tomasz Plasota, radca prawny, zajmuje się zawodowo rozwodami, alimentami, podziałem majątku, prawem cywilnym i wszystkimi kwestiami związanymi z prawem rodzinnym. Z ogromnym zaangażowaniem prowadzi kanały social media, w których dzieli się z kobietami wsparciem i swoją wiedzą dotyczącą walki o nowe, lepsze życie. W mediach społecznościowych można odnaleźć go też po hashtagu #pojejstronie.
W swojej pracy bardzo często ma do czynienia z ofiarami przemocy domowej. Jak sam podkreśla, siedzenie w domach, które ma zapewnić nam bezpieczeństwo w okresie kwarantanny, w praktyce okazuje się prawdziwym testem dla rodzin i związków.
– Zaobserwowałem, że ofiary są często uzależnione od oprawców pod względem finansowym. Toksyczni partnerzy przekonują kobiety, żeby nie pracowały, a zajmowały się dziećmi i domem. W takich sytuacjach dochód mężczyzny jest jedynym źródłem utrzymania rodziny. Na co dzień partnerzy ci zajęci są zwykle pracą i rzadziej bywają w domach. W okresie kwarantanny nie mają tylu zadań zawodowych, nie mogą też spędzać czasu ze znajomymi poza domem. Przemoc z ich strony jest wtedy nasilona, ponieważ cały czas przebywają w domu i nie są w stanie powstrzymać się od gnębienia swoich partnerek – przyznaje.
– W ciągu kilku dni miałem wiele sygnałów od kobiet na temat tego, że są atakowane przez przemocowych partnerów. Miałem też już trzy telefony od pań, których partnerzy właśnie w okresie kwarantanny postanowili wyrzucić je z domu – w sam środek epidemiologicznego piekła z dzieckiem u boku – dodaje.
Oprawcy sprytnymi trikami potrafią zastraszyć partnerkę, wykorzystując jej nieznajomość prawa. – Zauważyłem, że wiele osób nie zna swoich praw. Manipulatorzy potrafią wmówić partnerkom, że nie zostanie im przyznana przez sąd opieka nad dziećmi np. tylko dlatego, że przez lata nie pracowały i nie miały żadnego dochodu, a zajmowały się domem. Co gorsza kobiety w to wierzą i tkwią w takich relacyjnych pułapkach – opowiada.
– Osoby żyjące w związkach nieformalnych obawiają się, że partner może z dnia na dzień wyrzucić ich z domu. W rzeczywistości, chociaż konkubinat nie jest prawnie sformalizowany, taka sytuacja nie może mieć miejsca z dnia na dzień. W przypadku próby wyrzucenia drugiej osoby z domu, nawet w asyście policji, trzeba stanowczo powiedzieć, że nie mamy gdzie pójść i nie chcemy opuścić lokalu, w którym znajdują się nasze rzeczy, i z którego korzystamy na podstawie niejako umowy użyczenia. Warto też wezwać kogoś bliskiego, aby był naocznym świadkiem wydarzeń. Osoba ta może też dokumentować, np. nagrać wideo, całe zajście – podpowiada mecenas Plasota.
Gdy dana osoba odmówi dobrowolnego opuszczenia lokalu, wówczas partner musi złożyć w sądzie pozew o eksmisję, którego rozstrzygnięcie może potrwać do kilku miesięcy.
– Zdaję sobie sprawę, że mieszkanie z oprawcą to żadna przyjemność, ale czasem potrzebne jest te kilka dni na ułożenie sobie spraw i znalezienie nowego lokum. Szczególnie w okresie epidemii, gdy powrót z małym dzieckiem do rodziców będących w podeszłym wieku nie jest wskazany.
Radca prawny Tomasz Plasota apeluje również do ofiar, aby nie dały się wyrzucić z domu bez dziecka, gdyż wówczas odzyskanie go przed sądem może okazać się naprawdę trudne.
– Sąd w takich sytuacjach zwykle stanie po stronie ojca. Szczególnie jeśli on manipuluje faktami i przedstawi was w złym świetle. Dobrowolnie opuszczając mieszkanie bez dziecka, możecie mieć faktyczny problem z odzyskaniem go. Bywają sytuacje, że partner, który został w domu z dzieckiem, wbrew swoim zapewnieniom skutecznie blokuje kontakt matki z dzieckiem, co negatywnie wpływa na jej więź z nim – tłumaczy mecenas.
Potrzebujesz pomocy? Dzwoń
Obecnie fundacja Centrum Praw Kobiet pracuje zdalnie i stara się być w kontakcie z podopiecznymi. W zaistniałej sytuacji oferuje zdalną konsultację psycholożek oraz prawniczek. Działa też całodobowy nr interwencyjny 600-07-07-17.
Ofiary i świadkowie przemocy mogą również szukać pomocy, dzwoniąc na niebieską linię dostępną pod nr 800-12-00-02 i kontaktować się z działającą pod nr 888-88-33-88 fundacją Feminoteka założoną z myślą o kobietach, także transseksualnych, doświadczających przemocy fizycznej, psychicznej, ekonomicznej czy seksualnej. Dostępni pod telefonem eksperci udzielą im bezpłatnych porad prawnych i psychologicznych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl